środa, 25 września 2013

0 (Prolog części drugiej)

28 czerwca 1969 rok
Mama dziś przeprowadziła ze mną poważną rozmowę ale nie tą z typu: Jak przenosi się pyłek z kwiatka na kwiatek. Tym razem wcale nie nawiązywała do krępujących tematów. Powiedziała mi, że jestem inna. Powiedziała, że mam dar, który muszę dobrze wykorzystać. Nie uwierzyłam jej wręcz ją wyśmiałam ale gdy potem kazała mi skoncentrować się na krześle i w wyobraźni je przesunąć coś podpowiedziało mi, że to prawda, a gdy otwarłam oczy- krzesło stało pod ścianą, a mama cały czas była przy mnie. Byłam inna. Czułam to.

 29 czerwca 1969 rok
Z samego rana pobiegłam do mojego przyjaciela i od razu opowiedziałam o tym co wydarzyło się wieczorem. Okazało się, że jego mama również przeprowadziła z nim taką samą rozmowę co moja ze mną ale dwa dni wcześniej. Nic mi nie powiedział ponieważ bał się, że go odtrącę myśląc iż zwariował. Wychodzi na to, że obydwoje zwariowaliśmy. Podoba mi się to.

2 lipca 1969 rok
W. wyjechał z samego rana na wakacje z rodzicami. Nie ma go zaledwie kilka godzin, a już za nim tęsknie. Przez te kilka dni udało mi się wyciągnąć od rodziców dużo wiadomości na temat moich umiejętności. Okazało się, że ja i W. możemy porozumiewać się przez swoje myśli ale podobno jesteśmy do tego za młodzi i nie możemy jeszcze robić takich rzeczy. Na razie pozostaje nam przesuwanie krzeseł albo zamykanie tablic na lekcjach.

26 lipca 1969 rok
Dopiero wróciłam z wakacji. Rodzice zabrali mnie do dziadków aby zająć moje myśli czymś innym niż moje uzdolnienia. Kurcze to nie moja wina, że to tak mnie ekscytuję. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Chciałabym dowiedzieć się skąd je mam, jak bardzo wpływają na mój rozwój, czy są niebezpieczne, czy mogę komuś o tym powiedzieć. Oczywiście moi rodzice jak i rodzice W. zorientowali się, że podzieliliśmy się tą informacją między sobą. Nie mają nam tego za złe bo przecież my zawsze będziemy razem. Zawsze.

15 sierpnia 1969 rok
W. powiedział mi dzisiaj, że jego rodzice się rozwodzą. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, a jeszcze bardziej z powodu jego wyjazdu. W. postanowił zamieszkać ze swoją mamą w Londynie. Opuszcza mnie, opuszcza nasze piękne miasteczko. Nie wiem jak sobie poradzę bez niego. Przecież my jesteśmy tacy sami. Identyczni.

5 września 1969 rok
Chce aby to już się skończyło. Płaczę po nocach z tęsknoty za tym jednym dziwnym chłopaku. Nie dociera do mnie fakt, że już go nie zobaczę. Gdy wychodzę rano do szkoły patrzę na dom, na przeciwko z nadzieją, że za chwilę W. wybiegnie zza drzwi z bułką w jednej ręce, a plecakiem w drugiej. Niestety codziennie czuję ten sam zawód. To już koniec. Ze mną, z tobą. Ze wszystkim.

26 stycznia 1996 rok
Tak długo tutaj nie pisałam, że aż towarzyszy mi w tej chwili dziwne uczucie. Kiedyś, bardzo dawno temu obiecałam sobie, że opisze tutaj wszystkie najważniejsze momenty mojego życia. A więc gdzie są kartki z zapiskami z mojego balu gimnazjalnego, ze studniówki, z pierwszej randki, z pierwszego pocałunku, z pierwszego ''razu''. Nie ma. Czy warto teraz wracać do tego wspomnieniami? Nie sądzę. Są ważniejsze rzeczy. Widziałam go. Widziałam W. to było takie niesamowite. Aż nierealne.

2 luty 1996 rok
Spotkałam się z nim dziś drugi raz. Czym to spotkanie się zakończyło? Zbliżeniem, którego chciałabym uniknąć. Mam narzeczonego, a przespałam się z przyjacielem z dzieciństwa. Jak bardzo złym człowiekiem mnie to czyni?

3 maja 1996 rok
Byłam dziś u lekarza. Jestem w ciąży, ale z kim? Komu mam przekazać tą wiadomość? W. czy Emilowi? Kto będzie się cieszył? Nie wiem co mam robić. Nie mam zielonego pojęcia co dalej. Nie wiem niczego.

2 stycznia 1997 rok
Jestem po ślubie z Emilem, urodziłam wczoraj wieczorem śliczną dziewczynkę. Jestem szczęśliwa. W. wie, że to jego córeczka, ale nie chce się do niej przyznać ponieważ sam ma rodzinę. Nie mam mu tego za złe. Emil nie wie o tym iż nie jestem biologicznym ojcem Jess i niech tak pozostanie. Nie chcę psuć tego co jest teraz między nami. Może kiedyś powiem im prawdę. Może kiedyś Jess pozna swojego prawdziwego ojca, i pozna swojego brata. Może kiedyś. 

Zamknęłam zeszyt z zapiskami mamy z dziwnym uczuciem pustki. Okłamała mnie. Wszyscy kłamali byleby nie wyjść na zdrajcę czy egoistę. Po prostu kłamali.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hej :D Wstawiam dziś taki można powiedzieć prolog na drugą część. Ten post powinien wyjaśnić wiele zdarzeń czy słów z pierwszej części. Mam nadzieję, że nie namieszam wam za bardzo. Zmieniła się również ścieżka dźwiękowa, mam nadzieję, że wam się spodoba równie mocno jak mnie. Dziękuję za komentarz od Lauriet- co do twojego stwierdzenia: Może nie podoba im się to co piszę to nie komentują? Albo po prostu im się nie chcę ale dziękuję ci z całego serca za twój miły i motywujący komentarz :*
Do zobaczenia niedługo! :*

piątek, 20 września 2013

6: Koniec części pierwszej

 Przeczytaj notkę pod rozdziałem. Miłego! :*
---------------------------------
Stałem za drzewem i z wielką ochotą obserwowałem stojącą nad nagrobkiem brunetkę. Mimo wiatru i deszczu ona miała na sobie krótki strój do biegania, który swoją drogą zdążył już przemoknąć. Chciałem do niej podejść i dać swoją bluzę ale doskonale wiedziałem czym to się skończy. Następna kłótnia, która wyryję na nas swoje piętno mocniej lub słabiej.
Jessica wyglądała inaczej. Wyglądała na pewną siebie osobę, która zrobi wszystko byleby ochronić swoich bliskich. Wyglądała jak królowa, którą swoją drogą była. Jej blada cera wyróżniała się na tle szarości, jej brązowe loki były teraz mokrymi strągami, które spuszczały z siebie krople wody. Na jej pliczkach łzy mieszały się z deszczem. To nie była już ta sama Jess, którą poznałem kilka lat temu. Teraz to była dorosła kobieta, która ma na swoich barkach wielki ciężar. 
Mimo wszystko zrobiłem jeden krok w jej stronę, a wtedy jej głowa powędrowała do góry, a ciemne oczy spojrzały na moją postać. Nim zdążyłem się odezwać ona odwróciła się i po prostu odeszła. Ten gest zabolał mnie dwa razy mocniej niż jej wszystkie wyzwiska skierowaną w moją stronę. 
***
Zapiąłem bluzę po czym chwyciłem swoją torbę zakładając ją na ramię. Wyciągnąłem telefon z kieszeni startych jeansów i podłączyłem do niego słuchawki. Wyszedłem z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zrobiłem kilka kroków w stronę kuchni gdy poczułem czyjś skupiony wzrok na mojej osobie. 
- Nie ładnie jest tak podglądać.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę Nicka. Stał oparty o ścianę z założonymi rękoma na piersi.
- Nie podglądałem. Czekałem.- Odparł spokojnie i uśmiechnął się ironicznie jak miał w zwyczaju robić.
- Cóż tym razem nie ma nikogo kto mógłby mnie dźgnąć nożem więc przykro mi ale straciłeś czas.
- Dobrze się czujesz?- Zapytał czym zbił mnie z tropu. Spojrzałem na niego zdziwiony i oszołomiony.
- Chyba powinienem ciebie o to zapytać...

Jess.

Szłam przez korytarz ze spuszczoną głową starając się jakoś ogarnąć wszystkie myśli. Pierwszy raz w szkole czułam się obco. Bałam się wszystkiego. Bałam się ich. Nie wiedziałam czy mam podejść do osób, które zawsze mi towarzyszyły czy mam ich po prostu zignorować. 
- Gdzie tak pędzisz?- Zatrzymałam się gwałtownie gdy obok mnie pojawił się James oraz Cassie. 
- Na lekcje.- Odpowiedziałam starając się wytrzymać jego pełne dumy spojrzenie. ciekawe czy słuch mają super? 
- Wiesz, mogłabyś być milsza. W końcu ocaliliśmy ci życie.- Cassie założyła ręce na klatce piersiowej i wydęła swoje pełne usta.
- Nie wy uratowaliście mi życie tylko ten psychopata, który swoją drogą chce mnie zabić.- Odparłam i spojrzałam w jej niebieskie oczy.
- Ach jaka ta młodzież wybredna.- James westchnął teatralnie.- Ale jedno muszę ci przyznać. Mocna jesteś. Wiele osób na twoim miejscu siedziałoby teraz w pokoju z zasłoniętymi oknami. A ty? Ty przychodzisz sobie do szkoły jak gdyby nigdy nic.
- Przywykłam do tego, że ktoś chce mnie zabić, rozcina mi gardło szkłem, a potem jakiś psychopata odprawia nad moim ciałem swoje magiczne sztuczki. Przeszłam już z tym na porządek dzienny.- Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zaczynam denerwować swoim zachowaniem tą dwójkę ale w tej chwili byłam wściekła i nie panowałam nad swoimi słowami. Albo może po prostu nie chciałam nad nimi panować.
Wraz z otwarciem ust przez Cassie zadzwonił dzwonek dlatego chciałam spokojnie odejść do klasy, ale silny uścisk na mojej ręce mi w tym przeszkodził. James trzymał mnie dopóki korytarz nie opustoszał. 
- No, a więc teraz możemy sobie porozmawiać.- Cassie oparła się o ścianę i poprawiła dłonią swoje blond włosy.
- Nie wydaję mi się abyśmy mieli o czym rozmawiać.- Odcięłam się i przełknęłam zdenerwowana ślinę gdy lampa nad nami zakołysała się niebezpiecznie. Nie, proszę nie teraz.
- Wiesz Jess mam dla ciebie radę. Lepiej się uspokój jeżeli chcesz wyjść z tego cało.- James popchnął mnie na ścianę, a ja jęknęłam gdy moje plecy zderzyły się z twardą i zimną przeszkodą.
***
Ignorując nauczyciela cały czas spoglądałam za okno, obserwując z góry chodzących ludzi. Od samego początku lekcji miałam jakieś złe przeczucie, które nie chciało mnie opuścić.
Ni z tego czy owego na dziedzińcu szkolnym pojawił się Harry w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, który najwyraźniej tłumaczył coś blondynowi. 
Nagle mężczyzna podniósł głowę spojrzał w moją stronę, powiedział coś do Harry'ego, który również spojrzał do góry. Zauważyłam niewyraźny błysk, a potem szybki ruch. Harry zgiął się w pół i spojrzał na mężczyznę stojącego obok siebie.
Grę czas zacząć.
Krzyknęłam przerażona, gdy doszło do mnie iż to nie był głos Lissy tylko Arthura. Poderwałam się z miejsca i cały czas patrzyłam na rozmawiającą dwójkę.
- Jessica, czy coś się stało?- Nauczyciel odciągnął moją uwagę od dwójki mężczyzn na dole. Spojrzałam na starszego mężczyznę po to by za chwilę znów przenieść wzrok na dziedziniec ale tym razem niczego nie zobaczyłam. Nikogo tam nie było.
Nie wiele myśląc przepchałam się obok zdezorientowanych uczniów po czym ruszyłam biegiem po korytarzu nie zatrzymując się na wołania nauczyciela. Zbiegłam po schodach i z całej siły pchnęłam drzwi wejściowe. Zbiegając z szerokich schodów miałam nadzieję, zobaczyć chociażby leżącego na ziemi Harry'ego. Nie było nikogo. To było jeszcze gorsze.
***
Szłam drogą, którą doskonale pamiętałam. Gdy spotkałam Olivera w parku (szczerze to on mnie śledził) on pokazał mi jak łatwo dostać się do Zakonu. Nie miałam pojęcia dlaczego ludzie go nie widzą ale czy po tych wszystkich wydarzeniach nie powinnam dać sobie spokoju? I tak pewnie nigdy do końca nie poznam prawdy więc po co mam się o coś prosić. 
Nacisnęłam mosiężną klamkę i pchnęłam ciężkie drzwi wchodząc do ogromnego i chłodnego pomieszczenia. Wcześniej nie miałam okazji przyjrzeć się temu miejscu. Sufit zdobiły różne kombinacje szaro białych pasów, które tworzyły jakiś znak, którego nie rozpoznałam. Wysokie kolumny były ustawione w rzędzie obok schodów, które prowadziły w tą część, która mnie nie przerażała swoim chłodem i pustością. 
- Jessica? Co ty tutaj robisz?- Ze schodów zszedł Jack, którego zdążyłam poznać na tyle iż wiem, że jest bardzo dobrym przyjacielem Harry'ego.
- Ja... Czy jest tutaj Harry?- Zapytałam nie wiedząc właściwie co miałabym powiedzieć. 
- Harry? Nie, z tego co wiem to jest w szkole.- Jack uśmiechnął się do mnie i wzruszył ramionami.- Czekaj, czekaj. Skoro ty tutaj jesteś to znaczy, że jego nie ma w szkole, prawda?
- Ja... Widziałam... Właściwie to nie wiem czy to było na prawdę czy to tylko moja wyobraźnia ale...
- Jess! Wysłów się wreszcie!- Pośpieszył mnie krzykiem  przestępując z nogi na nogę. 
- Widziałam jak rozmawia z Arthurem!- Pośpieszyłam z wyjaśnieniami.- Widziałam jak coś bardzo szybko przebiega obok nich, błysk noża, a potem Harry'ego, który trzymał się za brzuch. Odwróciłam wzrok tylko na chwilę i... Już ich nie było. Miałam nadzieję, że może mu uciekł i przyszedł tutaj.- Zakończyłam drżącym głosem i ze wzbierającymi się łzami w oczach.
Jack bez żadnego słowa podszedł do mnie chwycił za rękę i pociągnął w stronę schodów. Starając się nie wywrócić przeskakiwałam z trudem po dwa stopnie gdy on pokonywał je bez żadnego widocznego trudu. Z tego co zdążyłam się zorientować byłam ciągnięta po korytarzu, w którym jeszcze nie byłam. 
Jack przekroczywszy prób jakiegoś pokoju, który wyglądał jak sala zebrań puścił moją rękę po czym podszedł do dziewczyny, która widziałam tylko raz na pogrzebie Lissy.
- Arthur ma Harry'ego.- Wyjaśnił brunet i wtulił się w ciało dziewczyny. Ona natomiast objęła go swoimi rękoma i zaczęła coś szeptać do ucha. 
- Skąd ta pewność? Może to tylko ktoś Harropodobny.- Oliver wzruszył ramionami całkiem nie przejęty słowami roztrzęsionego bruneta.
- Oliverze proszę cię opanuj się.- Starszy mężczyzna o dziwnym nosie odwrócił się w moją stronę.- Dzień dobry Jessico. Jak przypuszczam twoja obecność tutaj nie jest przypadkowa, prawda?- Mężczyzna wydawał się jakby urodził się kilka wieków wcześniej. Biła od niego inteligencja i wyrafinowanie. Wydawał się miły.
- Widziałam jak... Właściwie to nie wiedziałam samego momentu gdy Arthur zabierał Harry'ego ale jestem pewna, że to coś co przemknęło obok nich było z nim. Dźgnęło Harry'ego i zniknęło.- Wytłumaczyłam starając się powstrzymać drżenie rąk. 
- Samuelu doskonale wiesz, że Harry jest na tyle silny, że poradziłby sobie ze Strzygą.- Oliver ściągnął nogi ze stołu i wstał z krzesła.- Nie sądzę aby...
- Zamilcz.- Mężczyzna, którego Oliver nazwał Samuel, skupił na mnie wzrok. Chciałam stamtąd uciekać ale coś trzymało mnie w miejscu. Czułam się jakbym spadała w jakiś wielkie dół. W mojej głowie zaczęło ''wrzeć'', każde wspomnienie przenikało moje ciało powodując tym samym iż odczuwałam wszystko to co działo się w mojej głowie. Smutek, złość, radość, bezradność, szczęście, gorycz. jakby wszystkie uczucia ze wspomnień zlały się w jedno i maltretowały moje ciało chcąc wydobyć z niego ostatnie tchnienie. 
W przeciągu ułamka sekundy wszystko zniknęło, a ja nie mając siły utrzymać się na nogach upadłam na kolana amortyzując upadek rękoma.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz moją stanowczość ale musiałem się dowiedzieć paru rzeczy.- Podniosłam głowę i spojrzałam na Sama, który przypatrywał się mi z dziwnym spokojem.
- Nie mogłeś ostrzec czy coś? Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś grzebie sobie w moich wspomnieniach.
- Och do tego nie idzie przywyknąć ale z czasem staję się to mniej bolesne i nie odczuwa się tego dyskomfortu.- Samuel podszedł do mnie i pomógł mi wstać z delikatnością, której bym się po nim nie spodziewała.
- Bez obrazy ale nie chcę aby ktoś oglądał sobie moje wspomnienia jak telenowele.- Jack podsunął mi krzesło, na które usiadłam z wielką ulgą.
- Całkowicie cię rozumiem.- Odpowiedział mi Sam i uśmiechnął się do mnie lekko.- Oliverze trzeba namierzyć Arthura. Chciałbym z nim porozmawiać. 
- Nie trzeba go namierzać.- W drzwiach stanęła Cassie wraz z Jamesem. Wyglądali tak samo ale jakby inaczej. Wyglądali jakby czuli się panami całego świata i pewnie by tak było gdyby nie Sam, który raczej wszystkich ich powstrzymywał przed głupimi decyzjami.- Arthur chce zamienić Harry'ego na Jess.- Dodała i posłała mi w powietrzu buziaka.
- Dobrze.- Wstałam zdeterminowana i gdy chciałam zrobić krok w ich stronę ręka Sama mi w tym przeszkodziła.
- Nie jesteście rzeczami, które można wymieniać.- Powiedział spokojnie do mnie, a potem spojrzał na rozbawioną dwójkę w drzwiach.- Możecie przekazać Arthurowi, że nie dostanie Jess, a Harry ma wrócić do Zakonu inaczej sam się po niego pofatyguję i tym razem nie skończy się na groźbach bez pokrycia.- Po tonie głosu mężczyzny można było się zorientować, że on nie żartuję. 
- Jeśli nie wrócimy bez Jess dostaniecie Harry'ego ale w plastikowym woreczku. W kawałkach.- James nie wydawał się specjalnie zmartwiony wizją przynoszenia do Zakonu różnych części ciała Harry'ego.
- Sam oddaj im ją. Doskonale wiesz, że to nie na Harrym mu zależy.- Tym razem to Oliver wtrącił swoje trzy grosze. Wiedziałam, że mnie nie lubi i nie obchodzi go to czy zginę czy nie ale mógłby chociaż poudawać przez chwilę, że nie chcę abym zginęła.
- Oliverze! Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego. Nie tylko ze względu na uczucia jakimi darzyłeś Elizabeth ale ze względu na to kim ta dziewczyna dla ciebie jest!- Oliver spojrzał na mnie przelotnie, wyglądając jakby miał zaraz zacząć krzyczeć i wszystkich zabijać.
- Przepraszam, że się wtrącę ale dlaczego on miałby darzyć moją matkę jakimiś uczuciami? I kim ja niby dla niego jestem?- Wtrąciłam  rozglądając się po wszystkich zgromadzonych.
- Możecie przeprowadzić swoją rodzinną sprzeczkę kiedy indziej? Śpieszy się nam.- Cassie machnęła ręką, ukazując tym samym swoją frustrację.
- Pójdę z nimi. Skoro Arthur chce mnie to proszę bardzo. Nie mogę pozwolić na to aby ktoś inny za mnie zginął. Nie znowu.- Na pewno zorientowali się, że nawiązuję tutaj do śmierci mojej mamy.
- Świetnie. A więc rusz swoje śliczne dupsko i idziemy.- James odwrócił się i zaczął iść długim korytarzem podgwizdując pod nosem jakąś melodię.
Zrobiłam jeden krok do przodu gdy coś do mnie doszło. A mianowicie w głowie zadźwięczały mi słowa Cassie z naszej porannej rozmowy: Jeżeli ty będziesz nas unikać, to twój drogi Harry ucierpi. Już ja tego dopilnuję. 
Boże, myślałam, że nigdy się nie domyślisz. Tak to ona. To jej wina.
Harry'ego tutaj nie ma z jej winy. To ona musiała nagadać coś Arthurowi, a ten przyjął jej plan realizując po kolei punkty.
Zrób to Jess. Wiesz, że potrafisz.
Właśnie, że nie potrafię. Nie umiem.
Skup się. Wyobraź sobie to co chcesz aby się z nią stało. Wyobraź sobie i po prostu to zrób. Poczuj to całą sobą.
Skupiłam wzrok na szczerzącej się blondynce i zamknęłam oczy uspokajając oddech. Wyrzuciłam z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Oczyściłam cały swój umysł i pozwoliłam zapadać się swojej egzystencji w czymś ciemnym i miłym. Pozwoliłam aby w mojej głowie zaczęły formować się obrazy. Lampa zatrzęsła się w mojej wyobraźni, potem mocny wiatr poderwał się znikąd. Wszystko działo się w mojej głowie ale ja to czułam. Niemal widziałam zdziwienie i złość na twarzy Olivera, widziałam jak Jack szczelnie osłania swoim ciałem dziewczynę, która wiele dla niego znaczyła. Harry też tak kiedyś robił. Świadomość, że mój ukochany jest gdzieś sam na sam z mężczyzną, który pozbawił mnie matki była tak silna, że krzyknęłam zła i otworzyłam oczy doświadczając czegoś niesamowitego. Samym wzrokiem podniosłam przerażoną Cassie i przycisnęłam ją do ściany. Wiatr rozwiewał moje włosy, czyjeś krzyki cichły w moich uszach nie pozwalając mi zidentyfikować znaczenia tych słów. Byłam tylko ja i to oszałamiające uczucie, które było tak magiczne i wspaniałe, że nie chciałam aby mnie opuszczało.
- To wszystko twoja wina. To przez ciebie on ma Harry'ego.- Mówiłam bardzo cicho ale coś podpowiadało mi, że każde moje słowo jest wyraźne i słyszalne dla wszystkich w budynku. Chciałam aby ciało Cassie rozerwało się na połowę, chciałam aby krzyczała z bólu. Chciałam aby cierpiała tak jak ja.
DOŚĆ!
Głos Lissy przerył się przez powłokę dziwnych chmur w mojej głowie przez co poczułam mdłości i to wspaniałe uczucie zaczęło zanikać. Krzyknęłam wściekła, a szyby w wielkich oknach zatrzęsły się aby potem oblać nas deszczem szkła. Byłam przygotowana na bół od wbijających się szkiełek ale nic takiego się nie stało. Dopiero po chwili doszło do mnie iż znów zaciskam kurczowo powieki. Otwarłam oczy i zobaczyłam, że tylko w okół mnie szkło, które powinno spocząć na moim ciele unosi się w powietrzu, a gdy mrugnęłam opadło na podłogę blisko mojego ciała. Pozwoliłam zrobić sobie krok do przodu, pozwoliłam opaść swojemu wyczerpanemu ciału, pozwoliłam sobie zasnąć.

Harry.

Starałem się wyswobodzić jedną rękę z mocnego uścisku grubych lin. Jak na razie nie przyniosło to większego skutku od pozdzieranych nadgarstków. 
Drzwi od szopy, w której zostałem uwięziony otwarły się, a do środka wszedł Arthur, a za nim przerażona Cassie i rozbawiony James.
- Cóż muszę przyznać, że masz waleczną dziewczynę.- Arthur oparł się o drewnianą ścianę i spojrzał na mnie z przymrużonych powiek.
- Nie mam dziewczyny.- Odpowiedziałem.- I uściślając chłopaka też nie.- Dodałem i uśmiechnąłem się z pogardą.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mnie denerwujesz samą swoją obecnością.- James podszedł do mnie i oparł ręce na oparciach krzesła.
- O uwierz mi, że wiem. Czuję dokładnie to samo.- Wyszeptałem i posłałem mu w powietrzu buziaka.
- Możecie zająć się swoim romansem później? Mamy problem.- Arthur zaczął krążyć po pomieszczeniu.- Skoro Jess zaatakowała Cassie i jeżeli to co mówicie jest prawdą, to wszystko zaszło już za daleko. Powinienem ją zabić o wiele wcześniej. Teraz będzie tylko...
- Trudniej?- Wtrąciłem się.- Chłopie doskonale wiesz, że Jess jest mieszanką wybuchowych genów. Jej matka nienawidziła cię przez połowę życia, a jej ojciec ma ochotę powróżyć z twoich wnętrzności.-Wzruszyłem ramionami szarpiąc mocniej za liny.
- Cóż i gdzie ta nienawiść Elizabeth ją zaprowadziła? Dwa metry pod ziemię.- Na jego pokrytej zmarszczkami twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak dokładniej to do szklanego pudła a nie dwa metry pod ziemię ale nie będę się kłócił.- Gdy Arthur znów zaczął krążyć po szopie starałem się prawie niezauważalnie wyciągnąć rękę z węzłów. W tej chwili bardzo żałowałem, że nie słuchałem Nicka i nie potrafię sam się obronić. 

Jess.

Wybudzałam się po woli. Walczyłam z ciemnością niczym mucha, która zaplątała się w sieć pająka. Walczyłam i wygrałam. Otworzyłam oczy po czym usiadłam raptownie na czymś łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu nie mając pojęcia w czyim pokoju się znajduję. Usiadłam na brzegu łóżka i wciągnęłam na moje stopy trampki, które ktoś mi ściągnął. Zeskoczyłam lekko z wysokiego posłania i zaczęłam zmierzać ku uchylonym drzwiom. Popchnęłam je lekko, a one odsunęły się ode mnie bezdźwięcznie. Nie wiedząc gdzie znajdę kogokolwiek ruszyłam w stronę sali, w której o mało nie zabiłam Cassie. 
Przystanęłam zza jednym ze skrzydeł otwartych drzwi. Niby nie powinnam była podsłuchiwać ale chociaż w ten sposób mogę się dowiedzieć czegokolwiek.
- Musimy jej powiedzieć. Sami widzieliście do czego ona jest zdolna. Chcecie aby się to powtórzyło?- Ten głos na pewno należał do Jacka, który prawie krzyczał.
- Jack uspokój się. Harry sam powinien jej to powiedzieć.- Ten głos natomiast należał do tej tajemniczej dziewczyny.
- Och na prawdę tak sądzisz?! To dlaczego brałaś jego stronę gdy kazałem mu o wszystkim powiedzieć?! Dlaczego wtedy nie powiedziałaś, że ma jej to wyjaśnić?!
- Jack!- Głośny krzyk Sama wystrzelił w powietrze przez co podskoczyłam lekko wystraszona.- Doskonale wiesz, że Harry bał się jej reakcji i nie możemy go o to obwiniać. Najpierw pojedziemy po Harry'ego, a potem zastanowimy się nad Jess.
- Czy ty się w ogóle słyszysz Sam? Powinniśmy ją oddać Arthurowi i wszystkie nasze kłopoty zakończyłyby się raz na zawsze.- Oliver jak zwykle brzmiał na znudzonego.
- Nie Oliverze. Po pierwsze ona jest jedną z nas. Po drugie nie możemy nikogo skazywać na śmierć. A po trzecie Harry jak i Greg by nam tego nie wybaczyli. Nie wybaczyli by ci tego, że skazałeś ją na pewną śmierć.- Sam był już spokojny choć i tak można było wyczuć nutkę złości w jego donośnym głosie.
- Tak bardzo się przejmuję złością głupich nastolatków.
-  Musisz pamiętać, że jeden z tych głupich nastolatków to twój syn. I na pewno nie odpuściłby ci śmierci Jessici. Jack proszę cię idź po broń do zbrojowni. Nie chcę jechać na spotkanie z Arthurem polegając tylko i wyłącznie na naszych zdolnościach.
Rusz się! Nakryją nas. No dalej.
Cofnęłam się po woli po ty by po chwili ruszyć biegiem wzdłuż długiego korytarza.
Złap jakąś taksówkę. Wiem, gdzie on jest.
Zbiegłam po schodach szczelniej oplatając się bluzą, którą miałam na sobie. Rozejrzałam się po drodze zatopionej w ciemności. Ile ja spałam?! Gdy zauważyłam nadjeżdżającą taksówkę zaczęłam kiwać rozpaczliwie rękoma, dopóki samochód nie zatrzymał się przede mną. Wsiadłam do ciepłego wnętrza rozkoszując się wygodnym siedzeniem.
- Proszę na przedmieścia.- Podałam kierowcy nie kompletny adres, a on ruszył co jakiś czas spoglądając na mnie w lusterku.
***
 Wysiadłam z samochodu rozglądając się po opustoszałej okolicy. Mam nadzieję, że to dobry adres bo kierowca właśnie odjechał z moją całą gotówką, którą miałam przy sobie.
Poszukaj starej szopy. To tam. 
Pomiędzy ciemnymi drzewami stała jedna mała drewniana konstrukcja, która na pewno była przeznaczona do rozbiórki sądząc po tym w jakim stanie się znajdowała. Westchnęłam i czując lekkie mrowienie czegoś dziwacznego wewnątrz mnie ruszyłam w stronę szopy.  
Po chwili nasłuchiwania popchnęłam drzwi, które otworzyły się ze zgrzytem. W środku nad głową związanego Harry'ego paliła się tylko jedna lampa, która rzucała słabe światło na całe pomieszczenie. Głowa blondyna podniosła się do góry, i wtedy zobaczyłam jego opuchnięte od ciosów wargi i czerwone ślady na policzkach. 
- Boże.- Szepnęłam i podeszłam do niego od razu zabierając się za rozwiązywanie jego skrępowanych rąk. Chwilę mi zajęło nim uporałam się z linami.
- Czyś ty anioł czy zjawa?- Harry zachichotał cicho i znów zwiesił na dół głowę. Zaczęłam rozwiązywać jego kostki.
- Harry odezwij się.- Szturchnęłam go lekko ciągnąc jedną ręką liny.- Glass przydupasie odezwij się.- Spróbowałam jeszcze raz bez większego rezultatu.
- Mogłabyś się chociaż raz posłuchać.- Podskoczyłam wystraszona obcym głosem za moimi plecami. W drzwiach szopy stał Oliver z jakimś dziwnym nożem w ręce.
- Nikt mi nie powiedział, że nie mogę go ratować. Powiedzieliście tylko, że nie mogę się z nim zamienić.- Wytłumaczyłam i odciągnęłam rozwiązane liny.
- Fakt.- Powiedział i podszedł do nieprzytomnego Harry'ego. Przerzucił go sobie przez ramie bez żadnego trudu.- Lepiej stąd spadajmy chyba, że chcesz obejrzeć swoje wnętrzności od zewnątrz.
Wyszłam zza Oliverem rozglądając się uważnie po dziwnie spokojnym terenie. 
- Poszło nam za łatwo. Przecież powinien być ktoś kto będzie go pilnował.
- Możemy pomartwić się tym potem?- Oliver brzmiał na rozgniewanego dlatego zamknęłam się i nadal szłam za nim. Poczułam jakieś dziwne muśnięcie jakby ktoś chciał dostać się do mojego umysłu ale po chwili wszystko zniknęło i czułam się normalnie. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do samochodu zaparkowanego w cieniu drzew. Poszło nam za łatwo.
No co ty nie powiesz? Wszyscy zginiemy.
Na dworze coś chrupnęło i uderzyło o dach samochodu.
-----------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam za tak długą nieobecność ale wiecie szkoła się zaczęła, ostatnia klasa gimnazjum i te wszystkie lekcje -.- Cóż na podzielenie opowiadania na części wpadłam na historii i pomyślałam, że to nie głupie już tak kiedyś robiłam. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba fabułą jak i długością :D Nie wiem kiedy pojawi się następny bo nie wiem jak będę stała z czasem. Odszedł jeden obserwator :( Smutno mi... Liczę na wasze komentarze. Pozdrawiam! ♥ 
P.S: Przepraszam za błędy nie mam siły tego poprawiać.

niedziela, 8 września 2013

5

Po wyjściu Olivera i Nicka zostałam sama z nieprzytomnym Harrym. Teraz chociaż w jego ciele nie znajdował się żaden nóż ale to nie zmieniło faktu, że jeszcze przed chwilą tam był. A najgorsze jest to, że ja go tam umieściłam i powinnam czuć się okropnie ale czułam raczej... Ulgę. Może to zabrzmieć dziwnie ale nie żałuję, że to zrobiłam. Przecież ja go uratowałam. 
Podeszłam do zawalonego jakimiś papierami biurka i z całkowitej nudy zaczęłam układać kartki papieru w stosik na środku mebla. Gdy przekopałam się przez kartki z zadaniami domowymi Harry'ego dotarłam do kupki zdjęć. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że jednym ze zdjęć leżącym na biurku, było zdjęcie mojej mamy. 
Miałam identyczne w domu schowane głęboko w szufladzie. Właściwie jestem do niej bardo podobna. Różnią nas tylko oczy. Ona miała piękne, brązowe z przebłyskami bursztynu. A ja? Ja natomiast miałam niebieski, z małymi ciemnymi kropeczkami, które dodawały mi lekkiej tajemniczości. Nie wiem po kim mam taki kolor. Mama miała brązowe oczy, a tata ma zielone. 
Mniejsza z tym. Ważniejsze pytanie, które powinnam zadać w tej chwili, brzmi: Skąd on ma to zdjęcie? Właściwie to po co mu one. 
Kierowana wielką ciekawością rozrzuciłam z powrotem kartki i przejrzałam je dokładnie. Niestety nie znalazłam nic co mogłoby pomóc zrozumieć mi to wszystko. 
***
Co chwilę zerkałam na zegarek mając nadzieję, że wskazówki przesunęły się co najmniej o trzydzieści minut, a nie sekund. W ręce trzymałam zdjęcie mamy, a w głowie ułożyłam całą rozmowę z Harrym. 
- Coś jest nie tak.- Powiedziałam i spojrzałam na znudzonego Nicka.- Powinien się już obudzić. Powiedzieliście, że nic mu nie będzie.- Dodałam zdenerwowana i zagryzłam dolną wargę.
- Obudzi się jeśli przestaniesz marudzić.- Oliver posłał mi groźne spojrzenie, które zignorowałam. 
- Idź może sprawdzić czy nie ma cię za drzwiami.- Odcięłam się i wytrzymałam jego spojrzenie. Nie chciałam pokazać mu, że się go boję.
- Wszyscy idźcie.- Spojrzałam momentalnie na Harry'ego, który starał się podeprzeć na rękach. 
- Dobra obudził się. Możemy iść.- Nick wstał z fotela i nie oglądając się za siebie wyszedł z pokoju. Po chwili wahania Oliver również wyszedł zostawiając mnie i Harry'ego sam na sam.- Powiedziałem wszyscy.
- Skąd masz jej zdjęcie?- Zapytałam i pokazałam mu trzymaną przeze mnie fotografię. Jego oczy powiększyły się minimalnie, ale potem gdy przeniósł wzrok na moją twarzy wyglądał normalnie.
- A skąd ty miałaś hartowany srebrny nóż?- Zadał mi pytanie i starając się nie skrzywić usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na swoją przedziurawioną w dwóch miejscach bluzkę.- Lubiłem ją.- Dodał i nie przejmując się moją obecnością ściągnął koszulkę odrzucając ją gdzieś na bok. 
- Harry ja wiem, że to może dziwnie zabrzmieć ale zrobiłam to...
- Dla mojego dobra? Nie, tutaj się mylisz. Zrobiłaś to bo ta dwójka idiotów ci kazała. Cholera! Ty nawet nie wiesz jakie to ma konsekwencję!
- To mi powiedz!- Krzyknęłam wściekła. 
- Sama się o tym przekonasz. Prędzej czy później.- Wyszeptał i spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczynałam odczuwać lekki powiew wiatru na swojej skórze, a kaskada włosów na moich plechach zaczęła się rozwiewać. 
Z sekundy na sekundę wiatr stawał się jeszcze mocniejszy, aż wreszcie zaczęło mi huczeć w uszach co zaczynało mnie przerażać. 
- Przestań.- Powiedziałam dobitnie, a Harry uśmiechnął się lekko. Wiatr stawał się co raz silniejszy, aż wszystkie kartki leżące na biurku zaczęły wzbijać się w powietrze i fruwać po całym pomieszczeniu.
- To nie ja Jess. To ty.- Jego dłoń odnalazła moją i mocno ścisnęła. Zachciało mi się płakać. Nie wręcz ryczeć z bezsilności i z żalu za czymś co odeszło dawno temu. Nie miałam pojęcia co to takiego ale czułam, że to było bardzo ważne.
- Nie, to nie ja. To nie mogę być ja.- Mój głos drżał, a z oczu pociekły łzy. Lampa nad naszymi głowami zakołysała się niebezpiecznie po to by po chwili sypnąć iskrami i spaść na dół. 
Harry wykonał błyskawiczny ruch odrzucając mnie do tyłu. Krzyknęłam i upadłam na ziemię uderzając głową w posadzkę. Świat zawirował przed moimi oczami. Podniosłam oszołomiona głowę i ujrzałam Harry'ego otoczonego drobinkami szkła. 
- Jess proszę cię uspokój się. Nie chcę poczuć się jak szaszłyk.- Widziałam dokładnie jak nerwowo przełyka ślinę i nie spuszcza wzroku z unoszącego się szkła. 
- Ale ja... Harry to nie ja. Ja tego nie robię. Ja nie mogę... Nie potrafię...- Szloch wstrząsnął moim ciałem, a szkoło poruszyło się do przodu jakby groziło Harry'emu. 
- Tak to ty! Opanuj się bo mnie zaraz przesiatkujesz!- Podparłam się na rękach i ostatkiem sił podniosłam na nogi krzywiąc się gdy przed oczami zobaczyłam ciemne plamki. Zachwiałam się nie bezpiecznie ale po chwili skupiłam wzrok na drobinkach szkła i coś mi mówiło, że mam wyobrazić sobie jak szkoło opada. 
Zamknęłam oczy i przywołałam w głowie obraz pokoju z falującymi kartkami, z moimi unoszącymi się przez wiatr włosami, z stającym przerażonym Harrym. Wyobraziłam sobie latające szkoło przy jego ciele, pozwoliłam aby jakaś dziwna uspokajająca siła zawładnęła moim ciałem. Oczami wyobraźni widziałam jak szkoło powoli opada na ziemię, jak kartki spadają na podłogę, jak wiatr znika zostawiając po sobie bałagan i chłód na skórze. Wszystko było takie dobre, idealne. 
Otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącego na ziemi Harry'ego. Wszystko wyglądało tak jak sobie wyobraziłam. Odetchnęłam z ulgą i zrobiłam kilka kroków w stronę blondyna. 
- Czy... Czy to były te konsekwencję?- Zapytałam niepewnie, a Harry uniósł głowę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
- Mniej więcej.- Odpowiedział i podniósł się, roztrzepującą ręką sklejone od potu włosy.  - Ale jak to możliwe? Przecież... Nic nie rozumiem.- Wyjąkałam, a on parsknął i podszedł do szafy wyciągając z niej pierwszą lepszą koszulkę, którą ubrał.
- Kiedyś ci to wytłumaczę. A teraz chodź.- Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z pokoju, nawet się za siebie nie oglądając. 
Westchnęłam cicho i ruszyłam za nim starając się dotrzymać mu kroku co było dość trudne. 
Gdy w korytarzu rozniósł się odgłos jednej z piosenek Hollywood Undead krzyknęłam przerażona. Dopiero po chwili doszło do mnie to iż w mojej kieszeni wibruję telefon. Wyciągnęłam g i nie patrząc na to kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. 
- Halo?- Zapytałam ostrym głosem. Harry idący teraz wolniej spojrzał na mnie spod uniesionych brwi co zignorowałam.   
- Jess! Gdzie jesteś?- Głos Leny drżał.
- Jestem... Z Harrym. Coś się stało?
- Nie wracaj do domu, rozumiesz? Zostań z Harrym dopóki...- W słuchawce usłyszałam pikanie oznajmujące zerwane połączenie. Z lekkim zdenerwowaniem wybrałam numer do Leny ale włączyła się sekretarka. Spróbowałam jeszcze do taty ale nie przyniosło to większego rezultatu. 
- Jessica wszystko w porządku?- Harry chwycił mnie za ramię, a ja przez chwilę błądziłam wzrokiem po jego twarzy.
- Muszę wracać do domu.- Powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem kierując się mam nadzieję w stronę wyjścia. 
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mną zaczęłam biec ile sił w nogach nie zważając na idących po chodniku ludzi. Musiałam dostać się do domu jak najszybciej.
***
Szarpnęłam za klamkę, a drzwi otwarły się przede mną z cichym skrzypnięciem. Przestąpiłam próg domu i zamknęłam za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. 
- Lena?!- Krzyknęłam ale odpowiedziała mi tylko cisza. Zaczęłam iść w głąb domu rozglądając się niepewnie.- Tato! Jest tu ktoś?!- Z kosza na parasole wyciągnęłam dużą granatową parasolkę czując się pewniej.
Przywarłam do ściany i odliczyłam do trzech po czym wychyliłam głowę zza ściany zerkając do salonu. Zdusiłam w sobie krzyk gdy zobaczyłam przywiązanego do krzesła tatę. Zapominając o ostrożności weszłam do salonu i od razu podbiegłam do taty powstrzymując łzy cisnące się do oczu. Odłożyłam parasolkę na podłogę i najostrożniej jak potrafiłam odkleiłam z ust taty taśmę.
- Jess... Uciekaj stąd. Szybko.- Zignorowałam ojca i zaczęłam rozwiązywać jego ręce plątając się w tych wszystkich węzłach.
- Kurwa. Kto to wiązał?- Jęknęłam i zdenerwowana szarpnęłam za linę co nie było dobrym pomysłem. Wszystko zacisnęło się jeszcze mocniej. Zrezygnowana zajęłam się linami, które tata miał zawiązane przy kostkach. Tutaj nie wydawało się to aż tak skomplikowane.
- Uważaj!- Wrzask taty przestraszył mnie na tyle, że nie wiedziałam na co mam uważać dopóki nie poczułam silnego uderzenia w głowę. Runęłam na ziemię starając się przywrócić sobie ostrość widzenia.
- Ała. Dlaczego zawsze głowa?- Jęknęłam i przewróciłam się na plecy szybko mrugając. Robiło mi się zimno i niedobrze.
- Och mała naiwna Jessica.- Podniosłam głowę usłyszawszy głos Leny. Spojrzałam na nią zdziwiona co najwyraźniej musiała zauważyć.- Doskonale wiedziałam, że jak powiem ci, że masz nie przychodzić to przylecisz tutaj szybciej niż Oliver na ratunek twojej matce. 
- Nie żeby coś ale to ja właśnie drugi raz w ciągu godziny oberwałam w głowę i to mi powinno odbijać, a nie tobie.- Powiedziałam i usiadłam powstrzymując mdłości. Nie wiedziałam dokładnie ręki Leny, poczułam tylko pieczenie na policzku i znów leżałam na ziemi.
- Uważaj na słowa bo możesz już nigdy nic nie powiedzieć.- Jej postać zawisła nad moim ciałem.- Nie sądziłam, że ktoś taki jak ty może być wybrańcem, a jednak Arthur się nie mylił.
- Co ty pieprzysz? Jakim wybrańcem?- Zapytałam i tym razem stanęłam na nogi starając się utrzymać prostą postawę ciała. 
- Och nic ci nie powiedzieli? Jakie to przykre. Umrzesz nie poznając prawdy. Może napiszę książkę o tobie? Dziewczyna uratowana przez swoją matkę, ginie przez błędy przyjaciół i rodziny. To będzie epickie.- Spojrzałam na sufit gdzie wisiała wielka, ciężka lampa w stylu gotyckim. Zamknęłam oczy i starałam się skupić myśli?- Nie chcesz patrzeć na mnie w swoich ostatnich sekundach życia? Jakie to przykre.- Wyrzuciłam z głowy głos Leny, a zastąpiłam go widokiem spadającego przedmiotu z sufitu. Wyobraziłam sobie jak Lena upada pod ciężarem lampy. Wyobraziłam sobie jak szkoło rozpryskuję się po salonie.
Głos chrzęst, i świst lecącego przedmiotu. Otwarłam oczy i odskoczyłam do tyłu gdy lampa spadła prosto na zdziwioną Lanę.
- Żebym czasem ja nie napisała książki o tobie.- Powiedziałam do niej i chwiejnym krokiem podeszłam do przerażonego taty. Chwyciłam z podłogi kawałek szkła i zaczęłam rozcinać liny wykrzesując z siebie resztki siły. 
- Jess... To było...- Spojrzałam na tatę i uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Nie bał się mnie. Raczej był dumny. 
Głos krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, a gdy odwróciłam głowę ujrzałam podnoszącą się Lenę, która bez problemu odrzuca ze swojego ciała wielki żyrandol. 
- Zginiesz czy to ci się podoba czy nie.- Wysyczała i rzuciła się w moją stronę z kawałkiem szkła w ręce. Zdążyłam odchylić się tylko kawałek przez co szkło trzymane przez Lenę rozcięło bok mojej szyi. Wciągnęłam głęboko powietrze i przyłożyłam ręce do rozcięcia. Czułam jak krew cieknie mi po ręce, a potem skapuje na podłogę. Czułam ogromny ból, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Czułam, że tracę coś cennego i nie mogę tego łapać, czy chociażby powstrzymać przed odejściem. 
- Jeśli zginie to tylko i wyłącznie z mojej ręki.- Traciłam siły ale udało mi się dojrzeć mężczyznę ze szkoły. Odrzucił Lenę jednym machnięciem reki, i od razu znalazła się przy mnie. 
Czułam się senna, dlatego nawet nie starłam się od niego odsunąć. A po za tym pewnie nawet nie dałabym rady zważywszy na to iż leżę w kałuży swojej krwi. Pamiętam jeszcze tylko to, że Arthur odciągnął moją rękę i przyłożył swoją w miejsce rozcięcia i zaczął szeptać jakieś dziwne słowa. Potem już była tylko pustka i ciemność.  
------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak późno, przepraszam za wszystkie błędy ale nie mam czasu ich poprawiać. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie ani za długość ani za bezsensowność tego rozdziału.  Dziękuję za wszystkie komentarze, one na prawdę mi bardzo pomagają. Do zobaczenia! :*♥

Wyżsi Rangą