piątek, 30 sierpnia 2013

4

Podobno każdy z nas czegoś się boi. Jedni boją się pająków, ciemności, wody. A ja? Czego ja się boję? Boję się otworzyć oczy i spojrzeć na świat. Co to takiego, prawda? Po prostu wymysł mojej wyobraźni ale czy nie wszystkie nasze lęki nimi są? Wytworami naszej wyobraźni? Jeśli tak to znaczy, że można pokonać własne słabości. Nie krzyczeć na widok pająków, wejść do pokoju przy zgaszonym świetle, wkroczyć do oceanu. Wszystkie te malutki lęki można pokonać. Ale jak mam przestać bać się teraźniejszości? Jak mam wstać rano bez szybkiego bicia serca? Jak mam zamknąć oczy bez obawy, że znów zobaczę coś co mnie przerazi? Tutaj już zaczynają się schody. Nikt nie wiem jak to zrobić, a to wcale nie jest pocieszające. 
Jesteś nudziarą.
Przez ostatnie dwa dni starałam się wyciszyć Lissę w mojej głowie i nie raz nie dwa mi się to udało. Nie wiem jakim cudem ale nie 'nękała' mojej głowy. 
Przetarłam dłonią czoło i odwróciłam się od lustra chwytając z szafki pudełeczko tabletek. Wyszłam z niebieskiego pomieszczenia i stanęłam w miejscu gdy zobaczyłam moją sylwetkę odbitą w długim lustrze. Byłam słaba i nie mogłam tego ukryć. Starałam się ale nie mogłam. 
***
Pociągnęłam nosem i odgarnęłam z czoła kręcone włosy. Siedziałam sama w parku, który znajdował się po drugiej stronie miasta, jak najdalej mojego domu. Potrzebowałam spokoju, a tylko tutaj mogę go zaznać. Ludzie spacerujący alejkami byli cicho, nie krzyczeli tak jak ci w centrum. Tutaj każdy zachowywał spokój ponieważ chciał mieć chwilę wytchnienia. Tak samo jak ja. 
Nie wybrałam tego miejsca tylko i wyłącznie dlatego, że jest tutaj cicho. W tym parku poznałam Harry'ego. 

- Mamo, proszę cię wracajmy już.- Pociągnęłam kobietę za rękę, a ona zaśmiała się perliście i udawała, że nie usłyszała moich narzekań.
- Skarbie zobacz jak tutaj jest pięknie.- Rozejrzałam się w około.
- Nie ma tutaj nic pięknego. No chyba, że ktoś lubi widok obesranej trawy. To zmienia postać rzeczy.- Jęknęłam i naciągnęłam na zmarznięte uszy czerwoną czapkę.
- Zobaczysz, że kiedyś będziesz mówiła całkiem inaczej...

Zamrugałam kilkakrotnie, i z całych sił starałam się przypomnieć sobie co było dalej ale nie mogłam. Nie pamiętałam.
- Nie wracaj do czegoś czego już nie będzie.- Obok mnie na ławce usiadł mężczyzna, który przyprowadził Lissę. 
- Czego pan chce?- Zapytałam nie kryjąc się z niechęcią do jego osoby. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nie ważne kim by on nie był miałam go w dupie- mówiąc w skrócie.
- Och wiele rzeczy ale teraz to nieistotne. Istotne jest natomiast to, że wracając do wspomnień pozwalasz mu wchodzić do twoich myśli.- Mężczyzna oparł się o ławkę i wyglądał na bardzo zrelaksowanego. 
- Nie wiem co pan bierze ale niech pan to ograniczy.- Chciałam wstać i odejść ale nim zdążyłabym chociaż napiąć mięśnie, duża dłoń mężczyzny wylądowała na mojej nodze ściskając mocno moje udo.
- Nie pozwoliłem ci odejść.- Powiedział bardzo cicho i wymusił sztuczny uśmiech.- Radzę ci się zachowywać bo na kilku siniakach się nie skończy.- Dodał, a ja przełknęłam zdenerwowana ślinę i pokiwałam lekko głową, na co on puścił moją nogę zostawiając po sobie lekki dyskomfort. 

Harry.

- Skup się! Jeszcze raz!- Westchnąłem cicho ale posłusznie wykonałem polecenie Nicka starając się skupić i odepchnąć go ode mnie gdy jego ręce kierowały się na moją szyję. 
Zacisnąłem powieki i wyobraziłem sobie jego lecącego do tyłu i uderzającego w ścianę z impetem ale gdy byłem prawie pewny, że mi się uda wizję lecącego Nicka zastąpił mi obraz krzyczącej, będącej na skraju łez Jessiki.
 Znowu poczułam silny uścisk na mojej szyi, a potem silne uderzenie przez, które jęknąłem. 
- Czy ty rozumiesz co się do ciebie mówi?! Masz się skupić!- Wstałem z trudem łapiąc oddech i zmierzyłem bruneta wściekłym spojrzeniem.
- A ty rozumiesz? Powiedziałem ci, że nie dam rady dzisiaj robić żadnych ćwiczeń.- Wytłumaczyłem, starając się powstrzymać gniew rosnący we mnie niczym bańka mydlana, która wreszcie musi pęknąć.
- A ja powiedziałem, że gówno mnie to obchodzi. Masz jeszcze jakieś spostrzeżenia?
- Tak tylko jedno: Spierdalaj.- Doskonale wiedziałem, że tymi słowami zdenerwuję go jeszcze bardziej i pewne jest, że oberwę ale nie miało to teraz dla mnie największego znaczenia.
- Uważaj sobie na to co mówisz, maleńki. Jestem dla ciebie wyrozumiały tylko i wyłącznie dla tego, że Lissa nie żyję. Inaczej źle byś skończył.
- Ty jesteś wyrozumiały?! Ty nie masz pojęcia co znaczy być wyrozumiałym i nie pieprz mi tutaj żadnych morałów bo to nie twoja działka.- Igrasz z ogniem, wiesz o tym. 
- Harry wydaję mi się, że będzie lepiej jeżeli sobie pójdziesz.- Nick zacisnął dłonie w pięści, a mięśnie rysujące się pod jego koszulką napięły się.
- No już uderz mnie. Ulżyj sobie, na co czekasz.- Podszedłem do niego z rozłożonymi rękoma doskonale wiedząc, że tym go prowokuję.- Od pierwszego dnia opieki nade mną masz ochotę mi przywalić. Teraz masz okazję, nie będę się bronić.  
- Idź stąd. Już!
- Po co? Prędzej czy później musimy to załatwić, a wiesz ja teraz nie potrzebuję ładnej buźki więc możesz spokojnie...
- Harry!- Przerażony krzyk dziewczyny rozniósł się echem po sali ćwiczeń.
 Odwróciłem się zdezorientowany i zobaczyłem stojącą w drzwiach trzęsącą się Jess, a za nią stał rozradowanego Olivera.
- Jess? Co ty tutaj robisz?- Głos mi drżał i na pewno nie z powodu strachu przed Nickiem. 
- Ja... Ja sama nie wiem. Po prostu, on...- Wskazała drżącą ręką na Olivera, a potem z jej niebieskich oczu wypłynęły łzy zostawiając po sobie morką ścieżkę na lekko zarumienionych policzkach. 
Jess pokręciła głową, a potem odwróciła się i taranując Olivera zaczęła biec przed siebie. Nie wiele myśląc pobiegłem za nią, i nawet nie przeszkadzał mi w tej chwili wredny śmiech Olivera. 
Gdy wybiegłem zza 'zakrętu' dostrzegłem przed sobą postać brunetki. Przyspieszyłem i gdy wyciągnąłem przed siebie rękę chwyciłem nadgarstek Jess odwróciwszy ją tym samym w moją stronę. Oczekiwałem krzyku z jej strony, czy szarpaniny ale zamiast tego on przyległa do mnie całym swoimi ciałem, ściskając mnie mocno w pasie. 
Zdziwiony tym gestem dopiero po chwili oplotłem ciało Jessiki.
- Nic ci nie jest.- Wyszlochała i ścisnęła mnie jeszcze bardziej. Jak na taką kruchą dziewczynę miała dużo siły. A czegoś się po niej spodziewał? 
- Oczywiście, że nic mi nie jest. A co miałoby być?- Zapytałem zdziwiony i zacząłem głaskać ją jedną ręką po głowie.
- Bo on mi pokazał... Pokazał jak ty leżysz i...- Silny szloch wstrząsnął jej drobnym ciałem, a lecące łzy zaczęły moczyć moją koszulkę. 
- Kto co pokazał? Jess proszę cię uspokój się i powiedz mi kto ci to pokazał.- Odsunęła się kawałek ode mnie i spojrzała załzawionymi oczami.
- Oliver. Pokazał mi jak leżysz zakrwawiony na podłodze. Ten mężczyzna, który tam był w środku, stał stał nad tobą i...
- Już dobrze. Jestem tutaj.- Wziąłem jej ręce w swoje dłonie i uśmiechnąłem się do niej skrywając głęboko w sobie strach, gniew czy żal.  Oliver pokazał jej to co stałoby się ze mną gdyby krzyk Jessiki nam nie przeszkodził. Nick prawdopodobnie by mnie zabił i nie miałby nawet wyrzutów sumienia.
- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. Obiecaj, że już nigdy nie zostaniesz sam na sam z tym mężczyznom.- Westchnąłem cicho i pokiwałem głową.
- Dobrze, obiecuję, że już nigdy nie zostanę z nim sam na sam.
- Kłamiesz.- Przerwała mi natychmiastowo.- Twoje serce bije dwa razy szybciej.- Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się jej dokładnie.
- Skąd to wiesz? Oliver pokazał albo powiedział ci coś jeszcze?
- Nie. Nie raz tak mam, że lepiej słyszę.- Jej głos był niepewny, a ja doskonale rozumiałem dlaczego. Ona po prostu nie wiedziała co się z nią dzieje.- Harry, ja... Chciałabym cię przeprosić za to co powiedziałam dwa dni temu. Ja nie chciałam... No prawie nie chciałam aby zrobiło ci się przykro.- Jej policzki oblały się rumieńcem, który tak kochałem.
- Rozumiem cię i nie jestem na ciebie zły. Masz prawo być na mnie zła i uwierz mi Jess chcę, bardzo chcę powiedzieć ci prawdę ale nie mogę. Jeszcze nie teraz.
- Rozumiem. Harry... Czy mogę coś zrobić?- Wyszeptała cicho i spojrzała na mnie nieśmiało. Jak nie ona. 
- Jeżeli to ma być coś co mnie nie upokorzy to pewnie.- Powiedziałem i mrugnąłem do niej wywołując na jej twarzy lekki uśmiech. 
Jej ręka znalazła się na moim ramieniu, a potem swobodnie powędrowała do szyi, na której się zatrzymała. Spojrzała w moje oczy, a potem po prostu mnie... Pocałowała. P-O-C-A-Ł-O-W-A-Ł-A. Mimo zdziwienia jakie znowu u mnie wywołała automatycznie odpowiedziałem na jej pocałunek z wielką wrażliwością jak i namiętnością. Ciepło rozpływające się po moim ciele przywołało do głowy obrazy sprzed dwóch lat, gdy bez problemu i bez powodu mogłem całować ją tak samo jak teraz. Mogłem przejść obok niej korytarzem, chwycić za rękę, pocałować i życzyć powodzenia na matematyce czy francuskim.
- Przepraszam.- Wyszeptała gdy odsunęła się ode mnie. Oddychała szybko, niemiarowo jak po długim biegu.
- Za co ty mnie przepraszasz? To aż tak bardzo mnie nie upokorzyło.- Powiedziałem i palcem wskazującym uniosłem jej podbródek do góry, tym samym zmuszając ją do spojrzenia mi w oczy. 
- Na prawdę przepraszam.- Już chciałem się odezwać gdy poczułem mocne ukłucie w brzuchu, a potem zimny metal wysuwając się z mojego ciała po to by jeszcze raz zaatakować mnie w innym miejscu.- Przepraszam.

Jessica.

Trzymałam rękę Harry'ego mocno ściskając jego blade palce. Starałam się nie patrzeć na srebrny nóż wystając z jego brzucha. Starałam się skupić wzrok na jego spokojnej twarzy, na ustach, które całowałam z taką zachłannością. 
- Wiecie, że on będzie wściekły.- Nie zwracałam uwagi na dwóch mężczyzn stojących za mną. 
- No i co z tego? Nas i tak nienawidzi, a ją za bardzo kocha, żeby się na nią wściec.- Obojętność w głosie, drugiego mężczyzny przywołała na moje ciało gęsią skórkę.
- Zdziwiłbyś się.- Odezwałam się po raz pierwszy od kilku minut. Puściłam rękę Harry'ego i wstałam z gracją i wyrafinowaniem.- Róbcie co macie robić. Niech to się już skończy.- Starłam łzy z policzków i odsunęłam się od łóżka dając dostęp mężczyzną.
- Lepiej stąd wyjdź. Nie będziemy zbierać cię z podłogi.
- Żeby ciebie zaraz nie było trzeba zbierać.- Odcięłam się.- Ja mu to zrobiłam i to ja będę się tłumaczyć gdy się obudzi.
- Oj będziesz się tłumaczyć, będziesz...
Nawet nie wiesz co zrobiłaś głupia.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Długo nie było rozdziału ale coś mi się rypie z bloggerem i to dlatego. Mam nadzieję, że wytrwałyście :D Dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem. Obiecuję następny będzie ciekawszy, długszy i pojawi się nasz oczekiwany i tajemniczy Arthur. :D 
Cześć! ♥ 

piątek, 23 sierpnia 2013

3

Przeczesałam palcami swoje gęste, pokręcone włosy i poprawiłam sukienkę, która wcale nie potrzebowała poprawek. To ja po prostu musiałam się zajmować byle czym aby odpędzić wszystkie myśli. I wiecie co? Jakoś nie specjalnie mi to wychodziło. 
Drzwi za mną otwarły się, a do pokoju wszedł mój tata z lekkim uśmiechem na twarzy. Stanął za mną, położył swoje ręce na moim ramionach i wpatrywał się w nasze odbicie w lustrze.
- Nie sądziłem, że zmieścisz się w tą sukienkę.- Powiedział i na pewno wrócił wspomnieniami do tego dnia, w którym ubrałam ją po raz pierwszy. Do dnia, w którym pożegnałam mamę.
- Najwidoczniej wcale nie urosłam przez te dwa lata. Chociaż właściwie to zrobiła się trochę ciasna, w niektórych rejonach.- Co prawda pasek, musiałam zapiąć na ostatnią dziurkę, ale to możemy pominąć.
- Domyślałam się.- Tata odgarnął mi włosy na jedną stronę.- Dlaczego nie chciałaś kupić nowej?- Zapytał. Wyłapał wzrokiem złoty łańcuszek, który zawsze miałam ubrany.
- Bo tylko jedna rzecz w mojej szafie będzie przeznaczona na takie okazję.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Jesteś do niej strasznie podobna wiesz?- Odwróciłam się i spojrzałam w jego dumne oczy. 
Starał się zapewnić mi normalny dom. Byłam mu za to wdzięczna.
- Mama była piękna. Nigdy nie będę do niej podobna. I nie mówię tego dlatego, że chcę abyś powiedział mi, że jestem ładna. Mówię tak bo nikt nie będzie wyglądał tak samo jak mama.
- Jestem z ciebie dumny skarbie. Mama też by była.- Tata pocałował mnie w czoło po czym wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z poczuciem winy i ogromnym wewnętrznym dyskomfortem.  
Nie powinien być ze mnie dumny.
Mama nie byłaby ze mnie dumna.
Przecież ja jestem tą złą. Przecież uprzykrzam życie innym dla swojej rozrywki. Niszczę tych najsłabszych po to by pokazać, że jestem bezwzględna. Ze mnie nikt nigdy nie będzie dumny.
 Nikt nie może być.
 Nie ze mnie.
###
Nie poszłam na mszę do kościoła. Za bardzo bałam się tego co mogę tam ujrzeć. Zapalone świecie w rogach budynku, przyciemnione światła, kwiaty poustawiane w okół stojącej na środku trumny. Wielkie otwarte wieko, pozwalające na ostatnie spojrzenie osoby, która odeszła. Stęchły zapach kwiatów, cichy szloch najbliższej rodziny. Udawane przejęcie na twarzach wybranych uczniów szkoły. 
Raz przez to przeszłam i nie chcę przechodzić nigdy więcej choć doskonale wiem, że to nieuniknione.  
Ściskałam mocno w ręce biały bukiet kwiatów i z całych sił starałam się nie rozpłakać. Jako iż należałam do delegacji szkolnej stałam z boku, tuż obok lśniącej skrzyni, tuż obok zapłakanych rodziców Lissy, tuż obok jej łkającego cicho brata, i tuż obok Harry'ego. Jego twarz była pozbawiona wszelkich emocji. Tylko raz na jakiś czas po jego bladych policzkach spływały łzy, ale momentalnie je ocierał jakby się ich wstydził. 
Jego wzrok spoczął na mnie, a ja odruchowo spuściłam głowę na dół, i przełknęłam ślinę. Dopiero po chwili odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Nie patrzył na mnie. Jego wzrok był skupiony na trumnie, a gdy ksiądz ogłosił iż zostanie ona za chwilę wpuszczona do ziemi szczęka Harry'ego lekko zadrgała. 
Nie płacz. Nie warto.*
Rozejrzałam się w około sobie jak idiotka. 
Teraz wszyscy udają, za godzinę zapomną. Śmieszne, co nie? 
Ten głos na pewno nie dochodził do moich uszu. On był w mojej głowie. To była ona.
Spokojnie. Tylko spokojnie.
Zacisnęłam mocno powieki i odetchnęłam głęboko. 

Coś było nie tak. Czułam jak serce mi przyspiesza, krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach podnosząc tym samym moje ciśnienie.
Teraz wszyscy mnie kochają. 
Głowa zaczęła mnie boleć, a palce zdrętwiały. Podałam swój bukiet jakiemuś znudzonemu chłopakowi i jak najszybciej oddaliłam się od skupiska płaczących ludzi.
Skończysz tak jak ja!
Jęknęłam i chwyciłam się za głowę starając się iść prosto. Moje wysiłki poszły na marne ponieważ tuż za ogromnym dębem upadłam na kolana powstrzymując łzy. 
Nie uciekniesz ode mnie. Nigdy.
- Odejdź. Proszę odejdź.- Chwilę czasu zajęło mi uświadomienie sobie iż gadam właściwie sama do siebie. Jeżeli ktoś by mnie teraz zobaczył od razu zadzwoniłby do mojego taty i kazałby mu zapisać mnie na jakieś porady psychologiczne.
- Jessica?- Podniosłam głowę i zobaczyłam zmartwionego Harry'ego idącego w moją stronę. Starałam wstać, odejść, ale nie mogłam. Miałem dziwne uczucie pustki, i tak jakbym się rozpadała. Od środka.- Co ci jest?- Ręka Harry'ego wylądowała na moim ramieniu, a ja wzdrygnęłam się. Jego dotyk sprawiał mi ból, jakby tysiące małych igiełek wbijały mi się w skórę.
- To boli.- Wyszeptałam, ale skąd on mógł wiedzieć o czym ja mówię. Jego druga ręka powędrowała do mojej twarzy zadając mi tym samym jeszcze większy ból.- Nie dotykaj. To boli.- Wysapałam, a jego ręce od razu znalazły się z daleka od mojego ciała.  
Westchnęłam cicho z ulgi jaką mi to przyniosło ale po zaledwie kilku sekundach choćby najmniejszy powiew wiatru sprawiał mi ból. Łzy wyleciały z moich oczu skapując po chwili na ziemię.
- Jess co się dzieje? Powiedz mi.- Widziałam jak chłopak z całych sił powstrzymuję się od dotknięcia mnie. Pokręciłam tylko głową nie będąc zdolna do wypowiedzenia żadnego słowa.- Jak mam ci pomóc?- Bał się. Jego głos drżał, w oczach pojawił się łzy, a ja mimo bólu jaki sprawiał mi jego dotyk zapragnęłam znaleźć się w jego ramionach.
- Przytul mnie.- Na moje słowa, a raczej cichy ledwo zrozumiały szept, jego oczy zrobiły się dwa razy większe, a ręce nieśmiało i delikatnie otuliły moje ciało.
Chciałam krzyczeć, z powodu okropnego pieczenia, chciałam błagać aby to się wreszcie skończyło, aby on to zakończł.
- Tylko nie ty Jess. Nie możesz odejść. Proszę, nie.- Poczułam na głowie chłodne łzy i wtedy... wszystko zniknęło. Nie czułam bólu. Czułam ciepło ciała Harry'ego ale to było przyjemne.
- Harry. Zniknęło. Już nic nie boli.- Mój głos drżał, z przemęczenia. Czułam się słaba i zmęczona, a przecież nic nie robiłam. Walczyłaś. To już wystarczająco dużo.
On cię zabiję tak samo jak mnie. Harry to cichy zabójca. Będzie cię niszczył od środka tak jak mnie.
Wzdrygnęłam się i chwyciłam Harry'ego za rękę. Uspokój się! Masz schizy, opanuj się dziewczyno. 
- Nie chciałbym przeszkadzać ale wiecie ludzie idą więc może wstaniecie?- Zza Harrym pojawił się chłopak, którego imienia nie znałam i widziałam go tylko raz. Trzymał za rękę jakąś szatynkę która wycierała rozmazany tusz. 
- Nie masz za grosz wyczucia.- Dziewczyna spojrzała na niego groźnie, a brunet wywrócił tylko oczami.
Odsunęłam się z niechęcią od Harry'ego i wstałam o własnych siłach. Gdy blondyn stanął obok mnie zza drzew zaczęli wyłaniać się nie znani mi ludzie. A więc to już. 
###
Siedziałam na kanapie, w salonie Harry'ego szczelnie otulona kocem przesiąkniętym jego zapachem. Mój wzrok był utkwiony w zdjęciu stojącym na komodzie w koncie pomieszczenia. Przedstawiało ono Harry'ego i Lissę. Obydwoje byli uśmiechnięci, obejmowali się i z wielkim żalem doszłam do wniosku, że ja nie mam żadnego zdjęcia z Harrym gdzie oboje bylibyśmy tak bardzo szczęśliwi jak ta dwójka. Tylko nie rozumiałam jednej rzeczy. Dlaczego ona 'powiedziała' mi, że Harry mnie zabiję tak jak ją. Może tylko sobie to wymyśliłam, a może nie. Sama już nie wiem. W przeciągu ostatnich trzech dni wydarzyło się tyle dziwnych rzeczy, że już sama nie potrafię odróżnić co jest rzeczywistością, a co fikcją. 
Znużona położyłam się wygodnie na kanapie, przykrywając się aż pod szyję kocem. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć. Daleko, we wspomienia.

Z niewiadomych dla mnie powodów szłam za dwójką, bodajże nastolatków, którzy trzymali się za ręce. Chłopak cały czas mówił, a dziewczyna przytakiwała raz na jakiś czas. Znałam do miejsce aczkolwiek nie mogłam przypomnieć sobie skąd co było bardzo uciążliwe. Przyspieszyłam kroku tak, że wyminęłam parę i mogłam ujrzeć ich twarze. To byłam ja i Harry. Nic z tego nie rozumiałam. Nie rozumiałam dlaczego oglądam siebie, dlaczego oni mnie nie widzą. 
- Harry muszę ci coś powiedzieć.- Para usiadła na jednej z ławek, gdzie były wyryte ich imiona. 
- Jess co się z tobą dzieje? Od samego rana jesteś jakaś markotna.- Harry dotknął 'mojej' twarzy, a ja wiedziałam co teraz się stanie. Już pamiętałam.
- Muszę... musimy... powinniśmy zrobić sobie przerwę.- Czułam w tej chwili dokładnie to samo co wtedy. Ból, żal, smutek, roztargnienie, frustrację, niechęć.Wszystko na raz. 
- Nie rozumiem. Dlaczego? Jess porozmawiaj ze mną. O co chodzi?
- O to, że to już koniec Harry. Już nie ma nas. Już nie będziemy razem rozmawiać, chodzić po kwiaty. Już nigdy nie będziemy razem.
- Ale dlaczego?
- Bo cię nie kocham, rozumiesz? Nie kocham cię i nie chcę niszczyć swojego życia z powodu jakiegoś cholernego zauroczenia, które i tak już minęło.- Wstałam i odeszłam. Tak po prostu.

Teraz znalazłam się w całkiem obcym dla mnie pomieszczeniu. To była czyjaś łazienka, a przy lustrze stała drobna brunetka, która trzymała coś w ręce. Wyglądało to jak skalpel. Mimo lekkiego strachu podeszłam bliżej i rozpoznałam w tej dziewczynie Lissę. Przyłożyła do swojego bladego nadgarstka zimny metal i przeciągnęła w dół powodując tym samym głęboką kreskę, z której wyleciała krew. 

Chciałam krzyczeć ale głos uwiązł mi w gardle

- Jess!- Ktoś potrząsnął mną, a ja otworzyłam oczy i całkiem zdezorientowana rozejrzałam się po pomieszczeniu. W głowie nadal miałam obraz cieknącej krwi, błyskające ostrze.- Jessica to tylko zły sen.- Harry otuliły moje drżące ciało swoimi rękami i ucałował mnie w głowę jak miał w zwyczaju robić.
- To było takie... Dlaczego mi się to śni? Dlaczego ja ją widziałam? Przecież... przecież ja nigdy...- Poczułam zbierające się łzy, gdy głos zadrżał mi niebezpiecznie.
- Spokojnie Jess. Już dobrze.
- Nie! Nie jest dobrze!- Zdenerwowana odsunęłam się od niego i wstałam patrząc cały czas w jego zdumione oczy.- Co się ze mną dzieje, Harry? Dlaczego ja widzę te różne rzeczy, dlaczego ten facet wrócił i chce mnie zabić, dlaczego żarówki wybuchają mi nad głową?
- Jessica ja... chciałbym ci powiedzieć ale nie mogę. Jeszcze nie. Musisz być cierpliwa i zrozumieć, że to dla twojego bezpieczeństwa.- Harry wstał z kanapy i chciał mnie dotknąć ale nie pozwoliłam na to. Nie poddam się tak łatwo.
- Jak zawsze. Za każdym cholera razem jest ta sama śpiewka. Kiedy wreszcie odważysz się powiedzieć mi prawdę? Kiedy wreszcie przestaniesz mnie okłamywać?
- Nie okłamuję cię! Za każdym kurwa razem mówię prawdę, ale ty oczywiście nie możesz tego zrozumieć!- Nie łatwo jest wyprowadzić Harry'ego z równowagi, ale gdy już się to komuś uda...
- Nie Harry. Dzień przed naszym zerwaniem powiedziałeś, że nigdy mnie nie zostawisz, że będziesz o mnie walczył...
- Przecież to ty mnie zostawiłaś.- Przerwał mi, starając się uspokoić.
-... i tego dnia gdy cię zostawiłam miałeś okazję dotrzymać obietnicy. Gdybyś za mną pobiegł aby chociaż przyszedł wieczorem bylibyśmy razem. A wiesz czemu? Bo miałabym dowód na to, że jednak jestem dla ciebie ważna. Ale nie oczywiście ty poleciałeś do Lissy. Jak zawsze.- Zabolało go to co powiedziałam ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że mam rację. Doskonale wiedział, że tym razem to jego wina.
- Jess proszę cię...- Pokręciłam głową i pociągając nosem chwyciłam swoje buty stojące obok szafki po czym skierowałam się do wyjścia.- Jessica! Gdzie ty idziesz?- Harry znalazł się przy drzwiach przede mną przez co zablokował je, odbierając mi szansę szybkiej ucieczki.
- Do domu Harry. Czas to wszystko zakończyć i wiesz co? Żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Żałuję, że nie zrobiłam tego rok temu.- Odsunęłam go pewnym ruchem od drzwi i po prostu wyszłam na ciepłe czerwcowe powietrze. 
Szłam zapłakana po chodniku w jednej ręce trzymając buty, a drugą co chwilę odgarniałam opadające na oczy włosy. Jadące samochody co chwilę oświetlały moją postać, rzucając na ciemnym chodniku dziwne cienie. Nie przejmowałam się tym, że idę sama po ciemku. Raz mnie zgwałcono to można i drugi co nie? Zaśmiałam się cicho ze swoich myśli. Jestem taka głupia i naiwna, że aż trudno w to uwierzyć. Pozwoliłam sobie na trochę uczuć i proszę gdzie mnie to wpędziło.
Już się zaczęło.
Och, zamknij się.
Jakiś samochód zaparkował tuż obok mnie, a ja mocniej ścisnęłam swoje szpilki. W razie czego będę mogła się nimi bronić.
- Dziecko drogie co się stało?!- Z samochodu wybiegł zdenerwowany tata, który od razu porwał mnie w swoje ramiona. Odetchnęłam z ulgą.
- Skąd wiedziałeś, że tędy idę?- Zapytałam nadal przytulona do jego ciepłego, i bezpiecznego ciała.
- Harry do mnie zadzwonił. Martwił się, że coś ci się stanie.- Słysząc imię chłopaka od razu odsunęłam się od taty i bez żadnego słowa wsiadał do samochodu.- Jess czy on ci coś zrobił?- Zapytał tata gdy po chwili zdumienia usiadł za kierownicą odpalając silnik.
- Tak. Zabrał część mnie.- Tą lepszą część. Odwróciłam głowę w stronę szyby chcąc uniknąć zatroskanego spojrzenia ojca.
To ci pomorze. Musisz to zrobić. Dobrze o tym wiesz. To ci pomoże. Przyniesie ulgę.
Obyś miała rację Lissa.
-----------------------------------------
*- podkreślone teksty są słowami Lissy, w głowie bohaterki.
Hej. Wróciłam. Szybciej dodałam niż tamten co nie? :D Miałam świetną motywację więc jest! Dziękuję za komentarze, przepraszam za błędy i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem również napiszecie swoje opinię! :D Do następnego. :* ♥
A i dziękuję stay cool za tak długi komentarz :*

niedziela, 18 sierpnia 2013

2

Weszłam do auli szkolnej i omiotłam spojrzeniem wszystkie osoby siedzące na podłodze. Na małej scenie przy ścianie stał projektor, a przed nim wisiało długie, szerokie białe płótno. W prawym rogu pomieszczeni stała zdenerwowana Cassie, która wykłócała się o coś z niemniej zdenerwowanym Jamesem.
 Blondynka spojrzała na mnie po czym uśmiechnęła się z widoczną ulgą. Szturchnęła Jamesa w ramię, a on przeniósł na mnie swój wzrok.
- Czy ty chociaż raz mogłabyś zrobić coś o co się ciebie prosi?- Obok mnie pojawił się wściekły Harry, który uważnie obserwował dwójkę moich... znajomych.
- Czy ty możesz się ode mnie odwalić? Powiedziałam ci, że nie obchodzą mnie twoje żałosne prośby.- Odpowiedziałam i chciałam od niego odejść, ale ręka Harry'ego zacisnęła się na moim nadgarstku. James i Cassie ruszyli w naszą stronę, a Harry pociągnął mnie w stronę wyjścia z auli, które znajdowało się tuż za nami.
- Co ty robisz?- Zapytałam oburzona i starałam się wyrwać rękę z jego mocnego uścisku. Harry jakby nie usłyszał mojego pytania bo ciągnął mnie uparcie po opustoszałym i słabo oświetlonym korytarzu.
- Muszę cię stąd zabrać, muszę cię stąd zabrać...- Powtarzał pod nosem jak mantrę. Wreszcie mocno szarpnęłam ręką dzięki czemu jego palce zsunęły się z mojego nadgarstka.
- Już do końca oszalałeś? Najpierw oskarżasz mnie o to, że gdzieś ukryłam twoją psychiczną przyjaciółeczkę, potem przychodzisz do mnie do domu i prosisz abym została w domu. A teraz wyciągasz mnie z auli i ciągniesz nie wiadomo gdzie.- Zaczerpnęłam powietrza.- Powiedz mi co z tobą jest nie tak?
- Jess, ja ci wszystko wyjaśnię tylko proszę cię chodźmy stąd.
- Nie Harry. Właśnie dlatego wszystko zepsułeś. Nigdy nie miałam do ciebie pretensji, że nie spędzasz ze mną dużo czasu, tolerowałam to, że Lissa była na pierwszym miejscu i jedyne czego od ciebie chciałam to, to abyś powiedział mi prawdę. Tylko tyle, ale ty nawet tego nie mogłeś zrobić.- W jego oczach pojawiły się łzy, które kiedyś by mnie zraniły ale teraz było mi obojętne to czy on cierpi czy nie.
- Jess wiem, że mnie nienawidzisz ale proszę cię zaufaj mi po raz ostatni.- Jego palce splotły się z moimi i poczułam, że to jest to co chcę czuć już na zawsze.
- Och Harry gdybyś tylko wiedział jak ona walczy teraz sama ze sobą.- Odwróciłam się i ujrzałam opartego o szafki mężczyznę, ubranego na czarno.
Harry pociągnął mnie za rękę i zakrył swoim ciałem.
- Co ty tutaj robisz?- Głos Harry'ego stał się głębszy, mroczny i groźny. Mimo bluzy, którą miał na sobie widziałam zarys jego napinających się mięśni.
- Doskonale wiesz. Czuję na tobie zapach tej słodkiej i niewinnej Lissy.- Słowa mężczyzny wywołały na moim ciele gęsią skórkę. No sorry ale mówił jak psychopata.- A po za tym czujesz to samo co ja. Czujesz, że to już nie długo.- Skądś znałam ten głos tylko nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Masz schizy. 
- Nawet jeśli to i tak jej nie dostaniesz.
- Hola!- Krzyknęłam i zdenerwowana wyszłam za Harry'ego.- Coś przeczuwam, że mówicie o mnie i muszę was uprzedzić, że ja do cholery nie jestem jakimś przedmiotem, który ktoś dostanie albo wygra na aukcji.- Mężczyzna chowający się w cieniu zrobił kilka kroków w naszą stronę i gdy słabe światło lampy wiszącej na suficie oświetliło jego twarz moje serce przyspieszyło.
- Po szybkim biciu twojego serca wnioskuję iż mnie pamiętasz.- Znienawidzona przeze mnie osoba ukłoniła się lekko w moją stronę. Przełknęłam zdenerwowana ślinę.
- Kogoś z takim ryjem trudno zapomnieć.- Harry stojący obok mnie pokręcił głową z malutkim uśmiechem na ustach.
- Nie musisz udawać, że się mnie nie boisz.- Facet znalazł się przede mną nim zdążyłam chociażby mrugnąć. Odskoczyłam przerażona do tyłu.
- Nie zbliżaj się do mnie.- Wysyczałam i zrobiłam następne kilka kroków w tył.
- Och kochanie nie kłam. Twój umysł cały czas odtwarza nasze ostatnie spotkanie. Przede mną niczego nie ukryjesz.- Gdy zrobiłam następne kroki moje plecy napotkały przeszkodę. Ściana.
- Jeszcze raz powiedz do mnie kochanie, a...
- Zmieniłaś się.- Przerwał mi.- Wiesz w pewnym stopniu czuję się urażony. Z racji tego, że byłem pierwszy myślałem, że będę ostatni.- Jego ręka znalazła się w moich włosach.
- To źle myślałeś. A teraz weź te brudne łapska z moich włosów.- Odwaga i pewność siebie wygoniły z mojego ciała strach i przerażenie.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?- Jego brudna łapa znalazła się na moim policzku. Oczy były puste, jakby wyprane z emocji.
- Zastanówmy się. Zabiłeś moją mamę, zgwałciłeś mnie. Tak wydaję mi się, że to wystarczający powód mojej nienawiści do ciebie.- Chciałam go odepchnąć ale on tylko chwycił moje nadgarstki w swoje ręce i zaczął się śmiać.
- Jakaś ty rozkoszna dziecino.- Westchnął.- Harry, Harry, Harry. Proszę cię uspokój swoje myśli. Jessica gdybyś tylko wiedziała co lata mu po głowie.
- Przestań!- Głos Harry'ego wystrzelił jak z armaty i rozniósł się echem po korytarzu.- Nie mieszaj jej w to. To sprawa między Zakonem, a tobą.
- Droga Jessico nie sądzisz, że będzie lepiej gdy Harry zamilknie?- Nie czekając na moją odpowiedź puścił moją rękę, machnął swoją, a stojący za nami Harry poleciał w bok, odbił się od szafek i upadł na ziemię uderzając głową w marmurową posadzkę. Krzyknęłam przestraszona i chciałam podbiec do leżącego chłopaka ale ktoś mnie powstrzymał.
Załkałam cicho i zamknęłam oczy czując się tak samo słabo jak tego wieczoru dwa lata temu. Czułam się bezradna.
- Czym ty do cholery jesteś?- Wyszeptałam kurczowo zaciskając powieki, z pod których wydostały się pierwsze łzy.
- Otwórz oczy i sama zobacz.- Wzdrygnęłam się czując jego dłoń na moim policzku. Mimo strachu po woli zaczęłam otwierać oczy. Przede mną stał mój...ojciec. Wciągnęłam głęboko powietrze.
- Nie, nie ty nie mogłeś tego zrobić.- Wyszeptałam. Przecież mój własny ojciec nie mógł mnie zgwałcić, nie mógł zabić swojej żony.
- Czujesz się tak samo jak wtedy. Myślisz, że zaraz się obudzisz ale prawda jest taka, że to przerażająca rzeczywistość, która nas otacza.- Chciało mi się płakać. Chciało mi się płakać bo ten sukinsyn miał rację.
- A przez kogo się tak czułam?- Zapytałam i znów zamknęłam oczy. Tym razem poczułam delikatne dłonie na mojej twarzy.
- Tęskniłam za tobą kochanie.
- Przestań!- Wrzasnęłam i odepchnęłam od siebie tą karykaturę. Patrzyłam z podziwem jak mężczyzna zmienia się z mojej mamy w swój oryginalny wygląd.- Daj mi spokój!- Lampa nad moją głową zakołysała się, a szafki zatrzęsły wydając z siebie metaliczne dźwięki.
- Nie wiesz co robisz gówniaro.- Wysyczał i chciał do mnie podejść ale coś mu nie pozwoliło. Odbił się od jakiejś niewidzialnej bariery i poleciał do tyłu, tracąc równowagę przez co wylądował na ziemi.
Wiatr zaczął rozwiewać moje włosy, a złość wypełniła moje żyły. Czułam jak krew przepływa przez moje ciało wraz z czymś czego nie mogłam rozpoznać. Ręce zaczęły mi drętwieć, a głowa zaczęła mnie boleć tak jakby zaraz miała mi eksplodować.
Światła zamigotały, a potem żarówki roztrzaskały się obsypując wszystko drobnym szkłem. Tym razem nie zasłoniłam głowy. Szkło opadło na mnie, zostawiając po sobie gdzieniegdzie pamiątkę. Nie czułam bólu. Czułam raczej jakieś zadowolenie albo radość co było całkiem bez sensu.
- Tak bardzo pragnę twojej śmierci.- Wyszeptałam i zrobiłam kilka kroków w stronę wstającego mężczyzny. Jego oczy rozszerzyły się strachem, a ciało cofnęło się o kilka kroków.
- A więc to na prawdę ty.- Jego głos doszedł do mnie jakby w zwolnionym tempie. Rozumiałam co mówi, ale to jakby nie zostawało w mojej głowie.
Wiatr ustał, a ja poczułam się senna i strasznie zmęczona.
- Jesteś taka słaba i niedoświadczona.- Mój oddech przyspieszył, a serce zaczęło szybciej bić aby przywrócić mi ciśnienie.- Powiedz Harry'emu, że już tan*.- W mojej głowie wybuchły wspomnienia mieszając się ze sobą, sprawiając mi tym samym ból fizyczny jak i psychiczny.
Upadłam na kolana nie mając siły ustać.
- Mama?- Wyszeptałam gdy usłyszałam jej głos krzyczący: Uciekaj, skarbie. Wszystko w okół mnie wydawało się takie nierzeczywiste. Jakby wyciągnięte z jakiegoś słabego filmu. Jakbym ja była wyciągnięta z jakiegoś starego filmu, nie pasująca do całej reszty.


Harry.

Wpatrywałem się w bladą twarz dziewczyny głaszcząc jej policzek. Była taka spokojna, wyglądała niemal jak laleczka z porcelany. 
Ignorowałem, a raczej starałem się ignorować narastający ból głowy bo wiedziałem, że nie ja jestem w tej chwili najważniejszy. Ona była ważniejsza. 
- Harry.- Podniosłem głowę i ujrzałem idącego w moim kierunku Sama. Chciałem wstać ale mężczyzna powstrzymał mnie ruchem ręki.- Siedź przy tobie jest spokojna.- Samuel przysunął sobie krzesło do łóżka, na którym siedziałem i spojrzał na Jess.
- Nie powinna już się obudzić?- Zapytałem zdenerwowany, gdyż brunetka powinna już dawno się obudzić i wszcząć awanturę z byle jakiego powodu.
- Właśnie dlatego przyszedłem. Chciałbym abyś zostawił mnie z nią sam na sam. Nie wiemy co Arthur jej przekazał i nie wiemy jak zareaguję po przebudzeniu.- Powiedział spokojnie. 
- Sam, doceniam twoje starania subtelnego spławienia mnie ale nie zostawię jej. Muszę tu być gdy ona... Gdy się obudzi.- Odparłem zdeterminowany i odgarnąłem jej z czoła kręcone kosmyki włosów.
- Jest taka podobna do matki. Z zewnątrz jak i z wewnątrz.- Wiedziałem jakie uczucia Samuel żywił do matki Jessiki i wiedziałem również, że nie jest mu łatwo tutaj siedzieć i patrzeć na córkę Elizabeth. 
- Uważaj co mówisz bo możesz się zdziwić gdy już się ocknie i wszystkim nam da popalić.- Uśmiechnąłem się lekko wypowiadając się. Już widziałem oczami wyobraźni wrzeszczącą Jess, poprawiającą co chwilę włosy, które opadały jej na twarz.
- Nie zapominaj, że mogę dojrzeć prawdziwe piękno człowieka.- Sam zaśmiał się cicho ale szybko spoważniał gdy Jessica jęknęła cicho, a jej powieki lekko się zatrzęsły.
Wpatrywałem się w nią z rosnącym zdenerwowaniem. 
Jej powieki uniosły się do góry, a ręka powędrowała do oczu osłaniające je przed rażącym światłem.
W jednym momencie lampa, która stała obok nas na etażerce znalazła się w dłoniach Jess, a potem koniec lampy w moim brzuchu. Zdusiłem w sobie krzyk, a Jess odskoczyła ode mnie przerażona i zlustrowała wzrokiem całe pomieszczenie jak i Samuela starającego się do niej coś powiedzieć. Bała się. Wiedziałem przez co przechodzi i serio nie miałem jej za złe, że mnie dźgnęła tylko... gdyby to bolało trochę mniej byłoby wspaniale. 
- Jess proszę cię...- Jęknąłem gdy starałem się wyciągnąć tą zasraną nóżkę od lampy ale za każdym chociażby najmniejszym dotknięciem drewna czułem przeszywający mnie ból.- Sam wyciągnij to ze mnie.- Szepnąłem gdy mężczyzna był skoncentrowany na przerażonej Jess.  
- Przepraszam, ale to zaboli.- Powiedział i bez ostrzeżenia wyciągnął ze mnie to cholerstwo. Krzyknąłem i spróbowałem wstać. Nie obchodził mnie mój ból. Obchodził mnie ból Jessiki.
- Jess proszę cię uspokój się, dobrze?- Jedną ręką uciskałem ranę, drugą podniosłem do góry w celu pokazania jej, że nie trzymam nic co mogłoby zrobić jej krzywdę.
- Nie skrzywdzisz mnie znowu, rozumiesz? Prędzej cię zabiję nim znów mnie skrzywdzisz.- Słyszałem nie raz wściekły głos Jess, ale to z jaką nienawiścią się do mnie kierowała w tej chwili bolało bardziej niż fakt, że mnie zostawiła. 
- Rozumiem. Ale najpierw proszę podaj mi rękę, dobrze? Nic ci nie zrobię.- Wyciągnąłem w jej stronę rękę, a ona spojrzała na mnie nie ufnie. Czułem się co raz gorzej i szczerze? Miałem ochotę położyć się chociażby na podłodze i po prostu się wyspać.  

Jessica.

Nie wiedziałam, gdzie jestem. Nie wiedziałam co się stało. Nie wiedziałam kim jestem. W głowie miała tylko i wyłącznie masę wspomnień, które 'kuły' mnie niczym szpilki. Wszystkie najgorsze rzeczy, jakie zrobiłam czy jakie ktoś zrobił mi rysowały się w mojej głowie niczym wyświetlany film. Nie było w moich wspomnieniach niczego dobrego, czego mogłabym się chwycić i utrzymać na powierzchni. 
Wszystko mnie przerażało, pożerało w swojej prostocie i doskonałości. Nie widziałam właściwie niczego innego w pomieszczeniu oprócz chłopaka, z blond włosami gdzie grzywka opadała mu na czoło, a niedługo pewnie będzie opadać na oczy tak jak kiedyś. Harry lśnił jakimś nieopisywalnym blaskiem, który przyciągał mnie niczym lampa przyciąga ćmy. Widziałam jego trzęsącą się rękę, wyciągniętą w moim kierunku i właściwie impulsem było chwycenie jej delikatnie jakbym badała to czego dotykam. Trzymałam go za rękę wiele razy, ale teraz było inaczej. Wydawało mi się, że coś dobrego i świetlistego próbuję przebić się przez czarną ścianę wspomnień. Coś czego miała się chwycić. 
- Nie bój się.- Jego cichy szept jakby rozprzestrzenił się w mojej głowie. We wszystkich tych złych wspomnieniach teraz pojawiał się Harry, który szeptał mi do ucha: Nie bój się.  I co dziwne nie bałam się. Wiedziałam, że z nim, stojącym obok mnie wszystko będzie dobrze. 
Zrobiłam jeden odważny krok w jego stronę, a potem jakbym była ciągnięta w jego stronę. Przyległam do jego ciała i poczułam się bezpieczna. Poczułam, że wszystko odpływa, znika równie szybko jak się pojawiło.
- Nie boję się.- Wyszeptałam i zamknęłam oczy. Nie widziałam niczego. Nie widziałam martwej twarzy mamy, nie widziałam odchodzącego Harry'ego, nie widziałam zapłakanego taty. 
- Pomyśl o czymś przyjemny. Zastąp te złe rzeczy tymi dobrymi.- Pokiwałam głową rozumiejąc o co mu chodzi ale nie mogłam tego zrobić. Nic nie pamiętałam.- Postaraj się Jess. Wiem, że potrafisz.- Głowa zaczęła mnie boleć ale nie pozwoliłam nagłym falą bólu przejąć nade mną kontrolę. Musiałam coś zrobić, coś o co prosił mnie Harry. 
On we mnie wierzy, więc to na pewno jest coś co mogę zrobić. Harry we mnie wierzy, więc muszę to zrobić. Odetchnęłam głęboko, a wspomnienia wróciły. Tak o, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ja, Harry, tata, mama. Wszyscy razem, szczęśliwi. Wszystkie wspólne chwile spędzone podczas zimy u moich dziadków. 
Chłodny wiatr okalający moją twarz, zapach perfum Harry'ego przesiąknięty w mój płaszcz. 
Podchodzę do niego. Łapię go za rękę, uśmiecham się nie patrząc na niego ale wiem, że on patrzy. Czuję jego wzrok na sobie i myślę, że chcę się czuć już tak zawsze. Mama woła nas do środka na ciepłe kakao, dziadek rozmawia o czymś z tatą, a babcia spogląda na mnie i na Harry'ego z szczerym, przepełnionym miłością uśmiechem. 
Wszystko jest takie idealne, takie niemożliwe. 
- Już dobrze.- Głos blondyna przedziera się przez mur i chwilę zajmuję mi uświadomienie sobie, że przecież nas już nie ma, że wszystko to co było już nigdy nie wróci. 
Odsunęłam się od niego, a on po prostu usiadł na podłodze trzymając się za brzuch. Czułam, że moja koszulka jest od czegoś mokra, a gdy spojrzałam na plamę krzyknęłam zarazem ze zdziwienia jak i przerażenia. Na mojej beżowej koszulce widniała czerwona plama krwi pozostawiona przez...
- Już dobrze.- Powiedział Harry siląc się na pewny ton głosu.- Już wszystko będzie z tobą dobrze.- Dodał i oparł się o stolik.
- Nie martwię się teraz o mnie.- Odparłam i usiadłam obok niego nie wiedząc właściwie co mam ze sobą zrobić.
- Zaraz się zagoi. Jeszcze chwila. Jess powiedz mi czy...
- Harry!- Do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy wpadł jakiś brunet ledwo łapiąc oddech. Wyglądał na przerażonego.
- Jack? Co ty tutaj... Kto jest z Lissą? Proszę cię powiedz mi, że nie zostawiłeś jej samej.
- Nie ma jej Harry. Poprosiła mnie abym poszedł do kuchni i zrobił jej coś do jedzenia. Gdy wróciłem... Jej nie było. Wszędzie szukałem. Nie mam pojęcia gdzie ona jest.- Brunet zwiesił smutny głowę. Widać było, że mu przykro i obwinia się o całą sytuację.
- Jak to jej nie było? Czy ty wiesz co ona może sobie zrobić? Ona nie jest taka sama jak Jess.- Nie rozumiałam dlaczego blondyn podał moje imię. Właściwie, nie rozumiałam niczego. 
- Wiem, Harry, wiem ale na prawdę zrobiłem wszystko co mogłem.
- Znalazłem twoją zgubę Glass.- Tym razem wszedł jakiś starszy facet z siwymi włosami, związanymi w kucyk. Wyglądał co najmniej... dziwnie. Za nim szła, dziewczyna, z której drwiłam. Dziewczyna, która nawiedziła mnie w wspomnieniach.
- Lissa, kochanie wszystko dobrze?- Harry starał się wstać i mimo tego, że go bolało co było widać stanął na nogi i podszedł po woli do dziewczyny. 
- Już za późno, Harry.- Wyszeptała i upadła na kolana. Jej bluza była przesiąknięta krwią. Twarz była blada, a ciało wydawało się takie kruche.- On już ma wszystko. Wiesz... widziałam to. Widziałam jej wspomnienia. Pokazał mi. Ona jest gotowa. Już czas.- Jej ciało przechyliło się i upadło na zimną ziemię. Oczy Lissy, spojrzały na mnie, a ja poczułam nieprzyjemny dreszcz. Były takie martwe, chociaż jeszcze żyły. Mrugnęła ostatni raz, a potem po prostu rozniósł się okropny krzyk. Krzyk Harry'ego.   
-----------------------------------------------------------
Hej długo mnie nie było ale tak już niestety jest. Coś mi komputer szwankował  potem blogger i tak jakoś zeszło. Proszę o komentarze, w których wyrazicie swoje rozczarowanie :D Oczywiście anonimowych czytelników też to obowiązuję. :P Obiecuję, że następny będzie szybciej i będzie ciekawszy. :*
Pa! ♥ 

środa, 7 sierpnia 2013

1

Łkałam cicho starając się przyczołgać do leżącej kawałek ode mnie mamy. Ignorowałam łzy lecące po mojej twarzy, ignorowałam jego śmiech. Musiałam się dostać do nieruchomej kobiety. Taki był mój cel.
- Och kochana to na nic.- Jego perlisty głos wywołał u mnie jeszcze większy płacz. 
Moja ręka dotknęła chodnej dłoni mamy. Wzdrygnęłam się i drżącą dłonią odgarnęłam brązowe włosy z twarzy mamy. 
Oczy miała otwarte, a usta zsiniałe.
- Mamo, mamo.- Potrząsnęłam nią, ale nie przyniosło to żadnego skutku. 
- Dobra miło było ale się skończyło.- Silne ręce podniosły mnie do góry jak szmacianą laleczkę.- Teraz idziesz ze mną. Ona i tak jest już zimnym trupem.- Obojętność w jego głosie przeraziła mnie jeszcze bardziej niż świadomość tego co zaraz mi zrobi. 

Otworzyłam gwałtownie oczy. Przez brak świeżego powietrza w pomieszczeniu czułam się jak w saunie. Wstałam z łóżka i otwarłam okno nie przejmując się deszczem, który zaczął moczyć moją podłogę. Oparłam ręce na parapecie i wciągnęłam głęboko powietrze. Ogarnij Jess, ogarnij.
***
Siedziałam znudzona w ławce bawiąc się telefonem, którego nawet nie starałam się ukryć. Po co? Przecież i tak nikt nic mi nie powie. Wszyscy za bardzo się boją. Kim jestem? Mam na imię Jessica i właściwie to wszystko na mój temat. Połowa moich ''znajomych'' nie wie nawet jak mam nazwisko ale wiedzą natomiast, że lepiej mi nie podskakiwać. No chyba że życie ci nie miłe. Mi wolno wszystko. Wytłumaczenie na moje karygodne zachowanie? Ona jest jeszcze młoda i tyle przeszła. Głupie wytłumaczenie. Prawda jest taka, że nikt nie chce zadzierać z córką prezydenta. Taa mój tatuś. Ile może być kłamstwa w zdaniu: Kochana rodzina. Składa się ono z dwóch wyrazów, a w naszym przypadku jest w tym więcej kłamstw niż tapety na ryju Cassie. Nie jesteśmy kochaną rodzinką. Wychowuję mnie jego druga żona. Nigdy nie narzekałam bo właściwie mi to pasuję.
Dzwonek rozbrzmiał przerywając nauczycielowi nudną gadkę, którą słuchała tylko przednia część klasy składająca się z samych lamusów. Z westchnieniem włożyłam do swojej torby zeszyt i czarny piórnik. Wstałam z gracją po czym wyszłam z klasy. Po chwili obok mnie pojawiła się drobna blondynka Cassie i wysoki brunet James. Moi wierni poddani.
- Och Jessica śliczne buty!- Zapiszczała Cassie. Wywróciłam oczami i ignorując jej komentarz ruszyłam w stronę stołówki.
James otworzył przede mną drzwi, a ja bez żadnego słowa weszłam do dużego pomieszczenia. Wzrok wszystkich zebranych spoczął na mojej osobie. Ludzie zaczęli szeptać, myśląc, że wcale tego nie widzę lub nie słyszę. Nasze gimnazjum, do którego uczęszczam jest połączone z liceum. Z jednej strony mi się to podoba, a z drugiej wolałabym aby nie było tutaj tych 'licealistów'.
- Jessica patrz...- James kiwnął głową w kierunku stolika, który przeważnie, dobra zawsze zajmujemy. Siedział przy nim blondyn, którego niestety znałam.
- Zajmę się tym.- Powiedziałam i sama ruszyłam w stronę stolika.
Stanęłam na przeciwko Harry'ego, który marszczył czoło i pieczołowicie nad czymś rozmyślał.
- Nie pomyliły ci się czasem miejsca?- Zapytałam i założyłam ręce na klatce piersiowej. Głowa Harry'ego powędrowała do góry.
- Jess czekałem na ciebie.- Uśmiechnął się do mnie. Zdenerwowana położyłam dłonie na stoliku i spojrzałam prosto w jego oczy.
- Nie mów do mnie Jess.- Wysyczałam wściekła.- I nic mnie to nie obchodzi.- Dodałam cały czas patrząc w jego oczy.
- Gdzie jest Lissa?- Zapytał i również wstał opierając dłonie na stoliku. Czułam na twarzy jego ciepły oddech.
- Skąd ja mogę to wiedzieć?- Prychnęłam i wyprostowałam się.- Pewnie znów się pocięła i naćpała myśląc,  że zdobędzie kogoś łaskę. O nie chwila. Ona już ją ma.- Nie mówiłam cicho. Ale też nie krzyczałam. Z racji tego iż wszyscy w stołówce byli cicho mój głos roznosił się bardzo dobrze po tak dużym pomieszczeniu.
- Przestań Jess. Doskonale wiesz, że...
- Nie mów do mnie Jess!- Krzyknęłam.- I nie obchodzi mnie gdzie jest twoja psychiczna przyjaciółeczka, jasne? A teraz spadaj bo zrobi się nieprzyjemnie.- Czułam buzującą we mnie złość. Czułam gniew i- o Boże- na prawdę chciałam go uderzyć.
Żarówka nad nami eksplodowała i posypała się tysiącami iskier jak i malutkich kawałeczków szkła. Zgarbiłam się i osłoniłam głowę rękoma. Szkło opadło na ziemię z głuchym zgrzytem. Wyprostowałam się i rozejrzałam po wszystkich zgromadzonych.
- Nie, nie teraz.- Oczy Harry'ego wpatrywały się we mnie jakbym miała mu odpowiedzieć.
Blondyn zerwał się do biegu potrącając po drodze kilku pierwszoroczniaków. Patrzyłam za nim dopóki wahadłowe drzwi nie oddzieliły mnie od jego widoku.
- Jessica wszystko w porządku?- James podszedł do mnie. Chciał mnie dotknąć, widziałam to po nim ale nie zrobił tego.
- Jakby cię to w ogóle interesowało.- Ucięłam i usiadłam na swoim miejscu posyłając groźne spojrzenia wszystkim, którzy na mnie spoglądali.
***
Zeszłam po schodach na parter i nim weszłam do salonu usłyszałam śmiech mojej macochy dobiegający z korytarza. Zaciekawiona tym dziwnym zjawiskiem zmarszczyłam czoło i skręciłam w lewo wchodząc do nieoświetlonego korytarzyka. Przy drzwiach stała moja macocha w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
- Lena?- Odezwałam się zwracając tym samym na siebie uwagę dwójki rozchichotanych osób.- No to są chyba jakieś jaja.- Powiedziałam gdy ujrzałam rozpromienioną twarz chłopaka.
- Jessica dlaczego nie mówiłaś, że Harry dziś przyjedzie?- Podstarzała kobieta wydawała się bardzo zadowolona z faktu iż chłopak znów nas odwiedził.
- Bo o tym nie wiedziałam. A po za tym jestem pewna, że Harry się spieszy i musi już iść.- Założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Wiesz właściwie to masz rację ale pójdę dopiero jak ze mną porozmawiasz.- Podszedł do mnie z tą swoją zasraną pewnością siebie, która doprowadzała mnie do szału.
- Masz dwie minuty, żeby nie było że cię wywaliłam.- Wysyczałam do niego i uśmiechnęłam się sztucznie do obserwującej nas Leny.
Odwracając się tyłem do Harry'ego wyszłam z korytarza i weszłam po woli po schodach czując na sobie wzrok chłopaka. Mimo mojej całej niechęci do niego uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
Otworzyłam drzwi swojego pokoju i podeszłam od razu do okna. Oparłam się o parapet i zatrzymałam swój wzrok na postaci blondyna.
- Radzę ci się streszczać czas leci. Tik-tak.- Harry przewrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się lekko. Doskonale wiedziałam jak mam wyprowadzić go z równowagi, a że czasem to robiłam to już nie była moja wina. To po prostu czysty przypadek.
- Nie idź dzisiaj na maraton. Zostań w domu.- Powiedział poważnie i podszedł do mnie chwytając mnie za ręce.
- Oszalałeś? Na pewno nie zostanę w domu. Nie mogę.- Odpowiedziałam i odepchnęłam go chcąc odzyskać swoją przestrzeń osobistą.
- Jess...  Jessica proszę cię tylko o tą jedną rzecz. Nie wychodź dziś z domu.- Wiedziałam, że bardzo mu zależy abym nigdzie nie wychodziła.
- Dlaczego? Dlaczego miałabym zrobić coś dla ciebie? Przecież ty nigdy nie robiłeś tego o co cię prosiłam.- Odpowiedziałam trafiając w jego czuły punkt.
-  Jessica proszę cię nie...
- Twój czas minął. Idź sobie bo przestanę być miła.- Usiadłam na łóżku i patrzyłam jak zrezygnowany opuszcza mój pokój. 1:1 Harry. 

Harry.

Zapukałem w brązowe drzwi i odsunąłem się kawałek. Głośna muzyka dobiegała zza drzwi ale byłem pewny, że mnie usłyszała. Zapukałem jeszcze raz co nie przyniosło żadnego efektu. Światło w jednym z pomieszczeń ukazało mi biegnącą postać.
- Lissa?!- Krzyknąłem i nacisnąłem na klamkę. Zamknęła się. Przełknąłem zdenerwowany ślinę i odszedłem kawałek od drzwi aby potem naprzeć na nie całą swoją siłą. Zamki puściły, a ja dostałem się do środka. Zdenerwowany rozejrzałem się po jasnym korytarzu i ujrzałem wyróżniające się na jasnych panelach kropki czerwonej krwi. W pierwszej chwili nie mogłem rozpoznać tego zapachu ale potem już wiedziałem.
- Lissa?!- Mój krzyk rozniósł się po całym domu. Ruszyłem w stronę, w którą przed chwilą pobiegła postać. Zapach krwi nabierał na sile, a gdy stanąłem przy białych drzwiach doskonale wiedziałem, że ona tam jest.
- Lissa kochanie otwórz mi. To ja Harry.- Zamknąłem oczy wytężając słuch. Cichy szloch dobiegł zza drzwi, a ja spojrzałem na zamek i skoncentrowałem się na nim. Wyobraź sobie, że on się otwiera. Wyobraź sobie jak wszystkie małe sprężynki popuszczają, jak metal ustępuje. Głos Nicka zawsze mnie denerwował ale teraz byłem wdzięczny, za jego marudzenie podczas mojego wolnego czasu.
Cichy zgrzyt upewnił mnie, że mi się udało. Nacisnąłem klamkę, która ustąpiła mi z łatwością jakiej bym się nie spodziewał.
W kącie białej i sterylnie czystej łazienki siedziała krucha dziewczyna z brązowymi włosami. Jej nadgarstki ociekały krwią, a ona dalej cięła gładką i cienką skórę. Łkała cicho i pociągała co chwilę nosem.
- On wrócił. Jest tutaj. Wszedł do mojej głowy. Kazał mi. Nie chciałam, ale mi kazał.- Wyszeptała przerażona. Jej głos drżał, a szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Lissa już dobrze. Jestem tutaj.- Podszedłem do niej i wyciągnąłem żyletkę z jej dłoni. Wyrzuciłem ją z obrzydzeniem do umywalki i przycisnąłem drżące ciało brunetki do siebie.
- O-oo on wie Harry.- Czułem przesiąkającą krew przez moją koszulkę ale jakoś nie specjalnie się tym przejąłem. Bardziej interesowała mnie moja mała Lissa.
- Spokojnie kochanie. Zaraz mi wszystko opowiesz.- Odsunąłem ją od siebie na długość ramienia i chwyciłem za pokrytą krwią dłoń.
Zaprowadziłem Lissę do salonu gdzie posadziłem ją na kanapie, a sam zamknąłem drzwi wejściowe i udałem się do kuchni, z której zabrałem jakąś ścierkę i miskę wody.
Usiadłem obok nieobecnej Lissy i zacząłem myć jej ręce. Na bladych nadgarstkach nie było ani śladu po cięciach.
- Harry on po nią idzie. Rozumiesz? Ja mu wszystko powiedziałam, a on po nią idzie. Zakończy to dzisiaj. Podczas pełni jest silniejszy, tak samo jak ona.- Jej duże przerażone oczy skoncentrowały się na mojej twarzy.
- On tutaj był? Dobrał się do twojego umysłu?- Czułem rosnącą złość. Obiecałem sobie, że będę chronił Lissę przed tym skurwielem i jak zwykle zawiodłem.
- Nie obwiniaj się Harry. Dam sobie radę. Muszę tylko się przespać i będzie lepiej.- Brunetka siliła się na pogodny ton ale wiedziałem co teraz dzieje się w środku niej. Sam przez to przechodziłem i wiedziałem, że sen tutaj nie pomoże.
- Będzie dobrze Lissa. Teraz będzie najtrudniej ale potem będzie dobrze.- Potarłem jej ramiona.- Lissa ja muszę iść. Obiecuję, że ktoś zaraz do ciebie przyjedzie skarbie.- Pocałowałem ją w czoło i uśmiechnąłem pokrzepiająco.
- Harry uważaj na siebie. Jeżeli on jej zechce oddaj mu ją. Oliver i tak ją uratuję.- Jej oczy znów wypełniały łzy, ale tym razem nie pozwoliła im spłynąć po policzkach.
- Zawsze uważam kochanie.- Ostatni wymuszony uśmiech w jej stronę i wyszedłem z domu.
Przystanąłem przy samochodzie i rozejrzałem po okolicy. Wszystko było takie spokojne, aż podejrzane. Wsiadłem do samochodu i odpalając silnik wybrałem numer do mojego najwierniejszego przyjaciela.
- Dodzwoniłeś się do biura matrymonialnego Jacka. Przyjmuję od poniedziałku do piątku w godzinach wieczornych.- Radosny głos Jacka zawsze mnie uspokajał.
- Jack musisz przyjechać do Lissy.- Przeszedłem od razu do sedna, a on cicho westchnął.
- Stary wiem, że się o nią martwisz ale daj jej trochę odpocząć.
- Byłem u niej. Miała całe ręce we krwi. Znów się pocięła ale tym razem z innego powodu. Jack on u niej był. Rozumiesz? Dobrał się do niej.- Wytłumaczyłem skręcając w odpowiedni zakręt.
- O Boże. Co z nią?- Tym razem wiedziałem, że nie będzie wmawiał mi, że z Lissą wszystko będzie dobrze. Tym razem wiedziałem, że na prawdę się przejął.
- Niby wszystko dobrze ale wiesz jaka ona jest. Sam bym z nią został ale Arthur idzie po Jess i muszę do niej jechać.
- Spoko rozumiem. Ratuj tą swoją księżniczkę, a ja jadę doLissy z kubkiem lodów. A i będziesz tłumaczył Olivii dlaczego olałem naszą randkę.
- Pewnie. Dzięki Jack.- Rozłączyłem się i przyspieszyłem.
Księżyc był co raz wyżej, a ja wiedziałem, że muszę się pospieszyć.
--------------------------------------------------
Cześć. Nowy blog, pierwszy rozdział nowa klapa. Nie będę się rozpisywać bo sensu nie wiedzę, a opinię pozostawiam wam. Miłego! xo

Wyżsi Rangą