niedziela, 8 grudnia 2013

9

  Hej. przepraszam. przepraszam za kiepski rozdział i za długość oczekiwania. Po prostu myślałam, że już nikt tego nie czyta i nawet rozważałam usunięcie tego bloga, ale dziś na innym moim blogu pewna dziewczyna zapytała się kiedy rozdział i musiałam dodać. Dziękuję ci :* Jeżeli ktoś będzie to czytał to będę miała motywację i na pewno następne rozdziały będą pojawiały się częściej i będą lepsze. Do zobaczenia! ♥
-----------------------------------------------------

Harry.

Bawiłem się swoimi palcami nie wiedząc właściwie co mam zrobić. Gdy szedłem do domu Jess byłem pewny na 100% co chcę i co powinienem zrobić. Ale teraz? Kurde teraz to marzę tylko i wyłącznie o tym aby stąd wyjść. 
Nie mogę znieść uporczywych spojrzeń rodziny Jess. Nie mogę znieść szlochania jej ciotki. Nie mogę znieść tej atmosfery. 
- Harry proszę cię. Nie ja cię błagam. Jeżeli coś wiesz, jeżeli wiesz gdzie ona może być powiedz.- Uniosłem głowę i spojrzałem na jej załamanego ojca. On zasługuję na prawdę. 
- Czy... Czy mógłbym pójść na chwilę do jej pokoju?- Zapytałem cicho i czekałem na krzyk ze strony pana World. 
- Oczywiście.- Odpowiedział mi i schował twarz w dłonie. Podniosłem się po woli i ze spuszczoną głową udałem się w stronę schodów aby po chwili znaleźć się na górze przed drzwiami jej pokoju. 
Popchnąłem ręką uchylone drzwi i wszedłem do środka zaciągając się zapachem perfum, który nadal się tutaj unosił. 
Żałowałem. Żałowałem tego, że znalazłem się w jej życiu. Żałowałem tego, że pozwoliłem sobie pokochać kogoś takiego jak ona. Przez to, że pojawiłem się w jej życiu ma same problemy. Wszystko układa się nie tak. Nie powinienem tutaj być. To ona powinna pakować się na swoje wymarzone wakacje z ojcem. To ona powinna teraz tutaj stać i spoglądać na swój pokój. 
- Powiedz mi. Proszę cię.- Odwróciłem się i ujrzałem stojącego w progu ojca Jess. Jego oczy błyszczały od łez, a ja wiedziałem, że nie mam wyjścia. Wiedziałem, że nie mogę postąpić inaczej.
- Ona żyję.- Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się lekko na widok ulgi, jaka wystąpiła na jego twarz.- Potrzebuję pana pomocy. I to szybko.

Jess.

Ocknęłam się zamknięta w jakimś cholernie małym pomieszczeniu, które było wykonane ze szkła. Przede mną na krześle siedział nieprzytomny Harry. Nad jego głową bujała się mała żarówka, która dawała dość dużo światła abym mogła bez problemu dojrzeć kałużę krwi na podłodze. 
- Zostawcie go! Macie mnie! Dajcie mu spokój!- Krzyk, który wydobył się z mojego gardła odbił się od ścian i mogę się założyć, że nikt prócz mnie tego nie słyszał.  
Głowa Harry'ego poderwała się gwałtownie do góry. Rozejrzał się przerażony, aż jego wzrok spoczął na mnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Pułapka, w której byłam trzymana rozpadła się wraz ze wstaniem blondyna z krzesła. Jego blond włosy gdzieniegdzie były posklejane od krwi tworząc zaschnięte strągi.
- Tęskniłem.- Wyszeptał po czym objął mnie rękoma w pasie.- Myślałem, że już cię nie ma.- Jego ciepły oddech muskał skórę na mojej szyi gdy Harry się pochylił aby pocałować mnie w ramię. 
- Jestem tutaj. Zawszę będę.- Odpowiedziałam mu i odsunęłam się kawałek aby spojrzeć mu w oczy. - Nie opuszczę cię.- Dodałam pewna swoich słów.
Harry zbliżył swoją twarz ku mojej i tylko raz musnął moje wargi swoimi.
- Szkoda, że muszę to zrobić.- Wyszeptał mi do ucha i pociągnął za rękę sadzając na krześle, z którego przed chwilą wstał. 
Wystraszyłam się jego zachowaniem więc chciałam wstać ale jego silne ręce uniemożliwiły mi to. Jedną ręką przytrzymywał mnie w miejscu, a drugą zawiązywał mi linę wokół nadgarstków tak abym nie mogła się wydostać.
- Co ty robisz?- Zapytałam się szarpnęłam ręką chcąc się wydostać.- Co ty kurwa robisz?!- Wrzasnęłam. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie, nie, proszę.
- Muszę cię zabić Jess.- Odpowiedział mi spokojnie.- Przykro mi ale tak musi być.- Uśmiechnął się do mnie i oparł ręce na krześle przysuwając swoją twarz ku mnie.
- Puść mnie. Harry wypuść mnie.- Zaszlochałam, a on zaczął się śmiać. Śmiał się ze mnie. Z mojego strachu.
- Nie mogę kochanie. Ale powiem ci coś na pocieszenie.- Jego dłoń wylądowała na moim policzku.- Zrobię to szybko.
Zamknęłam oczy i po prostu czekałam. Wiedziałam, że umrę. Wiedziałam, że będzie bolało. I tak było. Bolało. Bardzo.

Harry.

- Nick odsuń się.- Powiedziałem spokojnie mierząc wzrokiem swojego opiekuna.- Wiesz, że mnie nie powstrzymasz.
- A wiesz, że jesteś głupi? I pan też! Co wy sobie myślicie!- Nick założył ręce na piersi i wpatrywał się w nas czekając chyba na jakąś odpowiedź.
- Proszę wpuścić mnie do mojej córki.- Pan World stanął na przeciwko Nicka. Był prawie tak samo dobrze zbudowany.
- Pan nie zdaję sobie sprawy z tego co może się zdać jeśli...
- Jeśli zaraz się nie odsuniesz zadzwonię na policję.- Spojrzałem zdziwiony na mężczyznę.- Przetrzymujecie tutaj moją córkę oraz martwą żonę. Mogę się założyć, że na pewno przyjadą sprawdzić czy mówię prawdę.
- Proszę mi wierzyć, wiem, że...
- Gówno wiesz! Jeśli mam zginąć po to by ona żyła to, to zrobię!
- Przepuść ich idioto. I tak nic nie wskórasz.- Oliver przeszedł obok nas i bez problemu odepchnął Nicka od drzwi i  wszedł do  sali.- Przedstawienie czas zacząć!- Krzyknął i wskazał ręką na leżącą nieruchomo Jess. 

Jess.

Poddaję się! 
Słyszysz? Poddaję. Nie chcę żyć, jeśli to w ogóle można nazwać życiem. 
Chcę zasnąć. Spokojnie. Chcę spać.
 Bez krzyku. Bez bólu. W ciszy. Zróbcie to, proszę. Zabijcie mnie. Proszę.
 Mam dość. Boję się. Nie chcę się bać. Co mam robić? Walczyć? Z kim? Z powietrzem? Chcę zniknąć. Pozwólcie mi. Zostawcie mnie! Odejdź.
 Chcę być sama. Chcę zniknąć. Gdzie jesteś? Pomożesz mi? Nie chcę pomocy.
 Chcę zniknąć. Odpowiesz mi? 
Czy ja zwariowałam? 
Czy możesz mnie zabić? Tylko proszę szybko. Nie chcę aby mnie bolało. Nie lubię czuć bólu. Nikt tego nie lubi.
 Zwariowałam, prawda? Czuję się jakbym była chora. Nie mogę oddychać. Czy ja już umarłam?
 Boli.
 Podoba mi się to.
 Czuję. 
Otwieram oczy. Lecę. Gdzie? Nie wiem. 
- Pomogę ci kochanie. Obiecuję.
Tata? Gdzie jesteś? Proszę cię, pokaż się. Tato? Proszę cię, tatusiu. 
***
Zaciągnęłam się powietrzem, które zaczęło sprawiać mi ból. Zaczęłam kaszleć, wszystko docierało do mnie ze zdwojoną siłą. Słońce paliło moje oczy, powietrze rozrywało płuca, dźwięki przebijały bębenki. 
Czyjś niby delikatny dotyk sprawił mi ból. Paliło mnie miejsce gdzie skóra stykała się ze skórą. Czułam jakby ktoś podpiekał mnie żywym ogniem. Zaczęłam tracić ostrość widzenia. Jakieś plamki przyćmiewały mi wszystko co było przede mną. 
- Jessica.- Odwróciłam instynktownie głowę w stronę czyjegoś głosu.- Skarbie, wszystko będzie dobrze.- Ten głos... Robił się co raz słabszy, za to ja czułam, że mogę krzyczeć do woli i nic mi nie będzie. Zaczęłam się dusić. Chociaż nie. To złe określenie. Nie oddychałam. Nie musiałam, nie potrzebowałam powietrza. 
- Ja... Ja nic nie wiedzę.- Wyszeptałam i zaczęłam machać rękoma na wszystkie strony.- Gdzie ja jestem?!
- Zaraz będzie lepiej.- Po dwóch mrugnięciach odzyskałam wzrok. Widziałam przed sobą ludzi, którzy na początku wydali mi się nieznajomi.
- Tato?- Spojrzałam na mężczyznę, który osunął się na podłogę. Doskoczyłam do niego bez problemu. Czułam nagłą potrzebę zaczerpnięcia powietrza więc tak też zrobiłam. 
Ojciec, którego otaczałam ramionami zaczął kaszleć i bez trudu mogłam zauważyć to, że z całych sił stara się uśmiechać.
- Kocham cię Jess.- Wyszeptał i jakby po omacku wyciągnął przed siebie rękę. W końcu natrafił nią na moją twarz, uśmiechnął się i przestał się ruszać, a jego dłoń zsunęła się z mojego policzka bezwładnie.
- Tato? Tato! Odezwij sie!- Potrząsnęłam jego ciałem.- Zróbcie coś! Nie stójcie tak do cholery, no! Nie...- Zaniosłam się płaczem i oparłam głowę na jego piersi.- Nie zostawiaj mnie proszę.- Wyszeptałam i pociągnęłam nosem. Zostałam sama. 
***
Stałam przed lustrem i nie mogłam wymyślić jakim cudem ja żyję. Pamiętam jak umierałam. Pamiętam jak się topiłam, jak płonęłam, jak Harry ciął moje ciało śmiejąc się przy tym radośnie. To wszystko nie było fikcją. Ja brałam w tym udział. Ja byłam częścią tego wszystkiego. Więc jakim cudem, ja tutaj jestem? Nie jesteś.
Wyglądałam inaczej. Moja cera jest bledsza niż pamiętam. Moje włosy wydają się ciemniejsze i gęstsze. Moje oczy są jakby żywsze choć wyglądają jeszcze dziwniej niż wcześniej.
Stały się ciemniejsze. Małe kropeczki złota są jeszcze bardziej widoczne niż wcześniej. Ciemna ob-ramówka jest jeszcze bardziej widoczna i właściwie można powiedzieć, że wygląda na niemal granatową. Zmiany. Zaszły ogromne zmiany, których nie mogłam kontrolować. Nie mogłam ich zatrzymać. Nie mogłam powrócić do tego co było wcześniej. Ciebie już nie ma. 
Jestem zła. Nie powinno mnie tu być. Za dużo osób oddało za mnie życie. W przeszłości jak i teraźniejszości. Muszę to zatrzymać. Muszę z tym skończyć. Przecież ja już i tak nie istnieję.
Mnie już nie ma.

niedziela, 3 listopada 2013

8

Gdzie ja jestem? Dlaczego jest tutaj ciemno? Chcę stąd wyjść! Słyszy mnie ktoś? Nie chce tu być. Boję się. Chcę wyjść. 
Do taty. 
Chcę otworzyć oczy. Nie mogę. Dlaczego?  
Ciemność. Boję się ciemności. 
Szelest. Ktoś tu jest? 
Dlaczego się nie odzywasz? Proszę odezwij się. Nie chcę być tu sama. Uratuj mnie... Proszę. Harry? To ty? Kocham cię, słyszysz?! Proszę cię zabierz mnie stąd!
- Tak bardzo cię kocham.- Ja ciebie też! Słyszę cię! A ty mnie słyszysz?! Proszę powiedz, że tak. Kocham cię!- Mam nadzieję, że ci tam dobrze.- Nie! Nie zostawiaj mnie! Boję się. Nie chce się bać. Gdzie jesteś? Gdzie ja jestem? Boję się. Proszę, uratuj mnie.

Harry.

- Zaklęcie uśpienia można użyć przeciwko samemu sobie bądź innej osobie. Jest ono często stosowane do przesłuchań świadków lub do odpoczęcia od żmudnego życia Zakonnika. Osoby przebywające w uśpieniu z własnej woli czują się odprężone, szczęśliwe. Często przebywają w miejscu, które wiele dla nich znaczy- ze zmarłą, bliską osobą. Jeżeli czar uśpienia został rzucony wbrew woli człowieka zostaję on uwięziony między dobrem, a złem. Jest sam w najbardziej przerażającym dla niego miejscu. Zostały odnotowane przypadki śmierci podczas uśpienia. Osoba przebywając w stanie hibernacji wbrew swojej woli dokonuję wyboru. Może wegetować nadal, lub umrzeć i więcej nie cierpieć. Mimo wszystko śmierć jest straszliwa i bolesna.- Zatrzasnąłem starą księgę po czym wstałem z krzesła i zacząłem krążyć po pokoju w celu uspokojenia się. Od zaśnięcia Jess minęły dwa dni. Jej ojciec dzwoni do mnie po kilka razy dziennie z nadzieją, że powiem mu gdzie jest jego córka. Policja nie może trafić na żaden ślad Jess i jestem pewny, że wreszcie się podadzą. Do miasta przyjechała ciotka Jessiki oraz jej babcia. Wszyscy pokładają we mnie nadzieję, myślą, że powiem im, że ona się ze mną skontaktowała. Wszyscy się martwią, a tak na prawdę ona jest tutaj bezpieczna. Tak sądzisz? Jeżeli mam wierzyć założycielowi Zakonu, i jeżeli Jess jest uśpiona wbrew sobie... Może właśnie w tym momencie krzyczy z bólu, lub strachu. Najbardziej przerażające miejsce dla niej? Ciemny pokój. Bez okien, bez drzwi. Wszędzie tylko ciemność. Jeśli się podda- zginie. Nie! Ona nigdy się nie poddaję. Walczy aż do samego końca. Walczy póki nie wygra. I tym razem również zwycięży. Ja jej w tym pomogę. Muszę. 
- Proszę, proszę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę cię z książką w ręce.- Odwróciłem się i ujrzałem opierającego się o futrynę Georga. 
- Nie trzymam jej w ręce gdybyś niedowidział.- Odpowiedziałem mierząc go wzrokiem. Kiedyś, dawno temu ja i George byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Można rzec, że byliśmy jak braci ale potem... Gdy dowiedział się o istnieniu swojej siostry zmienił się. I to bardzo. Dlaczego? Ha! Sam bym chciał to wiedzieć.
- Wiesz, że można ją obudzić, prawda?- Spojrzałem na jego twarz, która była całkiem poważna. 
- Jak?- Zapytałem ostrożnie zaciskając mocno zęby. Czułem, jak szczęka mi drętwieje, ale musiałem zachować spokój.
- Ktoś powiązany z nią genami lub emocjonalnie może wedrzeć się do jej umysłu i ją obudzić.- Wytłumaczył mi.
- Zrób to. Jesteście w końcu rodzeństwem. Macie takie same geny.- Poczułem wielki przypływ nadziei, na to, że może jeszcze dziś porozmawiam z Jess.
- Ogłupiałeś? Wiesz, że w naszym świecie każdy dobry czyn ma też swoje konsekwencję. Jeżeli się z nią połączę mogę już nigdy się od niej nie oderwać i do końca moich nędznych dni będę słyszał jej myśli. No chyba, że prędzej zwariuję tak jak Lissa i sam się zabiję.
- Nie mów tak!- Wrzasnąłem, a lampa nad nami zakołysała się.- Doskonale wiesz, że Lissa się nie zabiła. To on to zrobił. To Arthur ją zabił.- Zacisnąłem dłonie w pięści uspokajając w sobie siłę, która zaczęła szybciej krążyć po moich żyłach.
- Wiesz, że jesteś żałosny prawda?- George zaśmiał mi się prosto w twarz i zadowolony z siebie odszedł podgwizdując cicho pod nosem. 
Nie wiele myśląc szybkim krokiem ruszyłem wzdłuż korytarza, który prowadził wprost do ogromnej, i starej biblioteki. Nacisnąłem mosiężną klamkę i popchnąłem jedno z ogromnych, drewnianych skrzydeł drzwi. Zaskrzypiały one zwracając tym samym na mnie uwagę. Nick i Sam spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Stało się coś Harry?- Sam wyprostował się znad starego stolika i włożył ręce w kieszenie spodni.
- Czy to prawda, że można obudzić Jess włamując się do jej głowy?- Zapytałem prosto z mostu, a Nick jak i Sam spojrzeli na siebie, a potem znów oboje przenieśli wzrok na mnie.
- Nie powinno cię to interesować. Jess teraz odpoczywa. Daj jej czas.- Nie wiem dlaczego ale teraz miałem wielką ochotę kłócić się z Samem. Nigdy tego nie robiłem, ale wiedziałem, że tym razem nie mogę odpuścić.
- No chyba, że ktoś jej to zrobił. Wtedy niekoniecznie odpoczywa, prawda?- Ich zszokowane miny i ciszę odebrałem jako odpowiedź twierdzącą.- Jeżeli ktoś rzucił na nią czar to ona cierpi i może nawet przez to zginąć i wy oczywiście to wiedzieliście. Ale po co komukolwiek o tym mówić, co?!
- Harry, uspokój się.
- Nie Nick! Nie uspokoję się! Dziewczyna, którą kocham i jest dla mnie całym światem może właśnie wołać o pomoc, której ja nie mogę jej udzielić bo mi nic nie powiedzieliście!
- A co by to dało?! Co był dał fakt, że byśmy ci powiedzieli?!- Gdy Sam krzyczał to był już poważnie zdenerwowany. Powinienem się go bać, ale zamiast strachu czułem żal, że nawet on mnie okłamał.- I tak nie możesz jej pomóc, Harry. Jeżeli ktoś rzucił czar na Jessicę to nic nie możemy z tym zrobić.- Dodał spokojnie wyraźnie spisując ją na śmierć.
- Oczywiście, że możemy coś z tym zrobić. Połączyć się z osobą w stanie hibernacji może osoba, która jest powiązana z nią genami lub związana emocjonalnie. Ja ją kocham i wiem, że ona mnie też. Powiedzcie mi tylko jak to zrobić, a to zrobię.
- Ty chyba sobie żartujesz!- Nick podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona.- Chcesz być jej księciem na białym rumaku, w porządku. Ratują ją przed jedynką za bark zadania, a nie przed tym całym... Gównem.- Strząsnąłem jego ręce zdenerwowany.
- Ty nic nie rozumiesz. Nigdy nikogo nie kochałeś więc nie wiesz jak to jest. Jeżeli ona... Jeżeli coś jej się stanie ja tego nie przeżyję. Nie dam rady.- Czułem jak w moich oczach wzbierają się łzy, ale tak właściwie się tym nie przejąłem. Nick widział mnie nieraz zapłakanego, a Sam był wyrozumiały i na pewno nie kazałby mi się ogarnąć i nie zachowywać jak 'typowa baba'. Jak na przykład zrobiłby to Oliver.
- Nick wieżę, że porozmawiasz z Harrym i wszystko mu wytłumaczysz. Ja muszę na chwilę wyjść. Ktoś tu za dużo gada.- Sam minął nas z poważną miną i nie trudno było się domyśleć, że idzie opieprzyć Georga.
- Proszę cię. Powiedz mi jak mam się z nią połączyć. Błagam cię powiedz mi.- Bacznie obserwowałem to jak twarz Nicka zmienia się pod wpływem różnych uczuć. Najpierw był zatroskany, potem niezdecydowany, a na koniec jak zwykle przyjął swoją maskę obojętności.
- Nie Harry. George na pewno powiedział ci o konsekwencjach ale nie o wszystkich. Jeżeli się z nią połączysz to możesz nigdy nie wyjść z transu. Możesz umrzeć Harry, a na to nie pozwolę.- Wraz ze słowami NA TO NIE POZWOLĘ z moich oczu wypłynęły łzy.- Przepraszam.- Dodał Nick i widocznie nie pewny tego co ma zrobić wyszedł z biblioteki zostawiając mnie samego z tysiącem książek i łez do wylania.

Jess.

Nie wiem jakim sposobem ale w tej chwili stałam za domem Harry'ego i wpatrywałam się w niego jak i w siebie. Byłam jakimś obserwatorem lub czymś takim. Nie mogłam nic zrobić, tylko stać i patrzeć. Doskonale wiedziałam co za chwilę się stanie.
Harry weźmie wiadro z farbą i jednym mocnym chluśnięciem przyozdobi ścianę w czerwone plamy. Potem ja wezmę napełnioną butelkę, żółtą farbą i wycisnę na ścianę gęstą ciesz śmiejąc się przy tym radośnie.
- Byłaś taka szczęśliwa.- Obok mnie pojawiła się mama. Powinnam była poczuć się szczęśliwa, że ją widzę, ale właściwie czułam obojętność.
- Byłam.- Odpowiedziałam krótko i znów spojrzałam na naszą dwójkę. Śmiałam się wraz z Harrym, nie przejmowałam się niczym. Zapomniałam. 
***
Teraz znalazłam się w gabinecie mojego taty. Znów mogłam tylko obserwować to co kiedyś już się wydarzyło. Stałam na środku z Harrym, który obejmował mnie w pasie. Moje ręce znajdowały się na jego szyi. Kołysaliśmy się w rytm wolnej i spokojnej piosenki. To wydarzenie miało miejsce dzień przed naszym zerwaniem. Właśnie wtedy, gdy obejmował mnie z taką miłością rozmyślałam nad tym czy mam go zostawić czy nie. Czy zepsuć coś pięknego. Zepsułam to. Ale czy dobrze postąpiłam? 
***
Leciałam w dół. Robiło się co raz zimniej a gdy chciałam krzyczeć z mojego gardła wyleciał zduszony jęk, a oddech zmienił się w biały obłoczek pary. Nagle zatrzymałam się nad taflą wody nie mogąc poruszyć rękami ani nogami. Byłam uwięziona. Obróciłam głowę w prawą stronę i zauważyłam ciemną postać unoszącą się w powietrzu. Zaczęła się do mnie zbliżać, a ja mimo tego, że chciało mi się płakać nie uroniłam ani jednej łzy. Nie mogłam.
- A więc to już.- Zakapturzona postać spoglądała na mnie z góry. Nie widziałam twarzy tego kogoś przez ogromny czarny kaptur habitu. 
- Co już? Dlaczego nie mogę się poruszyć? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Co...- Głos uwiązł mi w gardle, a głowa zaczęła  boleć podobnie jak przy użyciu mocy. Właśnie! Skoncentrowałam swój wzrok na postaci i starałam się wyobrazić sobie to jak się rozpada. Jak rozmywa się w mgle, a ja zostaję uwolniona.
- Tutaj tylko ja mogę czarować malutka.- Jego obślizła dłoń przejechała po moim policzku.- A teraz, żegnaj mała Jess.- Wraz z jego słowami moje ciało upadło na taflę zimnej wody, a potem zaczęłam spadać w dół. Czułam na swojej skórze miliony mroźnych ukłuć. Płuca zaczęły domagać się powietrza, którego nie mogłam im dać. I właśnie wtedy: umarłam. Tak po prostu.  

Harry.

Nie wiem dlaczego ale miałem nieodparte wrażenie, że śni jej się coś bardzo niedobrego. Cierpi tam gdzie jest. Nie wiem gdzie. Może cały czas odtwarza scenę gdzie ginie jej mama? Może nie. Nie wiem. I to jest właśnie najgorsze. Ta cholerna niewiedza. Nie ważne co bym w tej chwili zrobił i tak jej nie pomogę.  
- Kocham cię Jess. Nie ważne jaką suką byłaś i tak cię kocham. Z dnia na dzień mocniej więc proszę cię nie poddawaj się. Proszę.- Pocałowałem wierzch jej dłoni i zamknąłem na chwilę oczy. 
- E ty dramatycznie zakochany. Chyba mam dla ciebie rozwiązanie.- Wstałem gwałtownie usłyszawszy za sobą głos Georga.- Trochę dramatyczne ale zawsze coś, prawda? 
--------------------------------------------------
Hej. Powracam po długiej przerwie. Niestety teraz tak będzie ponieważ mam dużo nauki i jeszcze inne blogi więc muszę to jakoś rozłożyć. Zwracam się do was z prośbą: komentujcie rozdziały choćby kropką. Czymkolwiek. Jest dużo wyświetleń, a zaledwie 2 komentarze, za które i tak bardzo dziękuję. A więc jeżeli przeczytałaś/łeś proszę skomentuj. 

niedziela, 13 października 2013

7

Hej! Trochę mnie nie było ale powracam :D Zmienił się wygląd bloga co równa się z tym iż czcionka, jak i kolor literek czy odstępy też się zmieniły i mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało. Cóż dziękuję za 2 komentarze, pod ostatnim rozdziałem liczę, że pod tym będzie ich więcej. Rozdział dużo wprowadza do całego opowiadania, także miłego. 
P.S.: Przepraszam za błędy, i do następnego!
 --------------------------------------------
Szłam spokojnym krokiem rozkoszując się uczuciem dominacji. Podobało mi się fakt, że przede mną biegnie dziewczyna, która się mnie boi. Podobało mi się, że mogę ją zabić bez najmniejszego trudu. Chyba powinnam być przerażona tym faktem ale nie czułam się z tym źle. Właściwie czułam się z tym znakomicie. 
- Wiesz, że i tak cię złapię!- Krzyczę po czym śmieję się głośno. Mój śmiech odbija się echem od gęsto rosnących drzew. Staję w miejscu i zatrzymuję swój wzrok na biegnącej postaci, która po chwili zatrzymuję się w miejscu. Ja tego chcę więc, ona to robi. Wolnym krokiem podchodzę do płaczącej dziewczyny i uśmiecham się szeroko z wyższością, która przeszywa całe moje ciało.
- Proszę cię zostaw mnie. Proszę.- Jej cichutki głos wkrada się do mojej głowy chcąc wzbudzić tym samym współczucie, którego już u mnie nie znajdzie.
- Och, prosisz mnie? Wiesz on też cię prosił. I ja. Posłuchałaś się?- Pytam znając odpowiedź. Jej ciałem wstrząsa dreszcz, a z ust wydobywa się szloch.
- Jess proszę cię. Ja... Ja nie chciałam.- Szepcze, i zamyka oczy bojąc się spojrzeć mi prosto w twarz. 
- Nie mów do mnie Jess.- Mówię groźnie czując jak moc wypełnia moje żyły. Chce się wydostać na zewnątrz, chce przynieść mi ulgę. Wiem, że mogę przestać. Wiem, że mogę sprawić aby wszystko ustało w jednej sekundzie ale tego nie chcę.
Wiatr ''tańczy'' wokół mego ciała, a ja delektuję się chłodem i strachem blondynki. Tak bardzo chcę ją zabić. Tak bardzo chcę aby cierpiała.
- On by tego nie chciał. Wiesz, że nie chciałby abyś mnie zabiła.- Najwyraźniej biedna Cassie postanowiła obrać taktykę najprostszą do ogarnięcia. Może i by jej się to udało gdyby chodziło tutaj o kogoś innego.
- Nie mów mi czego on by nie chciał. Zabiłaś go, a teraz ja zabiję ciebie.- Już nie musiałam zamykać oczu aby sprawić by coś się wydarzyło. Teraz wystarczyło, że skupiłam na czymś wzrok i pozwoliłam działać mojej wyobraźni. Ciało Cassie zadrżało, a potem krzyk wypełnił ciszę. Cassie zniknęła. Była tylko kałuża krwi i różne części ciała, które pozostały z blondynki.
- To dla ciebie Harry.- Wyszeptałam i starłam dłonią z twarzy krople krwi. 

Otworzyłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze, które rozciągnęło moje płuca do granic możliwości. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowałam
 i odetchnęłam głęboko uświadamiając sobie, że zasnęłam w bibliotece. Zamknęłam książkę leżącą przede mną i rozciągnęłam się czując lekki dyskomfort w górnych częściach mojego ciała. 
- Nadal się dziwię dlaczego akurat biblioteka.- Moje mięśnie napięły się niebezpiecznie gdy usłyszałam jego głęboki głos tuż przy moim uchu. 
- Spóźniłeś się.- Odparłam ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Oliver usiadł na przeciwko mnie uważnie mi się przyglądając.
- Chciałem to się spóźniłem. Lepiej mów czego ode mnie chcesz dziewczyno nie mam czas dla byle kogo.- Zacisnęłam dłonie na brzegach stolika starając się zapanować nad dziwnym buzującym uczuciem gniewu głęboko zakopanym w moim ciele.
- Chce abyś nauczył mnie kontrolować to co mam w sobie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą cały czas wpatrując się w jego twarz.
- Ty myślisz, że to jest takie proste prawda?- Zapytał i oparł ręce na stoliku pochylając się w moją stronę.- Powiem ci, że jest to nie jest takie proste. Bez odpowiedniego treningu nigdy nie nauczysz się kontrolować tego w pełni.
- Nie obchodzi mnie to co masz mi dopowiedzenia. Chcę abyś nauczył mnie kontroli i to jeszcze dziś. Jutro już mnie tutaj nie będzie i muszę nauczyć się kontrolować.- Mój głos brzmiał pewnie i pewnie tylko to powstrzymywało Olivera od wybuchnięcia śmiechem.
- Dziewucho ty jesteś nie poważna. Ja nadal uczę się kontrolować nad wszystkimi mocami, a robię to od dzieciństwa, a ty chcesz nauczyć się tego wszystkie w jeden dzień? 
- Jak fajnie, że zrozumieliśmy się w tak krótkim czasie.- Wstałam z krzesła i rzuciłam Oliverowi pełne zdeterminowania spojrzenie.- Idziesz? Sam mówiłeś, że to nie jest łatwe i potrzeba czasu.- Dodałam i nie czekając na niego ruszyłam w stronę wyjścia żegnając się uśmiechem z panią Dorothei. Lubiłam ją chociaż szczerze to tak lekko mnie przerażała tymi swoimi dużymi brązowymi oczami. 
- Jedziemy do Zakonu. I uprzedzając twoje protesty: tylko tam mogę nauczyć cię czegokolwiek.- Stanęłam jak wryta i przełknęłam głośno ślinę. Oliver przeszedł kilka kroków po czym odwrócił się w moją stronę.- Harry'ego tam nie ma. Pojechał z resztą na wakacje. Wracają po jutrze.- Dodał i albo mi się wydawało albo na jego twarzy malowała się troska. Świat wariuje, Oliver ma uczucia. 
***
Sapałam ze zmęczenia starając się utrzymać na nogach. Byłam wyczerpana, a nie zanosiło się na to, że Oliver zrobi chwilową przerwę. Decydując się na ''zajęcia'' z nim byłam święcie przekonana, że na pewno się przy tym nie zmęczę. Najwyraźniej się pomyliłam i to bardzo. 
- Musisz się postarać. Jeszcze raz.- Oliver w tej chwili wyglądał niczym rekin polujący na swoją ofiarę. Okrążał mnie nie spuszczając ze mnie wzroku.    
- Przecież się staram.- Odparłam i wyprostowałam się odgarniając z twarzy posklejane od potu loki.
- Najwyraźniej za mało. Bądź gotowa.- Stanął na przeciwko ode mnie i spojrzał mi w oczy.
 Poczułam lekki muśnięcie, a potem jakby ktoś starał się wedrzeć do mojej podświadomości. Z całych sił jakie mi pozostały starałam się odepchnąć intruza. Starałam się wybudować mur między moim umysłem, a Oliverem. Czułam, że mi się udaję. Byłam pewna, że mi się uda gdy wszystko zniknęło i znów te dziwne uczucie dyskomfortu oblało moje ciało, a intruz wdarł się do mojego umysłu bez problemu odczytując wszystkie myślisz czy wspomnienia. Upadłam na kolana dysząc ciężko.
- Nie ciesz się tak szybko zwycięstwem mała Jess bo to cię zgubi. Myślałaś, że mnie odepchniesz i odpuściłaś. Gdybyś tego nie zrobiła nie zobaczyłbym twoich ostatnich wakacji z Harrym.  
- Skoro je zobaczyłeś to ci współczuję.- Odezwałam się cichym i słabym głosem po czym położyłam się na zimnej drewnianej podłodze. 
Co do moich ostatnich wakacji z Harrym... Spędziliśmy je razem z moimi rodzicami ale to nie zmienia faktu, że prawie cały czas byliśmy... Razem. I może na tym zakończymy wspomnienie tego lata.
- Tak ja sobie też.- Ku mojemu zdziwieniu Oliver usiadł obok mnie i wyglądał na naprawdę miłego i zabawnego gościa. Szkoda tylko, że taki nie jest.
- Znałeś moją mamę, prawda?- Zapytałam po chwili ciszy. Jego wzrok spoczął na mojej osobie, a gdy się podniosłam i usiadłam, on odwrócił głowę i zaczął wpatrywać się w okno.
- Tak. I to bardzo dobrze.- Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Byłam raczej nastawiona na krzyki i groźby.
- Nie przypominam sobie abym widziała cię na pogrzebie.
- Nie widziałaś mnie bo mnie tam nie było. Nie lubię takich ceremonii. Ludzie są smutni i płaczą, a tak na prawdę powinni się cieszyć. 
- Nie rozumiem. Przecież wtedy żegna się osobę, której już nigdy nie zobaczysz. Nie będziesz mógł z nią porozmawiać. Usłyszeć jej śmiechu, czy chociażby krzyku. 
- Wy, ludzie traktujecie pogrzeb jak coś złego, a jest wręcz przeciwnie. Fakt, żegnacie jakąś tam osobę ale ona wciąż żyję. Jest gdzieś indziej, gdzie jest lepiej i w końcu się z nią znów spotkacie, ale tego nie rozumiecie. Bo jesteście głupi.  
- Sam jesteś głupi.- Odpowiedziałam szybko zbulwersowana. Cichy śmiech Olivera rozszedł się po ogromnej sali odbijając się przez chwilę echem. 
- Możliwe, ale kto w tych czasach jest całkiem, normalny?- Chciałam odpowiedzieć, że ja ale nie byłam pewna, czy Oliver ma aż tylko dystansu i się uśmiechnie.
- Oliver a czy moja mam mówiła ci coś o jakimś W?- Zapytałam i rozpuściłam włosy rozrzucając je palcami.
- Nie, a kto to?  
- Właśnie chciałabym się dowiedzieć.- Odpowiedziałam cicho i zamknęłam oczy wzdychając.
- Proszę, proszę. Własnego syna nie chciałeś trenować ale jakąś laskę to już tak?- Otwarłam zdziwiona oczy i ujrzałam stojącego w drzwiach wysokiego bruneta, który opierał się o jedno drewniane skrzydło.
Oliver wstał raptownie i napiął swoje mięśnie. 
- Co ty tutaj robisz?- Zapytał groźnie i zrobił kilka kroków w stronę przybysza. Czując się niezręcznie również wstałam, po czym poprawiłam bluzkę.
- Nie ma to jak radość na mój widok.- Chłopak westchnął teatralnie.- Ciebie też miło widzieć tatusiu.- Moje oczy otwarły się szerzej gdy dotarło do mnie to co on powiedział.
- Tatusiu? To jest twój syn?- Zapytałam zdziwiona, a Oliver spojrzał na mnie przelotnie i znów skupił się na swoim synu.
- A ty kim jesteś? Moją przyszłą macochą?- Brunet odsunął się od drzwi i pewnym krokiem wszedł do sali uśmiechając się wrednie.
- Zaraz mogę być twoim zabójcą.- Powiedziałam cicho i jedyne co usłyszałam to ciche parsknięcie Olivera.
- Jessica zaczekaj tutaj. Zaraz wrócę.- Zwrócił się do mnie Oliver.- A ty. Wynoś się stąd, albo ci w tym pomogę.- Dodał patrząc na swojego syna. 
Chciałam powiedzieć, żeby nie zostawiał mnie samą z tym chłopakiem ale gdy miałam się odezwać doszło do mnie jak bardzo dramatycznie i żałośnie by to zabrzmiało. A po za tym potrafię rozszarpać człowieka samą siłą woli. Co może mi się stać?
- Ahh to ty jesteś tą słynną Jessicą. W każdym Zakonie się o tobie mówi. To irytujące.- Chłopak stał bliżej mnie dzięki czemu mogłam dojrzeć odcień jego oczu, który był bardzo zbliżony do koloru moich oczu.
- Nie prosiłam się o to.- Odpowiedziałam i chciałam najprościej w świecie stamtąd wyjść ale gdy poczułam jak coś ''wwierca'' mi się w umysł nie ruszyłam się z miejsca doskonale zdając sobie sprawę, że to syn Olivera stara się dostać do mojej głowy. 
Nie czułam się zdenerwowana czy zestresowana. Wiedziałam, że uda mi się go odeprzeć. Nie ciesz się tak szybko zwycięstwem mała Jess bo to cię zgubi. Myślałaś, że mnie odepchniesz i odpuściłaś.
 Krew szybciej zaczęła krążyć w moich żyłach, ciśnienie przyspieszyło, a lekki wiatr zaczął muskać moją spoconą twarz rozwiewają przy tym pojedyncze włosy spływające kaskadą kołtunów na plecy. To co czułam było niesamowite i najintensywniejsze. Byłam tylko ja i moje myśli, wspomnienia. Musiałam je bronić i to było niesamowite. Doskonałe.
Wiedziałam, że chłopak zrezygnował z dostania się do moich myśli, ale mimo wszystko nie mogłam się uspokoić. Chęć czucia tego dziwnego przepływu w moim ciele była większa niż chęć opanowania się. Wszystko przybierało na sile. Moje myśli, wspomnienia zaczęły zalewać mój umysł mieszając się, tworząc jedność. Wiatr był o wiele silniejszy przez co na mojej rozgrzanej skórze pojawiała się ''gęsia skórka''. Marzłam ale nie przejmowałam się tym zbytnio. 
Jesteś niesamowita.... Kocham cię Jess... Uważaj bo spadniesz!... Jesteś dziś strasznie marudna... Kochanie zejdź na śniadanie!
 Głosy w mojej głowie stawały się co raz głośniejsze, a obrazy ze wspomnieniami zaczęły przemykać szybciej niż bym chciała. Nie mogłam zorientować się co kiedy się wydarzyło. Kiedy pocałowałam się z Harrym, kiedy mama wołała mnie na spacer, kiedy tata zdejmował mój latawiec z drzewa. Wszystko było jednością. 
Głośny krzyk rozbrzmiał mi w uszach. Ostatni dźwięk jaki wydała moja mama. Ostatni dźwięk, który usłyszałam w tedy, i teraz. 

Harry.

Przemierzałem korytarz Zakonu z szybko bijącym sercem i łzami błyszczącymi w moich oczach. Gdzieś tam za mną biegł Jack wraz z Olivią, Sam pewnie szedł spokojnym krokiem starając się domyśleć co właściwie się stało. 
Pchnąłem ciężkie drzwi prowadzące do pomieszczenia, które było przeznaczone dla chorych lub rannych. Leżała tam. Na jednym z łóżek, które było teraz otoczone leżała moja mała, bezbronna Jessica. 
Oliver spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy i pokręcił głową jakby chciał dać mi tym samym do zrozumienia, że nie powinienem tutaj być. Akurat bo się posłucham. Zacząłem iść spokojnie w kierunku otoczonego łóżka ciężko przełykając ślinę. 
- Harry.- Obok mnie pojawił się chłopak, którego nie rozpoznałem od razu. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że obok mnie stoi George. 
- Co ty tutaj robisz?- Zapytałem prosto z mostu nie przejmując się faktem, że mogę go urazić czy coś w tym stylu.
- Przyjechałem porozmawiać z tatą.- Wyjaśnił mi, a ja skrzywiłem się gdy usłyszałem słowo: 'tata'. Bardziej sztucznie to, to chyba zabrzmieć nie mogło.
- Co jej jest?- Zignorowałem dawnego przyjaciela i podszedłem do pielęgniarki, która podłączała jakieś rurki do ręki Jess. 
- Nie mnie to osądzać ale wydaję mi się, że wpadła w hibernację. Jej serce bije miarowo, oddycha samodzielnie tylko, że nie reaguję na leki wybudzające czy zaklęcia.- Starsza kobieta dotknęła mojego ramienia w pocieszającym geście i podeszła do czekającego przy drzwiach Sama. 
Przetarłem twarz dłońmi i usiadłem na krzesełku przystawionym do łóżka. 
- Chcę być z nią sam.- Powiedziałam dobitnie i odgarnąłem z czoła grzywkę. Mój wzrok spoczął na bezwładnej ręce Jess, do której były powbijane małe igiełki, z których wychodziły jakieś rurki. Zadrżałem na sam widok. 
- Ona nienawidzi igieł.- Powiedziałem cicho gdy byłem pewny, że została z nami jeszcze jedna osoba. Jack przysunął sobie drugie krzesło z lewej strony łóżka.
- Dziwisz się jej? Ktoś wbija ci małe metalowe gówienko w skórę. Ohyda.
- Kto jej to zrobił? Komu aż tak bardzo przeszkadzało jej istnienie?- Zapytałem nie oczekując właściwie odpowiedzi.
- Może to ona sama? Sen jest bezpieczny Harry. Może ona po prostu chciała się poczuć bezpiecznie.- Spojrzałem na niego i byłem pewny, że myśli w tej chwili o swojej siostrze.
- Muszę jej pomóc Jack. Nie wiem jeszcze jak ale muszę. Zrobię wszystko byleby ją obudzić.- Wyznałem zgodnie z prawdą przyciągając tym samym spojrzenie przyjaciela.
- Harry wiesz, że to nie jest bezpieczne. Pozwól jej samej się obudzić. Gdy będzie gotowa to, to zrobi.
- A co jeżeli ktoś jej to zrobił? Arthur? Cassie? James? Lena? Co jeżeli ona tam cierpi, Jack? Mam na to pozwolić?
- Przepraszam. Nie pomyślałem o tym.- Brunet spuścił głowę zawstydzony i potarł dłońmi nogi.
- Jej brat tu jest.- Powiedziałem chcąc zmienić temat. Głowa Jacka od razu powędrowała w górę.
- Żartujesz, prawda?- Widziałem w jego oczach nadzieję i strach. Wcale mu się nie dziwię. Po ostatnich wydarzeniach związanych z bratem Jess też czuję lekki strach i obawę.
- Chciałbym Jack, chciałbym.- Wyszeptałem i spojrzałem na bladą twarz Jessiki. Chwyciłem jej dłoń uważając by nie wyrwać przez przypadek żadnej igły. Mam nadzieję, że tam nie cierpisz, kochanie. 
---------------------------------------------------------------------------------

środa, 25 września 2013

0 (Prolog części drugiej)

28 czerwca 1969 rok
Mama dziś przeprowadziła ze mną poważną rozmowę ale nie tą z typu: Jak przenosi się pyłek z kwiatka na kwiatek. Tym razem wcale nie nawiązywała do krępujących tematów. Powiedziała mi, że jestem inna. Powiedziała, że mam dar, który muszę dobrze wykorzystać. Nie uwierzyłam jej wręcz ją wyśmiałam ale gdy potem kazała mi skoncentrować się na krześle i w wyobraźni je przesunąć coś podpowiedziało mi, że to prawda, a gdy otwarłam oczy- krzesło stało pod ścianą, a mama cały czas była przy mnie. Byłam inna. Czułam to.

 29 czerwca 1969 rok
Z samego rana pobiegłam do mojego przyjaciela i od razu opowiedziałam o tym co wydarzyło się wieczorem. Okazało się, że jego mama również przeprowadziła z nim taką samą rozmowę co moja ze mną ale dwa dni wcześniej. Nic mi nie powiedział ponieważ bał się, że go odtrącę myśląc iż zwariował. Wychodzi na to, że obydwoje zwariowaliśmy. Podoba mi się to.

2 lipca 1969 rok
W. wyjechał z samego rana na wakacje z rodzicami. Nie ma go zaledwie kilka godzin, a już za nim tęsknie. Przez te kilka dni udało mi się wyciągnąć od rodziców dużo wiadomości na temat moich umiejętności. Okazało się, że ja i W. możemy porozumiewać się przez swoje myśli ale podobno jesteśmy do tego za młodzi i nie możemy jeszcze robić takich rzeczy. Na razie pozostaje nam przesuwanie krzeseł albo zamykanie tablic na lekcjach.

26 lipca 1969 rok
Dopiero wróciłam z wakacji. Rodzice zabrali mnie do dziadków aby zająć moje myśli czymś innym niż moje uzdolnienia. Kurcze to nie moja wina, że to tak mnie ekscytuję. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Chciałabym dowiedzieć się skąd je mam, jak bardzo wpływają na mój rozwój, czy są niebezpieczne, czy mogę komuś o tym powiedzieć. Oczywiście moi rodzice jak i rodzice W. zorientowali się, że podzieliliśmy się tą informacją między sobą. Nie mają nam tego za złe bo przecież my zawsze będziemy razem. Zawsze.

15 sierpnia 1969 rok
W. powiedział mi dzisiaj, że jego rodzice się rozwodzą. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, a jeszcze bardziej z powodu jego wyjazdu. W. postanowił zamieszkać ze swoją mamą w Londynie. Opuszcza mnie, opuszcza nasze piękne miasteczko. Nie wiem jak sobie poradzę bez niego. Przecież my jesteśmy tacy sami. Identyczni.

5 września 1969 rok
Chce aby to już się skończyło. Płaczę po nocach z tęsknoty za tym jednym dziwnym chłopaku. Nie dociera do mnie fakt, że już go nie zobaczę. Gdy wychodzę rano do szkoły patrzę na dom, na przeciwko z nadzieją, że za chwilę W. wybiegnie zza drzwi z bułką w jednej ręce, a plecakiem w drugiej. Niestety codziennie czuję ten sam zawód. To już koniec. Ze mną, z tobą. Ze wszystkim.

26 stycznia 1996 rok
Tak długo tutaj nie pisałam, że aż towarzyszy mi w tej chwili dziwne uczucie. Kiedyś, bardzo dawno temu obiecałam sobie, że opisze tutaj wszystkie najważniejsze momenty mojego życia. A więc gdzie są kartki z zapiskami z mojego balu gimnazjalnego, ze studniówki, z pierwszej randki, z pierwszego pocałunku, z pierwszego ''razu''. Nie ma. Czy warto teraz wracać do tego wspomnieniami? Nie sądzę. Są ważniejsze rzeczy. Widziałam go. Widziałam W. to było takie niesamowite. Aż nierealne.

2 luty 1996 rok
Spotkałam się z nim dziś drugi raz. Czym to spotkanie się zakończyło? Zbliżeniem, którego chciałabym uniknąć. Mam narzeczonego, a przespałam się z przyjacielem z dzieciństwa. Jak bardzo złym człowiekiem mnie to czyni?

3 maja 1996 rok
Byłam dziś u lekarza. Jestem w ciąży, ale z kim? Komu mam przekazać tą wiadomość? W. czy Emilowi? Kto będzie się cieszył? Nie wiem co mam robić. Nie mam zielonego pojęcia co dalej. Nie wiem niczego.

2 stycznia 1997 rok
Jestem po ślubie z Emilem, urodziłam wczoraj wieczorem śliczną dziewczynkę. Jestem szczęśliwa. W. wie, że to jego córeczka, ale nie chce się do niej przyznać ponieważ sam ma rodzinę. Nie mam mu tego za złe. Emil nie wie o tym iż nie jestem biologicznym ojcem Jess i niech tak pozostanie. Nie chcę psuć tego co jest teraz między nami. Może kiedyś powiem im prawdę. Może kiedyś Jess pozna swojego prawdziwego ojca, i pozna swojego brata. Może kiedyś. 

Zamknęłam zeszyt z zapiskami mamy z dziwnym uczuciem pustki. Okłamała mnie. Wszyscy kłamali byleby nie wyjść na zdrajcę czy egoistę. Po prostu kłamali.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hej :D Wstawiam dziś taki można powiedzieć prolog na drugą część. Ten post powinien wyjaśnić wiele zdarzeń czy słów z pierwszej części. Mam nadzieję, że nie namieszam wam za bardzo. Zmieniła się również ścieżka dźwiękowa, mam nadzieję, że wam się spodoba równie mocno jak mnie. Dziękuję za komentarz od Lauriet- co do twojego stwierdzenia: Może nie podoba im się to co piszę to nie komentują? Albo po prostu im się nie chcę ale dziękuję ci z całego serca za twój miły i motywujący komentarz :*
Do zobaczenia niedługo! :*

piątek, 20 września 2013

6: Koniec części pierwszej

 Przeczytaj notkę pod rozdziałem. Miłego! :*
---------------------------------
Stałem za drzewem i z wielką ochotą obserwowałem stojącą nad nagrobkiem brunetkę. Mimo wiatru i deszczu ona miała na sobie krótki strój do biegania, który swoją drogą zdążył już przemoknąć. Chciałem do niej podejść i dać swoją bluzę ale doskonale wiedziałem czym to się skończy. Następna kłótnia, która wyryję na nas swoje piętno mocniej lub słabiej.
Jessica wyglądała inaczej. Wyglądała na pewną siebie osobę, która zrobi wszystko byleby ochronić swoich bliskich. Wyglądała jak królowa, którą swoją drogą była. Jej blada cera wyróżniała się na tle szarości, jej brązowe loki były teraz mokrymi strągami, które spuszczały z siebie krople wody. Na jej pliczkach łzy mieszały się z deszczem. To nie była już ta sama Jess, którą poznałem kilka lat temu. Teraz to była dorosła kobieta, która ma na swoich barkach wielki ciężar. 
Mimo wszystko zrobiłem jeden krok w jej stronę, a wtedy jej głowa powędrowała do góry, a ciemne oczy spojrzały na moją postać. Nim zdążyłem się odezwać ona odwróciła się i po prostu odeszła. Ten gest zabolał mnie dwa razy mocniej niż jej wszystkie wyzwiska skierowaną w moją stronę. 
***
Zapiąłem bluzę po czym chwyciłem swoją torbę zakładając ją na ramię. Wyciągnąłem telefon z kieszeni startych jeansów i podłączyłem do niego słuchawki. Wyszedłem z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zrobiłem kilka kroków w stronę kuchni gdy poczułem czyjś skupiony wzrok na mojej osobie. 
- Nie ładnie jest tak podglądać.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę Nicka. Stał oparty o ścianę z założonymi rękoma na piersi.
- Nie podglądałem. Czekałem.- Odparł spokojnie i uśmiechnął się ironicznie jak miał w zwyczaju robić.
- Cóż tym razem nie ma nikogo kto mógłby mnie dźgnąć nożem więc przykro mi ale straciłeś czas.
- Dobrze się czujesz?- Zapytał czym zbił mnie z tropu. Spojrzałem na niego zdziwiony i oszołomiony.
- Chyba powinienem ciebie o to zapytać...

Jess.

Szłam przez korytarz ze spuszczoną głową starając się jakoś ogarnąć wszystkie myśli. Pierwszy raz w szkole czułam się obco. Bałam się wszystkiego. Bałam się ich. Nie wiedziałam czy mam podejść do osób, które zawsze mi towarzyszyły czy mam ich po prostu zignorować. 
- Gdzie tak pędzisz?- Zatrzymałam się gwałtownie gdy obok mnie pojawił się James oraz Cassie. 
- Na lekcje.- Odpowiedziałam starając się wytrzymać jego pełne dumy spojrzenie. ciekawe czy słuch mają super? 
- Wiesz, mogłabyś być milsza. W końcu ocaliliśmy ci życie.- Cassie założyła ręce na klatce piersiowej i wydęła swoje pełne usta.
- Nie wy uratowaliście mi życie tylko ten psychopata, który swoją drogą chce mnie zabić.- Odparłam i spojrzałam w jej niebieskie oczy.
- Ach jaka ta młodzież wybredna.- James westchnął teatralnie.- Ale jedno muszę ci przyznać. Mocna jesteś. Wiele osób na twoim miejscu siedziałoby teraz w pokoju z zasłoniętymi oknami. A ty? Ty przychodzisz sobie do szkoły jak gdyby nigdy nic.
- Przywykłam do tego, że ktoś chce mnie zabić, rozcina mi gardło szkłem, a potem jakiś psychopata odprawia nad moim ciałem swoje magiczne sztuczki. Przeszłam już z tym na porządek dzienny.- Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zaczynam denerwować swoim zachowaniem tą dwójkę ale w tej chwili byłam wściekła i nie panowałam nad swoimi słowami. Albo może po prostu nie chciałam nad nimi panować.
Wraz z otwarciem ust przez Cassie zadzwonił dzwonek dlatego chciałam spokojnie odejść do klasy, ale silny uścisk na mojej ręce mi w tym przeszkodził. James trzymał mnie dopóki korytarz nie opustoszał. 
- No, a więc teraz możemy sobie porozmawiać.- Cassie oparła się o ścianę i poprawiła dłonią swoje blond włosy.
- Nie wydaję mi się abyśmy mieli o czym rozmawiać.- Odcięłam się i przełknęłam zdenerwowana ślinę gdy lampa nad nami zakołysała się niebezpiecznie. Nie, proszę nie teraz.
- Wiesz Jess mam dla ciebie radę. Lepiej się uspokój jeżeli chcesz wyjść z tego cało.- James popchnął mnie na ścianę, a ja jęknęłam gdy moje plecy zderzyły się z twardą i zimną przeszkodą.
***
Ignorując nauczyciela cały czas spoglądałam za okno, obserwując z góry chodzących ludzi. Od samego początku lekcji miałam jakieś złe przeczucie, które nie chciało mnie opuścić.
Ni z tego czy owego na dziedzińcu szkolnym pojawił się Harry w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, który najwyraźniej tłumaczył coś blondynowi. 
Nagle mężczyzna podniósł głowę spojrzał w moją stronę, powiedział coś do Harry'ego, który również spojrzał do góry. Zauważyłam niewyraźny błysk, a potem szybki ruch. Harry zgiął się w pół i spojrzał na mężczyznę stojącego obok siebie.
Grę czas zacząć.
Krzyknęłam przerażona, gdy doszło do mnie iż to nie był głos Lissy tylko Arthura. Poderwałam się z miejsca i cały czas patrzyłam na rozmawiającą dwójkę.
- Jessica, czy coś się stało?- Nauczyciel odciągnął moją uwagę od dwójki mężczyzn na dole. Spojrzałam na starszego mężczyznę po to by za chwilę znów przenieść wzrok na dziedziniec ale tym razem niczego nie zobaczyłam. Nikogo tam nie było.
Nie wiele myśląc przepchałam się obok zdezorientowanych uczniów po czym ruszyłam biegiem po korytarzu nie zatrzymując się na wołania nauczyciela. Zbiegłam po schodach i z całej siły pchnęłam drzwi wejściowe. Zbiegając z szerokich schodów miałam nadzieję, zobaczyć chociażby leżącego na ziemi Harry'ego. Nie było nikogo. To było jeszcze gorsze.
***
Szłam drogą, którą doskonale pamiętałam. Gdy spotkałam Olivera w parku (szczerze to on mnie śledził) on pokazał mi jak łatwo dostać się do Zakonu. Nie miałam pojęcia dlaczego ludzie go nie widzą ale czy po tych wszystkich wydarzeniach nie powinnam dać sobie spokoju? I tak pewnie nigdy do końca nie poznam prawdy więc po co mam się o coś prosić. 
Nacisnęłam mosiężną klamkę i pchnęłam ciężkie drzwi wchodząc do ogromnego i chłodnego pomieszczenia. Wcześniej nie miałam okazji przyjrzeć się temu miejscu. Sufit zdobiły różne kombinacje szaro białych pasów, które tworzyły jakiś znak, którego nie rozpoznałam. Wysokie kolumny były ustawione w rzędzie obok schodów, które prowadziły w tą część, która mnie nie przerażała swoim chłodem i pustością. 
- Jessica? Co ty tutaj robisz?- Ze schodów zszedł Jack, którego zdążyłam poznać na tyle iż wiem, że jest bardzo dobrym przyjacielem Harry'ego.
- Ja... Czy jest tutaj Harry?- Zapytałam nie wiedząc właściwie co miałabym powiedzieć. 
- Harry? Nie, z tego co wiem to jest w szkole.- Jack uśmiechnął się do mnie i wzruszył ramionami.- Czekaj, czekaj. Skoro ty tutaj jesteś to znaczy, że jego nie ma w szkole, prawda?
- Ja... Widziałam... Właściwie to nie wiem czy to było na prawdę czy to tylko moja wyobraźnia ale...
- Jess! Wysłów się wreszcie!- Pośpieszył mnie krzykiem  przestępując z nogi na nogę. 
- Widziałam jak rozmawia z Arthurem!- Pośpieszyłam z wyjaśnieniami.- Widziałam jak coś bardzo szybko przebiega obok nich, błysk noża, a potem Harry'ego, który trzymał się za brzuch. Odwróciłam wzrok tylko na chwilę i... Już ich nie było. Miałam nadzieję, że może mu uciekł i przyszedł tutaj.- Zakończyłam drżącym głosem i ze wzbierającymi się łzami w oczach.
Jack bez żadnego słowa podszedł do mnie chwycił za rękę i pociągnął w stronę schodów. Starając się nie wywrócić przeskakiwałam z trudem po dwa stopnie gdy on pokonywał je bez żadnego widocznego trudu. Z tego co zdążyłam się zorientować byłam ciągnięta po korytarzu, w którym jeszcze nie byłam. 
Jack przekroczywszy prób jakiegoś pokoju, który wyglądał jak sala zebrań puścił moją rękę po czym podszedł do dziewczyny, która widziałam tylko raz na pogrzebie Lissy.
- Arthur ma Harry'ego.- Wyjaśnił brunet i wtulił się w ciało dziewczyny. Ona natomiast objęła go swoimi rękoma i zaczęła coś szeptać do ucha. 
- Skąd ta pewność? Może to tylko ktoś Harropodobny.- Oliver wzruszył ramionami całkiem nie przejęty słowami roztrzęsionego bruneta.
- Oliverze proszę cię opanuj się.- Starszy mężczyzna o dziwnym nosie odwrócił się w moją stronę.- Dzień dobry Jessico. Jak przypuszczam twoja obecność tutaj nie jest przypadkowa, prawda?- Mężczyzna wydawał się jakby urodził się kilka wieków wcześniej. Biła od niego inteligencja i wyrafinowanie. Wydawał się miły.
- Widziałam jak... Właściwie to nie wiedziałam samego momentu gdy Arthur zabierał Harry'ego ale jestem pewna, że to coś co przemknęło obok nich było z nim. Dźgnęło Harry'ego i zniknęło.- Wytłumaczyłam starając się powstrzymać drżenie rąk. 
- Samuelu doskonale wiesz, że Harry jest na tyle silny, że poradziłby sobie ze Strzygą.- Oliver ściągnął nogi ze stołu i wstał z krzesła.- Nie sądzę aby...
- Zamilcz.- Mężczyzna, którego Oliver nazwał Samuel, skupił na mnie wzrok. Chciałam stamtąd uciekać ale coś trzymało mnie w miejscu. Czułam się jakbym spadała w jakiś wielkie dół. W mojej głowie zaczęło ''wrzeć'', każde wspomnienie przenikało moje ciało powodując tym samym iż odczuwałam wszystko to co działo się w mojej głowie. Smutek, złość, radość, bezradność, szczęście, gorycz. jakby wszystkie uczucia ze wspomnień zlały się w jedno i maltretowały moje ciało chcąc wydobyć z niego ostatnie tchnienie. 
W przeciągu ułamka sekundy wszystko zniknęło, a ja nie mając siły utrzymać się na nogach upadłam na kolana amortyzując upadek rękoma.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz moją stanowczość ale musiałem się dowiedzieć paru rzeczy.- Podniosłam głowę i spojrzałam na Sama, który przypatrywał się mi z dziwnym spokojem.
- Nie mogłeś ostrzec czy coś? Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś grzebie sobie w moich wspomnieniach.
- Och do tego nie idzie przywyknąć ale z czasem staję się to mniej bolesne i nie odczuwa się tego dyskomfortu.- Samuel podszedł do mnie i pomógł mi wstać z delikatnością, której bym się po nim nie spodziewała.
- Bez obrazy ale nie chcę aby ktoś oglądał sobie moje wspomnienia jak telenowele.- Jack podsunął mi krzesło, na które usiadłam z wielką ulgą.
- Całkowicie cię rozumiem.- Odpowiedział mi Sam i uśmiechnął się do mnie lekko.- Oliverze trzeba namierzyć Arthura. Chciałbym z nim porozmawiać. 
- Nie trzeba go namierzać.- W drzwiach stanęła Cassie wraz z Jamesem. Wyglądali tak samo ale jakby inaczej. Wyglądali jakby czuli się panami całego świata i pewnie by tak było gdyby nie Sam, który raczej wszystkich ich powstrzymywał przed głupimi decyzjami.- Arthur chce zamienić Harry'ego na Jess.- Dodała i posłała mi w powietrzu buziaka.
- Dobrze.- Wstałam zdeterminowana i gdy chciałam zrobić krok w ich stronę ręka Sama mi w tym przeszkodziła.
- Nie jesteście rzeczami, które można wymieniać.- Powiedział spokojnie do mnie, a potem spojrzał na rozbawioną dwójkę w drzwiach.- Możecie przekazać Arthurowi, że nie dostanie Jess, a Harry ma wrócić do Zakonu inaczej sam się po niego pofatyguję i tym razem nie skończy się na groźbach bez pokrycia.- Po tonie głosu mężczyzny można było się zorientować, że on nie żartuję. 
- Jeśli nie wrócimy bez Jess dostaniecie Harry'ego ale w plastikowym woreczku. W kawałkach.- James nie wydawał się specjalnie zmartwiony wizją przynoszenia do Zakonu różnych części ciała Harry'ego.
- Sam oddaj im ją. Doskonale wiesz, że to nie na Harrym mu zależy.- Tym razem to Oliver wtrącił swoje trzy grosze. Wiedziałam, że mnie nie lubi i nie obchodzi go to czy zginę czy nie ale mógłby chociaż poudawać przez chwilę, że nie chcę abym zginęła.
- Oliverze! Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego. Nie tylko ze względu na uczucia jakimi darzyłeś Elizabeth ale ze względu na to kim ta dziewczyna dla ciebie jest!- Oliver spojrzał na mnie przelotnie, wyglądając jakby miał zaraz zacząć krzyczeć i wszystkich zabijać.
- Przepraszam, że się wtrącę ale dlaczego on miałby darzyć moją matkę jakimiś uczuciami? I kim ja niby dla niego jestem?- Wtrąciłam  rozglądając się po wszystkich zgromadzonych.
- Możecie przeprowadzić swoją rodzinną sprzeczkę kiedy indziej? Śpieszy się nam.- Cassie machnęła ręką, ukazując tym samym swoją frustrację.
- Pójdę z nimi. Skoro Arthur chce mnie to proszę bardzo. Nie mogę pozwolić na to aby ktoś inny za mnie zginął. Nie znowu.- Na pewno zorientowali się, że nawiązuję tutaj do śmierci mojej mamy.
- Świetnie. A więc rusz swoje śliczne dupsko i idziemy.- James odwrócił się i zaczął iść długim korytarzem podgwizdując pod nosem jakąś melodię.
Zrobiłam jeden krok do przodu gdy coś do mnie doszło. A mianowicie w głowie zadźwięczały mi słowa Cassie z naszej porannej rozmowy: Jeżeli ty będziesz nas unikać, to twój drogi Harry ucierpi. Już ja tego dopilnuję. 
Boże, myślałam, że nigdy się nie domyślisz. Tak to ona. To jej wina.
Harry'ego tutaj nie ma z jej winy. To ona musiała nagadać coś Arthurowi, a ten przyjął jej plan realizując po kolei punkty.
Zrób to Jess. Wiesz, że potrafisz.
Właśnie, że nie potrafię. Nie umiem.
Skup się. Wyobraź sobie to co chcesz aby się z nią stało. Wyobraź sobie i po prostu to zrób. Poczuj to całą sobą.
Skupiłam wzrok na szczerzącej się blondynce i zamknęłam oczy uspokajając oddech. Wyrzuciłam z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Oczyściłam cały swój umysł i pozwoliłam zapadać się swojej egzystencji w czymś ciemnym i miłym. Pozwoliłam aby w mojej głowie zaczęły formować się obrazy. Lampa zatrzęsła się w mojej wyobraźni, potem mocny wiatr poderwał się znikąd. Wszystko działo się w mojej głowie ale ja to czułam. Niemal widziałam zdziwienie i złość na twarzy Olivera, widziałam jak Jack szczelnie osłania swoim ciałem dziewczynę, która wiele dla niego znaczyła. Harry też tak kiedyś robił. Świadomość, że mój ukochany jest gdzieś sam na sam z mężczyzną, który pozbawił mnie matki była tak silna, że krzyknęłam zła i otworzyłam oczy doświadczając czegoś niesamowitego. Samym wzrokiem podniosłam przerażoną Cassie i przycisnęłam ją do ściany. Wiatr rozwiewał moje włosy, czyjeś krzyki cichły w moich uszach nie pozwalając mi zidentyfikować znaczenia tych słów. Byłam tylko ja i to oszałamiające uczucie, które było tak magiczne i wspaniałe, że nie chciałam aby mnie opuszczało.
- To wszystko twoja wina. To przez ciebie on ma Harry'ego.- Mówiłam bardzo cicho ale coś podpowiadało mi, że każde moje słowo jest wyraźne i słyszalne dla wszystkich w budynku. Chciałam aby ciało Cassie rozerwało się na połowę, chciałam aby krzyczała z bólu. Chciałam aby cierpiała tak jak ja.
DOŚĆ!
Głos Lissy przerył się przez powłokę dziwnych chmur w mojej głowie przez co poczułam mdłości i to wspaniałe uczucie zaczęło zanikać. Krzyknęłam wściekła, a szyby w wielkich oknach zatrzęsły się aby potem oblać nas deszczem szkła. Byłam przygotowana na bół od wbijających się szkiełek ale nic takiego się nie stało. Dopiero po chwili doszło do mnie iż znów zaciskam kurczowo powieki. Otwarłam oczy i zobaczyłam, że tylko w okół mnie szkło, które powinno spocząć na moim ciele unosi się w powietrzu, a gdy mrugnęłam opadło na podłogę blisko mojego ciała. Pozwoliłam zrobić sobie krok do przodu, pozwoliłam opaść swojemu wyczerpanemu ciału, pozwoliłam sobie zasnąć.

Harry.

Starałem się wyswobodzić jedną rękę z mocnego uścisku grubych lin. Jak na razie nie przyniosło to większego skutku od pozdzieranych nadgarstków. 
Drzwi od szopy, w której zostałem uwięziony otwarły się, a do środka wszedł Arthur, a za nim przerażona Cassie i rozbawiony James.
- Cóż muszę przyznać, że masz waleczną dziewczynę.- Arthur oparł się o drewnianą ścianę i spojrzał na mnie z przymrużonych powiek.
- Nie mam dziewczyny.- Odpowiedziałem.- I uściślając chłopaka też nie.- Dodałem i uśmiechnąłem się z pogardą.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mnie denerwujesz samą swoją obecnością.- James podszedł do mnie i oparł ręce na oparciach krzesła.
- O uwierz mi, że wiem. Czuję dokładnie to samo.- Wyszeptałem i posłałem mu w powietrzu buziaka.
- Możecie zająć się swoim romansem później? Mamy problem.- Arthur zaczął krążyć po pomieszczeniu.- Skoro Jess zaatakowała Cassie i jeżeli to co mówicie jest prawdą, to wszystko zaszło już za daleko. Powinienem ją zabić o wiele wcześniej. Teraz będzie tylko...
- Trudniej?- Wtrąciłem się.- Chłopie doskonale wiesz, że Jess jest mieszanką wybuchowych genów. Jej matka nienawidziła cię przez połowę życia, a jej ojciec ma ochotę powróżyć z twoich wnętrzności.-Wzruszyłem ramionami szarpiąc mocniej za liny.
- Cóż i gdzie ta nienawiść Elizabeth ją zaprowadziła? Dwa metry pod ziemię.- Na jego pokrytej zmarszczkami twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak dokładniej to do szklanego pudła a nie dwa metry pod ziemię ale nie będę się kłócił.- Gdy Arthur znów zaczął krążyć po szopie starałem się prawie niezauważalnie wyciągnąć rękę z węzłów. W tej chwili bardzo żałowałem, że nie słuchałem Nicka i nie potrafię sam się obronić. 

Jess.

Wybudzałam się po woli. Walczyłam z ciemnością niczym mucha, która zaplątała się w sieć pająka. Walczyłam i wygrałam. Otworzyłam oczy po czym usiadłam raptownie na czymś łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu nie mając pojęcia w czyim pokoju się znajduję. Usiadłam na brzegu łóżka i wciągnęłam na moje stopy trampki, które ktoś mi ściągnął. Zeskoczyłam lekko z wysokiego posłania i zaczęłam zmierzać ku uchylonym drzwiom. Popchnęłam je lekko, a one odsunęły się ode mnie bezdźwięcznie. Nie wiedząc gdzie znajdę kogokolwiek ruszyłam w stronę sali, w której o mało nie zabiłam Cassie. 
Przystanęłam zza jednym ze skrzydeł otwartych drzwi. Niby nie powinnam była podsłuchiwać ale chociaż w ten sposób mogę się dowiedzieć czegokolwiek.
- Musimy jej powiedzieć. Sami widzieliście do czego ona jest zdolna. Chcecie aby się to powtórzyło?- Ten głos na pewno należał do Jacka, który prawie krzyczał.
- Jack uspokój się. Harry sam powinien jej to powiedzieć.- Ten głos natomiast należał do tej tajemniczej dziewczyny.
- Och na prawdę tak sądzisz?! To dlaczego brałaś jego stronę gdy kazałem mu o wszystkim powiedzieć?! Dlaczego wtedy nie powiedziałaś, że ma jej to wyjaśnić?!
- Jack!- Głośny krzyk Sama wystrzelił w powietrze przez co podskoczyłam lekko wystraszona.- Doskonale wiesz, że Harry bał się jej reakcji i nie możemy go o to obwiniać. Najpierw pojedziemy po Harry'ego, a potem zastanowimy się nad Jess.
- Czy ty się w ogóle słyszysz Sam? Powinniśmy ją oddać Arthurowi i wszystkie nasze kłopoty zakończyłyby się raz na zawsze.- Oliver jak zwykle brzmiał na znudzonego.
- Nie Oliverze. Po pierwsze ona jest jedną z nas. Po drugie nie możemy nikogo skazywać na śmierć. A po trzecie Harry jak i Greg by nam tego nie wybaczyli. Nie wybaczyli by ci tego, że skazałeś ją na pewną śmierć.- Sam był już spokojny choć i tak można było wyczuć nutkę złości w jego donośnym głosie.
- Tak bardzo się przejmuję złością głupich nastolatków.
-  Musisz pamiętać, że jeden z tych głupich nastolatków to twój syn. I na pewno nie odpuściłby ci śmierci Jessici. Jack proszę cię idź po broń do zbrojowni. Nie chcę jechać na spotkanie z Arthurem polegając tylko i wyłącznie na naszych zdolnościach.
Rusz się! Nakryją nas. No dalej.
Cofnęłam się po woli po ty by po chwili ruszyć biegiem wzdłuż długiego korytarza.
Złap jakąś taksówkę. Wiem, gdzie on jest.
Zbiegłam po schodach szczelniej oplatając się bluzą, którą miałam na sobie. Rozejrzałam się po drodze zatopionej w ciemności. Ile ja spałam?! Gdy zauważyłam nadjeżdżającą taksówkę zaczęłam kiwać rozpaczliwie rękoma, dopóki samochód nie zatrzymał się przede mną. Wsiadłam do ciepłego wnętrza rozkoszując się wygodnym siedzeniem.
- Proszę na przedmieścia.- Podałam kierowcy nie kompletny adres, a on ruszył co jakiś czas spoglądając na mnie w lusterku.
***
 Wysiadłam z samochodu rozglądając się po opustoszałej okolicy. Mam nadzieję, że to dobry adres bo kierowca właśnie odjechał z moją całą gotówką, którą miałam przy sobie.
Poszukaj starej szopy. To tam. 
Pomiędzy ciemnymi drzewami stała jedna mała drewniana konstrukcja, która na pewno była przeznaczona do rozbiórki sądząc po tym w jakim stanie się znajdowała. Westchnęłam i czując lekkie mrowienie czegoś dziwacznego wewnątrz mnie ruszyłam w stronę szopy.  
Po chwili nasłuchiwania popchnęłam drzwi, które otworzyły się ze zgrzytem. W środku nad głową związanego Harry'ego paliła się tylko jedna lampa, która rzucała słabe światło na całe pomieszczenie. Głowa blondyna podniosła się do góry, i wtedy zobaczyłam jego opuchnięte od ciosów wargi i czerwone ślady na policzkach. 
- Boże.- Szepnęłam i podeszłam do niego od razu zabierając się za rozwiązywanie jego skrępowanych rąk. Chwilę mi zajęło nim uporałam się z linami.
- Czyś ty anioł czy zjawa?- Harry zachichotał cicho i znów zwiesił na dół głowę. Zaczęłam rozwiązywać jego kostki.
- Harry odezwij się.- Szturchnęłam go lekko ciągnąc jedną ręką liny.- Glass przydupasie odezwij się.- Spróbowałam jeszcze raz bez większego rezultatu.
- Mogłabyś się chociaż raz posłuchać.- Podskoczyłam wystraszona obcym głosem za moimi plecami. W drzwiach szopy stał Oliver z jakimś dziwnym nożem w ręce.
- Nikt mi nie powiedział, że nie mogę go ratować. Powiedzieliście tylko, że nie mogę się z nim zamienić.- Wytłumaczyłam i odciągnęłam rozwiązane liny.
- Fakt.- Powiedział i podszedł do nieprzytomnego Harry'ego. Przerzucił go sobie przez ramie bez żadnego trudu.- Lepiej stąd spadajmy chyba, że chcesz obejrzeć swoje wnętrzności od zewnątrz.
Wyszłam zza Oliverem rozglądając się uważnie po dziwnie spokojnym terenie. 
- Poszło nam za łatwo. Przecież powinien być ktoś kto będzie go pilnował.
- Możemy pomartwić się tym potem?- Oliver brzmiał na rozgniewanego dlatego zamknęłam się i nadal szłam za nim. Poczułam jakieś dziwne muśnięcie jakby ktoś chciał dostać się do mojego umysłu ale po chwili wszystko zniknęło i czułam się normalnie. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do samochodu zaparkowanego w cieniu drzew. Poszło nam za łatwo.
No co ty nie powiesz? Wszyscy zginiemy.
Na dworze coś chrupnęło i uderzyło o dach samochodu.
-----------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam za tak długą nieobecność ale wiecie szkoła się zaczęła, ostatnia klasa gimnazjum i te wszystkie lekcje -.- Cóż na podzielenie opowiadania na części wpadłam na historii i pomyślałam, że to nie głupie już tak kiedyś robiłam. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba fabułą jak i długością :D Nie wiem kiedy pojawi się następny bo nie wiem jak będę stała z czasem. Odszedł jeden obserwator :( Smutno mi... Liczę na wasze komentarze. Pozdrawiam! ♥ 
P.S: Przepraszam za błędy nie mam siły tego poprawiać.

niedziela, 8 września 2013

5

Po wyjściu Olivera i Nicka zostałam sama z nieprzytomnym Harrym. Teraz chociaż w jego ciele nie znajdował się żaden nóż ale to nie zmieniło faktu, że jeszcze przed chwilą tam był. A najgorsze jest to, że ja go tam umieściłam i powinnam czuć się okropnie ale czułam raczej... Ulgę. Może to zabrzmieć dziwnie ale nie żałuję, że to zrobiłam. Przecież ja go uratowałam. 
Podeszłam do zawalonego jakimiś papierami biurka i z całkowitej nudy zaczęłam układać kartki papieru w stosik na środku mebla. Gdy przekopałam się przez kartki z zadaniami domowymi Harry'ego dotarłam do kupki zdjęć. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że jednym ze zdjęć leżącym na biurku, było zdjęcie mojej mamy. 
Miałam identyczne w domu schowane głęboko w szufladzie. Właściwie jestem do niej bardo podobna. Różnią nas tylko oczy. Ona miała piękne, brązowe z przebłyskami bursztynu. A ja? Ja natomiast miałam niebieski, z małymi ciemnymi kropeczkami, które dodawały mi lekkiej tajemniczości. Nie wiem po kim mam taki kolor. Mama miała brązowe oczy, a tata ma zielone. 
Mniejsza z tym. Ważniejsze pytanie, które powinnam zadać w tej chwili, brzmi: Skąd on ma to zdjęcie? Właściwie to po co mu one. 
Kierowana wielką ciekawością rozrzuciłam z powrotem kartki i przejrzałam je dokładnie. Niestety nie znalazłam nic co mogłoby pomóc zrozumieć mi to wszystko. 
***
Co chwilę zerkałam na zegarek mając nadzieję, że wskazówki przesunęły się co najmniej o trzydzieści minut, a nie sekund. W ręce trzymałam zdjęcie mamy, a w głowie ułożyłam całą rozmowę z Harrym. 
- Coś jest nie tak.- Powiedziałam i spojrzałam na znudzonego Nicka.- Powinien się już obudzić. Powiedzieliście, że nic mu nie będzie.- Dodałam zdenerwowana i zagryzłam dolną wargę.
- Obudzi się jeśli przestaniesz marudzić.- Oliver posłał mi groźne spojrzenie, które zignorowałam. 
- Idź może sprawdzić czy nie ma cię za drzwiami.- Odcięłam się i wytrzymałam jego spojrzenie. Nie chciałam pokazać mu, że się go boję.
- Wszyscy idźcie.- Spojrzałam momentalnie na Harry'ego, który starał się podeprzeć na rękach. 
- Dobra obudził się. Możemy iść.- Nick wstał z fotela i nie oglądając się za siebie wyszedł z pokoju. Po chwili wahania Oliver również wyszedł zostawiając mnie i Harry'ego sam na sam.- Powiedziałem wszyscy.
- Skąd masz jej zdjęcie?- Zapytałam i pokazałam mu trzymaną przeze mnie fotografię. Jego oczy powiększyły się minimalnie, ale potem gdy przeniósł wzrok na moją twarzy wyglądał normalnie.
- A skąd ty miałaś hartowany srebrny nóż?- Zadał mi pytanie i starając się nie skrzywić usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na swoją przedziurawioną w dwóch miejscach bluzkę.- Lubiłem ją.- Dodał i nie przejmując się moją obecnością ściągnął koszulkę odrzucając ją gdzieś na bok. 
- Harry ja wiem, że to może dziwnie zabrzmieć ale zrobiłam to...
- Dla mojego dobra? Nie, tutaj się mylisz. Zrobiłaś to bo ta dwójka idiotów ci kazała. Cholera! Ty nawet nie wiesz jakie to ma konsekwencję!
- To mi powiedz!- Krzyknęłam wściekła. 
- Sama się o tym przekonasz. Prędzej czy później.- Wyszeptał i spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczynałam odczuwać lekki powiew wiatru na swojej skórze, a kaskada włosów na moich plechach zaczęła się rozwiewać. 
Z sekundy na sekundę wiatr stawał się jeszcze mocniejszy, aż wreszcie zaczęło mi huczeć w uszach co zaczynało mnie przerażać. 
- Przestań.- Powiedziałam dobitnie, a Harry uśmiechnął się lekko. Wiatr stawał się co raz silniejszy, aż wszystkie kartki leżące na biurku zaczęły wzbijać się w powietrze i fruwać po całym pomieszczeniu.
- To nie ja Jess. To ty.- Jego dłoń odnalazła moją i mocno ścisnęła. Zachciało mi się płakać. Nie wręcz ryczeć z bezsilności i z żalu za czymś co odeszło dawno temu. Nie miałam pojęcia co to takiego ale czułam, że to było bardzo ważne.
- Nie, to nie ja. To nie mogę być ja.- Mój głos drżał, a z oczu pociekły łzy. Lampa nad naszymi głowami zakołysała się niebezpiecznie po to by po chwili sypnąć iskrami i spaść na dół. 
Harry wykonał błyskawiczny ruch odrzucając mnie do tyłu. Krzyknęłam i upadłam na ziemię uderzając głową w posadzkę. Świat zawirował przed moimi oczami. Podniosłam oszołomiona głowę i ujrzałam Harry'ego otoczonego drobinkami szkła. 
- Jess proszę cię uspokój się. Nie chcę poczuć się jak szaszłyk.- Widziałam dokładnie jak nerwowo przełyka ślinę i nie spuszcza wzroku z unoszącego się szkła. 
- Ale ja... Harry to nie ja. Ja tego nie robię. Ja nie mogę... Nie potrafię...- Szloch wstrząsnął moim ciałem, a szkoło poruszyło się do przodu jakby groziło Harry'emu. 
- Tak to ty! Opanuj się bo mnie zaraz przesiatkujesz!- Podparłam się na rękach i ostatkiem sił podniosłam na nogi krzywiąc się gdy przed oczami zobaczyłam ciemne plamki. Zachwiałam się nie bezpiecznie ale po chwili skupiłam wzrok na drobinkach szkła i coś mi mówiło, że mam wyobrazić sobie jak szkoło opada. 
Zamknęłam oczy i przywołałam w głowie obraz pokoju z falującymi kartkami, z moimi unoszącymi się przez wiatr włosami, z stającym przerażonym Harrym. Wyobraziłam sobie latające szkoło przy jego ciele, pozwoliłam aby jakaś dziwna uspokajająca siła zawładnęła moim ciałem. Oczami wyobraźni widziałam jak szkoło powoli opada na ziemię, jak kartki spadają na podłogę, jak wiatr znika zostawiając po sobie bałagan i chłód na skórze. Wszystko było takie dobre, idealne. 
Otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącego na ziemi Harry'ego. Wszystko wyglądało tak jak sobie wyobraziłam. Odetchnęłam z ulgą i zrobiłam kilka kroków w stronę blondyna. 
- Czy... Czy to były te konsekwencję?- Zapytałam niepewnie, a Harry uniósł głowę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
- Mniej więcej.- Odpowiedział i podniósł się, roztrzepującą ręką sklejone od potu włosy.  - Ale jak to możliwe? Przecież... Nic nie rozumiem.- Wyjąkałam, a on parsknął i podszedł do szafy wyciągając z niej pierwszą lepszą koszulkę, którą ubrał.
- Kiedyś ci to wytłumaczę. A teraz chodź.- Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z pokoju, nawet się za siebie nie oglądając. 
Westchnęłam cicho i ruszyłam za nim starając się dotrzymać mu kroku co było dość trudne. 
Gdy w korytarzu rozniósł się odgłos jednej z piosenek Hollywood Undead krzyknęłam przerażona. Dopiero po chwili doszło do mnie to iż w mojej kieszeni wibruję telefon. Wyciągnęłam g i nie patrząc na to kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. 
- Halo?- Zapytałam ostrym głosem. Harry idący teraz wolniej spojrzał na mnie spod uniesionych brwi co zignorowałam.   
- Jess! Gdzie jesteś?- Głos Leny drżał.
- Jestem... Z Harrym. Coś się stało?
- Nie wracaj do domu, rozumiesz? Zostań z Harrym dopóki...- W słuchawce usłyszałam pikanie oznajmujące zerwane połączenie. Z lekkim zdenerwowaniem wybrałam numer do Leny ale włączyła się sekretarka. Spróbowałam jeszcze do taty ale nie przyniosło to większego rezultatu. 
- Jessica wszystko w porządku?- Harry chwycił mnie za ramię, a ja przez chwilę błądziłam wzrokiem po jego twarzy.
- Muszę wracać do domu.- Powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem kierując się mam nadzieję w stronę wyjścia. 
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mną zaczęłam biec ile sił w nogach nie zważając na idących po chodniku ludzi. Musiałam dostać się do domu jak najszybciej.
***
Szarpnęłam za klamkę, a drzwi otwarły się przede mną z cichym skrzypnięciem. Przestąpiłam próg domu i zamknęłam za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. 
- Lena?!- Krzyknęłam ale odpowiedziała mi tylko cisza. Zaczęłam iść w głąb domu rozglądając się niepewnie.- Tato! Jest tu ktoś?!- Z kosza na parasole wyciągnęłam dużą granatową parasolkę czując się pewniej.
Przywarłam do ściany i odliczyłam do trzech po czym wychyliłam głowę zza ściany zerkając do salonu. Zdusiłam w sobie krzyk gdy zobaczyłam przywiązanego do krzesła tatę. Zapominając o ostrożności weszłam do salonu i od razu podbiegłam do taty powstrzymując łzy cisnące się do oczu. Odłożyłam parasolkę na podłogę i najostrożniej jak potrafiłam odkleiłam z ust taty taśmę.
- Jess... Uciekaj stąd. Szybko.- Zignorowałam ojca i zaczęłam rozwiązywać jego ręce plątając się w tych wszystkich węzłach.
- Kurwa. Kto to wiązał?- Jęknęłam i zdenerwowana szarpnęłam za linę co nie było dobrym pomysłem. Wszystko zacisnęło się jeszcze mocniej. Zrezygnowana zajęłam się linami, które tata miał zawiązane przy kostkach. Tutaj nie wydawało się to aż tak skomplikowane.
- Uważaj!- Wrzask taty przestraszył mnie na tyle, że nie wiedziałam na co mam uważać dopóki nie poczułam silnego uderzenia w głowę. Runęłam na ziemię starając się przywrócić sobie ostrość widzenia.
- Ała. Dlaczego zawsze głowa?- Jęknęłam i przewróciłam się na plecy szybko mrugając. Robiło mi się zimno i niedobrze.
- Och mała naiwna Jessica.- Podniosłam głowę usłyszawszy głos Leny. Spojrzałam na nią zdziwiona co najwyraźniej musiała zauważyć.- Doskonale wiedziałam, że jak powiem ci, że masz nie przychodzić to przylecisz tutaj szybciej niż Oliver na ratunek twojej matce. 
- Nie żeby coś ale to ja właśnie drugi raz w ciągu godziny oberwałam w głowę i to mi powinno odbijać, a nie tobie.- Powiedziałam i usiadłam powstrzymując mdłości. Nie wiedziałam dokładnie ręki Leny, poczułam tylko pieczenie na policzku i znów leżałam na ziemi.
- Uważaj na słowa bo możesz już nigdy nic nie powiedzieć.- Jej postać zawisła nad moim ciałem.- Nie sądziłam, że ktoś taki jak ty może być wybrańcem, a jednak Arthur się nie mylił.
- Co ty pieprzysz? Jakim wybrańcem?- Zapytałam i tym razem stanęłam na nogi starając się utrzymać prostą postawę ciała. 
- Och nic ci nie powiedzieli? Jakie to przykre. Umrzesz nie poznając prawdy. Może napiszę książkę o tobie? Dziewczyna uratowana przez swoją matkę, ginie przez błędy przyjaciół i rodziny. To będzie epickie.- Spojrzałam na sufit gdzie wisiała wielka, ciężka lampa w stylu gotyckim. Zamknęłam oczy i starałam się skupić myśli?- Nie chcesz patrzeć na mnie w swoich ostatnich sekundach życia? Jakie to przykre.- Wyrzuciłam z głowy głos Leny, a zastąpiłam go widokiem spadającego przedmiotu z sufitu. Wyobraziłam sobie jak Lena upada pod ciężarem lampy. Wyobraziłam sobie jak szkoło rozpryskuję się po salonie.
Głos chrzęst, i świst lecącego przedmiotu. Otwarłam oczy i odskoczyłam do tyłu gdy lampa spadła prosto na zdziwioną Lanę.
- Żebym czasem ja nie napisała książki o tobie.- Powiedziałam do niej i chwiejnym krokiem podeszłam do przerażonego taty. Chwyciłam z podłogi kawałek szkła i zaczęłam rozcinać liny wykrzesując z siebie resztki siły. 
- Jess... To było...- Spojrzałam na tatę i uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Nie bał się mnie. Raczej był dumny. 
Głos krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, a gdy odwróciłam głowę ujrzałam podnoszącą się Lenę, która bez problemu odrzuca ze swojego ciała wielki żyrandol. 
- Zginiesz czy to ci się podoba czy nie.- Wysyczała i rzuciła się w moją stronę z kawałkiem szkła w ręce. Zdążyłam odchylić się tylko kawałek przez co szkło trzymane przez Lenę rozcięło bok mojej szyi. Wciągnęłam głęboko powietrze i przyłożyłam ręce do rozcięcia. Czułam jak krew cieknie mi po ręce, a potem skapuje na podłogę. Czułam ogromny ból, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Czułam, że tracę coś cennego i nie mogę tego łapać, czy chociażby powstrzymać przed odejściem. 
- Jeśli zginie to tylko i wyłącznie z mojej ręki.- Traciłam siły ale udało mi się dojrzeć mężczyznę ze szkoły. Odrzucił Lenę jednym machnięciem reki, i od razu znalazła się przy mnie. 
Czułam się senna, dlatego nawet nie starłam się od niego odsunąć. A po za tym pewnie nawet nie dałabym rady zważywszy na to iż leżę w kałuży swojej krwi. Pamiętam jeszcze tylko to, że Arthur odciągnął moją rękę i przyłożył swoją w miejsce rozcięcia i zaczął szeptać jakieś dziwne słowa. Potem już była tylko pustka i ciemność.  
------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak późno, przepraszam za wszystkie błędy ale nie mam czasu ich poprawiać. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie ani za długość ani za bezsensowność tego rozdziału.  Dziękuję za wszystkie komentarze, one na prawdę mi bardzo pomagają. Do zobaczenia! :*♥

Wyżsi Rangą