Hej! Trochę mnie nie było ale powracam :D Zmienił się wygląd bloga co równa się z tym iż czcionka, jak i kolor literek czy odstępy też się zmieniły i mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało. Cóż dziękuję za 2 komentarze, pod ostatnim rozdziałem liczę, że pod tym będzie ich więcej. Rozdział dużo wprowadza do całego opowiadania, także miłego.
P.S.: Przepraszam za błędy, i do następnego! ♥
--------------------------------------------
Szłam spokojnym krokiem rozkoszując się uczuciem dominacji. Podobało mi się fakt, że przede mną biegnie dziewczyna, która się mnie boi. Podobało mi się, że mogę ją zabić bez najmniejszego trudu. Chyba powinnam być przerażona tym faktem ale nie czułam się z tym źle. Właściwie czułam się z tym znakomicie.
P.S.: Przepraszam za błędy, i do następnego! ♥
--------------------------------------------
Szłam spokojnym krokiem rozkoszując się uczuciem dominacji. Podobało mi się fakt, że przede mną biegnie dziewczyna, która się mnie boi. Podobało mi się, że mogę ją zabić bez najmniejszego trudu. Chyba powinnam być przerażona tym faktem ale nie czułam się z tym źle. Właściwie czułam się z tym znakomicie.
- Wiesz, że i tak cię złapię!- Krzyczę po czym śmieję się głośno. Mój śmiech odbija się echem od gęsto rosnących drzew. Staję w miejscu i zatrzymuję swój wzrok na biegnącej postaci, która po chwili zatrzymuję się w miejscu. Ja tego chcę więc, ona to robi. Wolnym krokiem podchodzę do płaczącej dziewczyny i uśmiecham się szeroko z wyższością, która przeszywa całe moje ciało.
- Proszę cię zostaw mnie. Proszę.- Jej cichutki głos wkrada się do mojej głowy chcąc wzbudzić tym samym współczucie, którego już u mnie nie znajdzie.
- Och, prosisz mnie? Wiesz on też cię prosił. I ja. Posłuchałaś się?- Pytam znając odpowiedź. Jej ciałem wstrząsa dreszcz, a z ust wydobywa się szloch.
- Jess proszę cię. Ja... Ja nie chciałam.- Szepcze, i zamyka oczy bojąc się spojrzeć mi prosto w twarz.
- Nie mów do mnie Jess.- Mówię groźnie czując jak moc wypełnia moje żyły. Chce się wydostać na zewnątrz, chce przynieść mi ulgę. Wiem, że mogę przestać. Wiem, że mogę sprawić aby wszystko ustało w jednej sekundzie ale tego nie chcę.
Wiatr ''tańczy'' wokół mego ciała, a ja delektuję się chłodem i strachem blondynki. Tak bardzo chcę ją zabić. Tak bardzo chcę aby cierpiała.
- On by tego nie chciał. Wiesz, że nie chciałby abyś mnie zabiła.- Najwyraźniej biedna Cassie postanowiła obrać taktykę najprostszą do ogarnięcia. Może i by jej się to udało gdyby chodziło tutaj o kogoś innego.
- Nie mów mi czego on by nie chciał. Zabiłaś go, a teraz ja zabiję ciebie.- Już nie musiałam zamykać oczu aby sprawić by coś się wydarzyło. Teraz wystarczyło, że skupiłam na czymś wzrok i pozwoliłam działać mojej wyobraźni. Ciało Cassie zadrżało, a potem krzyk wypełnił ciszę. Cassie zniknęła. Była tylko kałuża krwi i różne części ciała, które pozostały z blondynki.
- To dla ciebie Harry.- Wyszeptałam i starłam dłonią z twarzy krople krwi.
Otworzyłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze, które rozciągnęło moje płuca do granic możliwości. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowałam
i odetchnęłam głęboko uświadamiając sobie, że zasnęłam w bibliotece. Zamknęłam książkę leżącą przede mną i rozciągnęłam się czując lekki dyskomfort w górnych częściach mojego ciała.
- Nadal się dziwię dlaczego akurat biblioteka.- Moje mięśnie napięły się niebezpiecznie gdy usłyszałam jego głęboki głos tuż przy moim uchu.
- Spóźniłeś się.- Odparłam ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Oliver usiadł na przeciwko mnie uważnie mi się przyglądając.
- Chciałem to się spóźniłem. Lepiej mów czego ode mnie chcesz dziewczyno nie mam czas dla byle kogo.- Zacisnęłam dłonie na brzegach stolika starając się zapanować nad dziwnym buzującym uczuciem gniewu głęboko zakopanym w moim ciele.
- Chce abyś nauczył mnie kontrolować to co mam w sobie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą cały czas wpatrując się w jego twarz.
- Ty myślisz, że to jest takie proste prawda?- Zapytał i oparł ręce na stoliku pochylając się w moją stronę.- Powiem ci, że jest to nie jest takie proste. Bez odpowiedniego treningu nigdy nie nauczysz się kontrolować tego w pełni.
- Nie obchodzi mnie to co masz mi dopowiedzenia. Chcę abyś nauczył mnie kontroli i to jeszcze dziś. Jutro już mnie tutaj nie będzie i muszę nauczyć się kontrolować.- Mój głos brzmiał pewnie i pewnie tylko to powstrzymywało Olivera od wybuchnięcia śmiechem.
- Dziewucho ty jesteś nie poważna. Ja nadal uczę się kontrolować nad wszystkimi mocami, a robię to od dzieciństwa, a ty chcesz nauczyć się tego wszystkie w jeden dzień?
- Jak fajnie, że zrozumieliśmy się w tak krótkim czasie.- Wstałam z krzesła i rzuciłam Oliverowi pełne zdeterminowania spojrzenie.- Idziesz? Sam mówiłeś, że to nie jest łatwe i potrzeba czasu.- Dodałam i nie czekając na niego ruszyłam w stronę wyjścia żegnając się uśmiechem z panią Dorothei. Lubiłam ją chociaż szczerze to tak lekko mnie przerażała tymi swoimi dużymi brązowymi oczami.
- Jedziemy do Zakonu. I uprzedzając twoje protesty: tylko tam mogę nauczyć cię czegokolwiek.- Stanęłam jak wryta i przełknęłam głośno ślinę. Oliver przeszedł kilka kroków po czym odwrócił się w moją stronę.- Harry'ego tam nie ma. Pojechał z resztą na wakacje. Wracają po jutrze.- Dodał i albo mi się wydawało albo na jego twarzy malowała się troska. Świat wariuje, Oliver ma uczucia.
***
Sapałam ze zmęczenia starając się utrzymać na nogach. Byłam wyczerpana, a nie zanosiło się na to, że Oliver zrobi chwilową przerwę. Decydując się na ''zajęcia'' z nim byłam święcie przekonana, że na pewno się przy tym nie zmęczę. Najwyraźniej się pomyliłam i to bardzo.
- Musisz się postarać. Jeszcze raz.- Oliver w tej chwili wyglądał niczym rekin polujący na swoją ofiarę. Okrążał mnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przecież się staram.- Odparłam i wyprostowałam się odgarniając z twarzy posklejane od potu loki.
- Najwyraźniej za mało. Bądź gotowa.- Stanął na przeciwko ode mnie i spojrzał mi w oczy.
Poczułam lekki muśnięcie, a potem jakby ktoś starał się wedrzeć do mojej podświadomości. Z całych sił jakie mi pozostały starałam się odepchnąć intruza. Starałam się wybudować mur między moim umysłem, a Oliverem. Czułam, że mi się udaję. Byłam pewna, że mi się uda gdy wszystko zniknęło i znów te dziwne uczucie dyskomfortu oblało moje ciało, a intruz wdarł się do mojego umysłu bez problemu odczytując wszystkie myślisz czy wspomnienia. Upadłam na kolana dysząc ciężko.
- Nie ciesz się tak szybko zwycięstwem mała Jess bo to cię zgubi. Myślałaś, że mnie odepchniesz i odpuściłaś. Gdybyś tego nie zrobiła nie zobaczyłbym twoich ostatnich wakacji z Harrym.
- Skoro je zobaczyłeś to ci współczuję.- Odezwałam się cichym i słabym głosem po czym położyłam się na zimnej drewnianej podłodze.
Co do moich ostatnich wakacji z Harrym... Spędziliśmy je razem z moimi rodzicami ale to nie zmienia faktu, że prawie cały czas byliśmy... Razem. I może na tym zakończymy wspomnienie tego lata.
- Tak ja sobie też.- Ku mojemu zdziwieniu Oliver usiadł obok mnie i wyglądał na naprawdę miłego i zabawnego gościa. Szkoda tylko, że taki nie jest.
- Znałeś moją mamę, prawda?- Zapytałam po chwili ciszy. Jego wzrok spoczął na mojej osobie, a gdy się podniosłam i usiadłam, on odwrócił głowę i zaczął wpatrywać się w okno.
- Tak. I to bardzo dobrze.- Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Byłam raczej nastawiona na krzyki i groźby.
- Nie przypominam sobie abym widziała cię na pogrzebie.
- Nie widziałaś mnie bo mnie tam nie było. Nie lubię takich ceremonii. Ludzie są smutni i płaczą, a tak na prawdę powinni się cieszyć.
- Nie rozumiem. Przecież wtedy żegna się osobę, której już nigdy nie zobaczysz. Nie będziesz mógł z nią porozmawiać. Usłyszeć jej śmiechu, czy chociażby krzyku.
- Wy, ludzie traktujecie pogrzeb jak coś złego, a jest wręcz przeciwnie. Fakt, żegnacie jakąś tam osobę ale ona wciąż żyję. Jest gdzieś indziej, gdzie jest lepiej i w końcu się z nią znów spotkacie, ale tego nie rozumiecie. Bo jesteście głupi.
- Sam jesteś głupi.- Odpowiedziałam szybko zbulwersowana. Cichy śmiech Olivera rozszedł się po ogromnej sali odbijając się przez chwilę echem.
- Możliwe, ale kto w tych czasach jest całkiem, normalny?- Chciałam odpowiedzieć, że ja ale nie byłam pewna, czy Oliver ma aż tylko dystansu i się uśmiechnie.
- Oliver a czy moja mam mówiła ci coś o jakimś W?- Zapytałam i rozpuściłam włosy rozrzucając je palcami.
- Nie, a kto to?
- Właśnie chciałabym się dowiedzieć.- Odpowiedziałam cicho i zamknęłam oczy wzdychając.
- Proszę, proszę. Własnego syna nie chciałeś trenować ale jakąś laskę to już tak?- Otwarłam zdziwiona oczy i ujrzałam stojącego w drzwiach wysokiego bruneta, który opierał się o jedno drewniane skrzydło.
Oliver wstał raptownie i napiął swoje mięśnie.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał groźnie i zrobił kilka kroków w stronę przybysza. Czując się niezręcznie również wstałam, po czym poprawiłam bluzkę.
- Nie ma to jak radość na mój widok.- Chłopak westchnął teatralnie.- Ciebie też miło widzieć tatusiu.- Moje oczy otwarły się szerzej gdy dotarło do mnie to co on powiedział.
- Tatusiu? To jest twój syn?- Zapytałam zdziwiona, a Oliver spojrzał na mnie przelotnie i znów skupił się na swoim synu.
- A ty kim jesteś? Moją przyszłą macochą?- Brunet odsunął się od drzwi i pewnym krokiem wszedł do sali uśmiechając się wrednie.
- Zaraz mogę być twoim zabójcą.- Powiedziałam cicho i jedyne co usłyszałam to ciche parsknięcie Olivera.
- Jessica zaczekaj tutaj. Zaraz wrócę.- Zwrócił się do mnie Oliver.- A ty. Wynoś się stąd, albo ci w tym pomogę.- Dodał patrząc na swojego syna.
Chciałam powiedzieć, żeby nie zostawiał mnie samą z tym chłopakiem ale gdy miałam się odezwać doszło do mnie jak bardzo dramatycznie i żałośnie by to zabrzmiało. A po za tym potrafię rozszarpać człowieka samą siłą woli. Co może mi się stać?
- Ahh to ty jesteś tą słynną Jessicą. W każdym Zakonie się o tobie mówi. To irytujące.- Chłopak stał bliżej mnie dzięki czemu mogłam dojrzeć odcień jego oczu, który był bardzo zbliżony do koloru moich oczu.
- Nie prosiłam się o to.- Odpowiedziałam i chciałam najprościej w świecie stamtąd wyjść ale gdy poczułam jak coś ''wwierca'' mi się w umysł nie ruszyłam się z miejsca doskonale zdając sobie sprawę, że to syn Olivera stara się dostać do mojej głowy.
Nie czułam się zdenerwowana czy zestresowana. Wiedziałam, że uda mi się go odeprzeć. Nie ciesz się tak szybko zwycięstwem mała Jess bo to cię zgubi. Myślałaś, że mnie odepchniesz i odpuściłaś.
Krew szybciej zaczęła krążyć w moich żyłach, ciśnienie przyspieszyło, a lekki wiatr zaczął muskać moją spoconą twarz rozwiewają przy tym pojedyncze włosy spływające kaskadą kołtunów na plecy. To co czułam było niesamowite i najintensywniejsze. Byłam tylko ja i moje myśli, wspomnienia. Musiałam je bronić i to było niesamowite. Doskonałe.
Krew szybciej zaczęła krążyć w moich żyłach, ciśnienie przyspieszyło, a lekki wiatr zaczął muskać moją spoconą twarz rozwiewają przy tym pojedyncze włosy spływające kaskadą kołtunów na plecy. To co czułam było niesamowite i najintensywniejsze. Byłam tylko ja i moje myśli, wspomnienia. Musiałam je bronić i to było niesamowite. Doskonałe.
Wiedziałam, że chłopak zrezygnował z dostania się do moich myśli, ale mimo wszystko nie mogłam się uspokoić. Chęć czucia tego dziwnego przepływu w moim ciele była większa niż chęć opanowania się. Wszystko przybierało na sile. Moje myśli, wspomnienia zaczęły zalewać mój umysł mieszając się, tworząc jedność. Wiatr był o wiele silniejszy przez co na mojej rozgrzanej skórze pojawiała się ''gęsia skórka''. Marzłam ale nie przejmowałam się tym zbytnio.
Jesteś niesamowita.... Kocham cię Jess... Uważaj bo spadniesz!... Jesteś dziś strasznie marudna... Kochanie zejdź na śniadanie!
Głosy w mojej głowie stawały się co raz głośniejsze, a obrazy ze wspomnieniami zaczęły przemykać szybciej niż bym chciała. Nie mogłam zorientować się co kiedy się wydarzyło. Kiedy pocałowałam się z Harrym, kiedy mama wołała mnie na spacer, kiedy tata zdejmował mój latawiec z drzewa. Wszystko było jednością.
Głosy w mojej głowie stawały się co raz głośniejsze, a obrazy ze wspomnieniami zaczęły przemykać szybciej niż bym chciała. Nie mogłam zorientować się co kiedy się wydarzyło. Kiedy pocałowałam się z Harrym, kiedy mama wołała mnie na spacer, kiedy tata zdejmował mój latawiec z drzewa. Wszystko było jednością.
Głośny krzyk rozbrzmiał mi w uszach. Ostatni dźwięk jaki wydała moja mama. Ostatni dźwięk, który usłyszałam w tedy, i teraz.
Harry.
Przemierzałem korytarz Zakonu z szybko bijącym sercem i łzami błyszczącymi w moich oczach. Gdzieś tam za mną biegł Jack wraz z Olivią, Sam pewnie szedł spokojnym krokiem starając się domyśleć co właściwie się stało.
Pchnąłem ciężkie drzwi prowadzące do pomieszczenia, które było przeznaczone dla chorych lub rannych. Leżała tam. Na jednym z łóżek, które było teraz otoczone leżała moja mała, bezbronna Jessica.
Oliver spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy i pokręcił głową jakby chciał dać mi tym samym do zrozumienia, że nie powinienem tutaj być. Akurat bo się posłucham. Zacząłem iść spokojnie w kierunku otoczonego łóżka ciężko przełykając ślinę.
- Harry.- Obok mnie pojawił się chłopak, którego nie rozpoznałem od razu. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że obok mnie stoi George.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytałem prosto z mostu nie przejmując się faktem, że mogę go urazić czy coś w tym stylu.
- Przyjechałem porozmawiać z tatą.- Wyjaśnił mi, a ja skrzywiłem się gdy usłyszałem słowo: 'tata'. Bardziej sztucznie to, to chyba zabrzmieć nie mogło.
- Co jej jest?- Zignorowałem dawnego przyjaciela i podszedłem do pielęgniarki, która podłączała jakieś rurki do ręki Jess.
- Nie mnie to osądzać ale wydaję mi się, że wpadła w hibernację. Jej serce bije miarowo, oddycha samodzielnie tylko, że nie reaguję na leki wybudzające czy zaklęcia.- Starsza kobieta dotknęła mojego ramienia w pocieszającym geście i podeszła do czekającego przy drzwiach Sama.
- Chcę być z nią sam.- Powiedziałam dobitnie i odgarnąłem z czoła grzywkę. Mój wzrok spoczął na bezwładnej ręce Jess, do której były powbijane małe igiełki, z których wychodziły jakieś rurki. Zadrżałem na sam widok.
- Ona nienawidzi igieł.- Powiedziałem cicho gdy byłem pewny, że została z nami jeszcze jedna osoba. Jack przysunął sobie drugie krzesło z lewej strony łóżka.
- Dziwisz się jej? Ktoś wbija ci małe metalowe gówienko w skórę. Ohyda.
- Kto jej to zrobił? Komu aż tak bardzo przeszkadzało jej istnienie?- Zapytałem nie oczekując właściwie odpowiedzi.
- Może to ona sama? Sen jest bezpieczny Harry. Może ona po prostu chciała się poczuć bezpiecznie.- Spojrzałem na niego i byłem pewny, że myśli w tej chwili o swojej siostrze.
- Muszę jej pomóc Jack. Nie wiem jeszcze jak ale muszę. Zrobię wszystko byleby ją obudzić.- Wyznałem zgodnie z prawdą przyciągając tym samym spojrzenie przyjaciela.
- Harry wiesz, że to nie jest bezpieczne. Pozwól jej samej się obudzić. Gdy będzie gotowa to, to zrobi.
- A co jeżeli ktoś jej to zrobił? Arthur? Cassie? James? Lena? Co jeżeli ona tam cierpi, Jack? Mam na to pozwolić?
- Przepraszam. Nie pomyślałem o tym.- Brunet spuścił głowę zawstydzony i potarł dłońmi nogi.
- Jej brat tu jest.- Powiedziałem chcąc zmienić temat. Głowa Jacka od razu powędrowała w górę.
- Żartujesz, prawda?- Widziałem w jego oczach nadzieję i strach. Wcale mu się nie dziwię. Po ostatnich wydarzeniach związanych z bratem Jess też czuję lekki strach i obawę.
- Chciałbym Jack, chciałbym.- Wyszeptałem i spojrzałem na bladą twarz Jessiki. Chwyciłem jej dłoń uważając by nie wyrwać przez przypadek żadnej igły. Mam nadzieję, że tam nie cierpisz, kochanie.
---------------------------------------------------------------------------------