niedziela, 8 września 2013

5

Po wyjściu Olivera i Nicka zostałam sama z nieprzytomnym Harrym. Teraz chociaż w jego ciele nie znajdował się żaden nóż ale to nie zmieniło faktu, że jeszcze przed chwilą tam był. A najgorsze jest to, że ja go tam umieściłam i powinnam czuć się okropnie ale czułam raczej... Ulgę. Może to zabrzmieć dziwnie ale nie żałuję, że to zrobiłam. Przecież ja go uratowałam. 
Podeszłam do zawalonego jakimiś papierami biurka i z całkowitej nudy zaczęłam układać kartki papieru w stosik na środku mebla. Gdy przekopałam się przez kartki z zadaniami domowymi Harry'ego dotarłam do kupki zdjęć. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że jednym ze zdjęć leżącym na biurku, było zdjęcie mojej mamy. 
Miałam identyczne w domu schowane głęboko w szufladzie. Właściwie jestem do niej bardo podobna. Różnią nas tylko oczy. Ona miała piękne, brązowe z przebłyskami bursztynu. A ja? Ja natomiast miałam niebieski, z małymi ciemnymi kropeczkami, które dodawały mi lekkiej tajemniczości. Nie wiem po kim mam taki kolor. Mama miała brązowe oczy, a tata ma zielone. 
Mniejsza z tym. Ważniejsze pytanie, które powinnam zadać w tej chwili, brzmi: Skąd on ma to zdjęcie? Właściwie to po co mu one. 
Kierowana wielką ciekawością rozrzuciłam z powrotem kartki i przejrzałam je dokładnie. Niestety nie znalazłam nic co mogłoby pomóc zrozumieć mi to wszystko. 
***
Co chwilę zerkałam na zegarek mając nadzieję, że wskazówki przesunęły się co najmniej o trzydzieści minut, a nie sekund. W ręce trzymałam zdjęcie mamy, a w głowie ułożyłam całą rozmowę z Harrym. 
- Coś jest nie tak.- Powiedziałam i spojrzałam na znudzonego Nicka.- Powinien się już obudzić. Powiedzieliście, że nic mu nie będzie.- Dodałam zdenerwowana i zagryzłam dolną wargę.
- Obudzi się jeśli przestaniesz marudzić.- Oliver posłał mi groźne spojrzenie, które zignorowałam. 
- Idź może sprawdzić czy nie ma cię za drzwiami.- Odcięłam się i wytrzymałam jego spojrzenie. Nie chciałam pokazać mu, że się go boję.
- Wszyscy idźcie.- Spojrzałam momentalnie na Harry'ego, który starał się podeprzeć na rękach. 
- Dobra obudził się. Możemy iść.- Nick wstał z fotela i nie oglądając się za siebie wyszedł z pokoju. Po chwili wahania Oliver również wyszedł zostawiając mnie i Harry'ego sam na sam.- Powiedziałem wszyscy.
- Skąd masz jej zdjęcie?- Zapytałam i pokazałam mu trzymaną przeze mnie fotografię. Jego oczy powiększyły się minimalnie, ale potem gdy przeniósł wzrok na moją twarzy wyglądał normalnie.
- A skąd ty miałaś hartowany srebrny nóż?- Zadał mi pytanie i starając się nie skrzywić usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na swoją przedziurawioną w dwóch miejscach bluzkę.- Lubiłem ją.- Dodał i nie przejmując się moją obecnością ściągnął koszulkę odrzucając ją gdzieś na bok. 
- Harry ja wiem, że to może dziwnie zabrzmieć ale zrobiłam to...
- Dla mojego dobra? Nie, tutaj się mylisz. Zrobiłaś to bo ta dwójka idiotów ci kazała. Cholera! Ty nawet nie wiesz jakie to ma konsekwencję!
- To mi powiedz!- Krzyknęłam wściekła. 
- Sama się o tym przekonasz. Prędzej czy później.- Wyszeptał i spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczynałam odczuwać lekki powiew wiatru na swojej skórze, a kaskada włosów na moich plechach zaczęła się rozwiewać. 
Z sekundy na sekundę wiatr stawał się jeszcze mocniejszy, aż wreszcie zaczęło mi huczeć w uszach co zaczynało mnie przerażać. 
- Przestań.- Powiedziałam dobitnie, a Harry uśmiechnął się lekko. Wiatr stawał się co raz silniejszy, aż wszystkie kartki leżące na biurku zaczęły wzbijać się w powietrze i fruwać po całym pomieszczeniu.
- To nie ja Jess. To ty.- Jego dłoń odnalazła moją i mocno ścisnęła. Zachciało mi się płakać. Nie wręcz ryczeć z bezsilności i z żalu za czymś co odeszło dawno temu. Nie miałam pojęcia co to takiego ale czułam, że to było bardzo ważne.
- Nie, to nie ja. To nie mogę być ja.- Mój głos drżał, a z oczu pociekły łzy. Lampa nad naszymi głowami zakołysała się niebezpiecznie po to by po chwili sypnąć iskrami i spaść na dół. 
Harry wykonał błyskawiczny ruch odrzucając mnie do tyłu. Krzyknęłam i upadłam na ziemię uderzając głową w posadzkę. Świat zawirował przed moimi oczami. Podniosłam oszołomiona głowę i ujrzałam Harry'ego otoczonego drobinkami szkła. 
- Jess proszę cię uspokój się. Nie chcę poczuć się jak szaszłyk.- Widziałam dokładnie jak nerwowo przełyka ślinę i nie spuszcza wzroku z unoszącego się szkła. 
- Ale ja... Harry to nie ja. Ja tego nie robię. Ja nie mogę... Nie potrafię...- Szloch wstrząsnął moim ciałem, a szkoło poruszyło się do przodu jakby groziło Harry'emu. 
- Tak to ty! Opanuj się bo mnie zaraz przesiatkujesz!- Podparłam się na rękach i ostatkiem sił podniosłam na nogi krzywiąc się gdy przed oczami zobaczyłam ciemne plamki. Zachwiałam się nie bezpiecznie ale po chwili skupiłam wzrok na drobinkach szkła i coś mi mówiło, że mam wyobrazić sobie jak szkoło opada. 
Zamknęłam oczy i przywołałam w głowie obraz pokoju z falującymi kartkami, z moimi unoszącymi się przez wiatr włosami, z stającym przerażonym Harrym. Wyobraziłam sobie latające szkoło przy jego ciele, pozwoliłam aby jakaś dziwna uspokajająca siła zawładnęła moim ciałem. Oczami wyobraźni widziałam jak szkoło powoli opada na ziemię, jak kartki spadają na podłogę, jak wiatr znika zostawiając po sobie bałagan i chłód na skórze. Wszystko było takie dobre, idealne. 
Otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącego na ziemi Harry'ego. Wszystko wyglądało tak jak sobie wyobraziłam. Odetchnęłam z ulgą i zrobiłam kilka kroków w stronę blondyna. 
- Czy... Czy to były te konsekwencję?- Zapytałam niepewnie, a Harry uniósł głowę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
- Mniej więcej.- Odpowiedział i podniósł się, roztrzepującą ręką sklejone od potu włosy.  - Ale jak to możliwe? Przecież... Nic nie rozumiem.- Wyjąkałam, a on parsknął i podszedł do szafy wyciągając z niej pierwszą lepszą koszulkę, którą ubrał.
- Kiedyś ci to wytłumaczę. A teraz chodź.- Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z pokoju, nawet się za siebie nie oglądając. 
Westchnęłam cicho i ruszyłam za nim starając się dotrzymać mu kroku co było dość trudne. 
Gdy w korytarzu rozniósł się odgłos jednej z piosenek Hollywood Undead krzyknęłam przerażona. Dopiero po chwili doszło do mnie to iż w mojej kieszeni wibruję telefon. Wyciągnęłam g i nie patrząc na to kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. 
- Halo?- Zapytałam ostrym głosem. Harry idący teraz wolniej spojrzał na mnie spod uniesionych brwi co zignorowałam.   
- Jess! Gdzie jesteś?- Głos Leny drżał.
- Jestem... Z Harrym. Coś się stało?
- Nie wracaj do domu, rozumiesz? Zostań z Harrym dopóki...- W słuchawce usłyszałam pikanie oznajmujące zerwane połączenie. Z lekkim zdenerwowaniem wybrałam numer do Leny ale włączyła się sekretarka. Spróbowałam jeszcze do taty ale nie przyniosło to większego rezultatu. 
- Jessica wszystko w porządku?- Harry chwycił mnie za ramię, a ja przez chwilę błądziłam wzrokiem po jego twarzy.
- Muszę wracać do domu.- Powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem kierując się mam nadzieję w stronę wyjścia. 
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mną zaczęłam biec ile sił w nogach nie zważając na idących po chodniku ludzi. Musiałam dostać się do domu jak najszybciej.
***
Szarpnęłam za klamkę, a drzwi otwarły się przede mną z cichym skrzypnięciem. Przestąpiłam próg domu i zamknęłam za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. 
- Lena?!- Krzyknęłam ale odpowiedziała mi tylko cisza. Zaczęłam iść w głąb domu rozglądając się niepewnie.- Tato! Jest tu ktoś?!- Z kosza na parasole wyciągnęłam dużą granatową parasolkę czując się pewniej.
Przywarłam do ściany i odliczyłam do trzech po czym wychyliłam głowę zza ściany zerkając do salonu. Zdusiłam w sobie krzyk gdy zobaczyłam przywiązanego do krzesła tatę. Zapominając o ostrożności weszłam do salonu i od razu podbiegłam do taty powstrzymując łzy cisnące się do oczu. Odłożyłam parasolkę na podłogę i najostrożniej jak potrafiłam odkleiłam z ust taty taśmę.
- Jess... Uciekaj stąd. Szybko.- Zignorowałam ojca i zaczęłam rozwiązywać jego ręce plątając się w tych wszystkich węzłach.
- Kurwa. Kto to wiązał?- Jęknęłam i zdenerwowana szarpnęłam za linę co nie było dobrym pomysłem. Wszystko zacisnęło się jeszcze mocniej. Zrezygnowana zajęłam się linami, które tata miał zawiązane przy kostkach. Tutaj nie wydawało się to aż tak skomplikowane.
- Uważaj!- Wrzask taty przestraszył mnie na tyle, że nie wiedziałam na co mam uważać dopóki nie poczułam silnego uderzenia w głowę. Runęłam na ziemię starając się przywrócić sobie ostrość widzenia.
- Ała. Dlaczego zawsze głowa?- Jęknęłam i przewróciłam się na plecy szybko mrugając. Robiło mi się zimno i niedobrze.
- Och mała naiwna Jessica.- Podniosłam głowę usłyszawszy głos Leny. Spojrzałam na nią zdziwiona co najwyraźniej musiała zauważyć.- Doskonale wiedziałam, że jak powiem ci, że masz nie przychodzić to przylecisz tutaj szybciej niż Oliver na ratunek twojej matce. 
- Nie żeby coś ale to ja właśnie drugi raz w ciągu godziny oberwałam w głowę i to mi powinno odbijać, a nie tobie.- Powiedziałam i usiadłam powstrzymując mdłości. Nie wiedziałam dokładnie ręki Leny, poczułam tylko pieczenie na policzku i znów leżałam na ziemi.
- Uważaj na słowa bo możesz już nigdy nic nie powiedzieć.- Jej postać zawisła nad moim ciałem.- Nie sądziłam, że ktoś taki jak ty może być wybrańcem, a jednak Arthur się nie mylił.
- Co ty pieprzysz? Jakim wybrańcem?- Zapytałam i tym razem stanęłam na nogi starając się utrzymać prostą postawę ciała. 
- Och nic ci nie powiedzieli? Jakie to przykre. Umrzesz nie poznając prawdy. Może napiszę książkę o tobie? Dziewczyna uratowana przez swoją matkę, ginie przez błędy przyjaciół i rodziny. To będzie epickie.- Spojrzałam na sufit gdzie wisiała wielka, ciężka lampa w stylu gotyckim. Zamknęłam oczy i starałam się skupić myśli?- Nie chcesz patrzeć na mnie w swoich ostatnich sekundach życia? Jakie to przykre.- Wyrzuciłam z głowy głos Leny, a zastąpiłam go widokiem spadającego przedmiotu z sufitu. Wyobraziłam sobie jak Lena upada pod ciężarem lampy. Wyobraziłam sobie jak szkoło rozpryskuję się po salonie.
Głos chrzęst, i świst lecącego przedmiotu. Otwarłam oczy i odskoczyłam do tyłu gdy lampa spadła prosto na zdziwioną Lanę.
- Żebym czasem ja nie napisała książki o tobie.- Powiedziałam do niej i chwiejnym krokiem podeszłam do przerażonego taty. Chwyciłam z podłogi kawałek szkła i zaczęłam rozcinać liny wykrzesując z siebie resztki siły. 
- Jess... To było...- Spojrzałam na tatę i uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Nie bał się mnie. Raczej był dumny. 
Głos krzyk rozniósł się po pomieszczeniu, a gdy odwróciłam głowę ujrzałam podnoszącą się Lenę, która bez problemu odrzuca ze swojego ciała wielki żyrandol. 
- Zginiesz czy to ci się podoba czy nie.- Wysyczała i rzuciła się w moją stronę z kawałkiem szkła w ręce. Zdążyłam odchylić się tylko kawałek przez co szkło trzymane przez Lenę rozcięło bok mojej szyi. Wciągnęłam głęboko powietrze i przyłożyłam ręce do rozcięcia. Czułam jak krew cieknie mi po ręce, a potem skapuje na podłogę. Czułam ogromny ból, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Czułam, że tracę coś cennego i nie mogę tego łapać, czy chociażby powstrzymać przed odejściem. 
- Jeśli zginie to tylko i wyłącznie z mojej ręki.- Traciłam siły ale udało mi się dojrzeć mężczyznę ze szkoły. Odrzucił Lenę jednym machnięciem reki, i od razu znalazła się przy mnie. 
Czułam się senna, dlatego nawet nie starłam się od niego odsunąć. A po za tym pewnie nawet nie dałabym rady zważywszy na to iż leżę w kałuży swojej krwi. Pamiętam jeszcze tylko to, że Arthur odciągnął moją rękę i przyłożył swoją w miejsce rozcięcia i zaczął szeptać jakieś dziwne słowa. Potem już była tylko pustka i ciemność.  
------------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak późno, przepraszam za wszystkie błędy ale nie mam czasu ich poprawiać. Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie ani za długość ani za bezsensowność tego rozdziału.  Dziękuję za wszystkie komentarze, one na prawdę mi bardzo pomagają. Do zobaczenia! :*♥

2 komentarze:

  1. Świetne!!! Masz talent i musisz go wykorzystywać ♡ czekam na następny rodział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Wyżsi Rangą