- Och kochana to na nic.- Jego perlisty głos wywołał u mnie jeszcze większy płacz.
Moja ręka dotknęła chodnej dłoni mamy. Wzdrygnęłam się i drżącą dłonią odgarnęłam brązowe włosy z twarzy mamy.
Oczy miała otwarte, a usta zsiniałe.
- Mamo, mamo.- Potrząsnęłam nią, ale nie przyniosło to żadnego skutku.
- Dobra miło było ale się skończyło.- Silne ręce podniosły mnie do góry jak szmacianą laleczkę.- Teraz idziesz ze mną. Ona i tak jest już zimnym trupem.- Obojętność w jego głosie przeraziła mnie jeszcze bardziej niż świadomość tego co zaraz mi zrobi.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Przez brak świeżego powietrza w pomieszczeniu czułam się jak w saunie. Wstałam z łóżka i otwarłam okno nie przejmując się deszczem, który zaczął moczyć moją podłogę. Oparłam ręce na parapecie i wciągnęłam głęboko powietrze. Ogarnij Jess, ogarnij.
***
Siedziałam znudzona w ławce bawiąc się telefonem, którego nawet nie starałam się ukryć. Po co? Przecież i tak nikt nic mi nie powie. Wszyscy za bardzo się boją. Kim jestem? Mam na imię Jessica i właściwie to wszystko na mój temat. Połowa moich ''znajomych'' nie wie nawet jak mam nazwisko ale wiedzą natomiast, że lepiej mi nie podskakiwać. No chyba że życie ci nie miłe. Mi wolno wszystko. Wytłumaczenie na moje karygodne zachowanie? Ona jest jeszcze młoda i tyle przeszła. Głupie wytłumaczenie. Prawda jest taka, że nikt nie chce zadzierać z córką prezydenta. Taa mój tatuś. Ile może być kłamstwa w zdaniu: Kochana rodzina. Składa się ono z dwóch wyrazów, a w naszym przypadku jest w tym więcej kłamstw niż tapety na ryju Cassie. Nie jesteśmy kochaną rodzinką. Wychowuję mnie jego druga żona. Nigdy nie narzekałam bo właściwie mi to pasuję.
Dzwonek rozbrzmiał przerywając nauczycielowi nudną gadkę, którą słuchała tylko przednia część klasy składająca się z samych lamusów. Z westchnieniem włożyłam do swojej torby zeszyt i czarny piórnik. Wstałam z gracją po czym wyszłam z klasy. Po chwili obok mnie pojawiła się drobna blondynka Cassie i wysoki brunet James. Moi wierni poddani.
- Och Jessica śliczne buty!- Zapiszczała Cassie. Wywróciłam oczami i ignorując jej komentarz ruszyłam w stronę stołówki.
James otworzył przede mną drzwi, a ja bez żadnego słowa weszłam do dużego pomieszczenia. Wzrok wszystkich zebranych spoczął na mojej osobie. Ludzie zaczęli szeptać, myśląc, że wcale tego nie widzę lub nie słyszę. Nasze gimnazjum, do którego uczęszczam jest połączone z liceum. Z jednej strony mi się to podoba, a z drugiej wolałabym aby nie było tutaj tych 'licealistów'.
- Jessica patrz...- James kiwnął głową w kierunku stolika, który przeważnie, dobra zawsze zajmujemy. Siedział przy nim blondyn, którego niestety znałam.
- Zajmę się tym.- Powiedziałam i sama ruszyłam w stronę stolika.
Stanęłam na przeciwko Harry'ego, który marszczył czoło i pieczołowicie nad czymś rozmyślał.
- Nie pomyliły ci się czasem miejsca?- Zapytałam i założyłam ręce na klatce piersiowej. Głowa Harry'ego powędrowała do góry.
- Jess czekałem na ciebie.- Uśmiechnął się do mnie. Zdenerwowana położyłam dłonie na stoliku i spojrzałam prosto w jego oczy.
- Nie mów do mnie Jess.- Wysyczałam wściekła.- I nic mnie to nie obchodzi.- Dodałam cały czas patrząc w jego oczy.
- Gdzie jest Lissa?- Zapytał i również wstał opierając dłonie na stoliku. Czułam na twarzy jego ciepły oddech.
- Skąd ja mogę to wiedzieć?- Prychnęłam i wyprostowałam się.- Pewnie znów się pocięła i naćpała myśląc, że zdobędzie kogoś łaskę. O nie chwila. Ona już ją ma.- Nie mówiłam cicho. Ale też nie krzyczałam. Z racji tego iż wszyscy w stołówce byli cicho mój głos roznosił się bardzo dobrze po tak dużym pomieszczeniu.
- Przestań Jess. Doskonale wiesz, że...
- Nie mów do mnie Jess!- Krzyknęłam.- I nie obchodzi mnie gdzie jest twoja psychiczna przyjaciółeczka, jasne? A teraz spadaj bo zrobi się nieprzyjemnie.- Czułam buzującą we mnie złość. Czułam gniew i- o Boże- na prawdę chciałam go uderzyć.
Żarówka nad nami eksplodowała i posypała się tysiącami iskier jak i malutkich kawałeczków szkła. Zgarbiłam się i osłoniłam głowę rękoma. Szkło opadło na ziemię z głuchym zgrzytem. Wyprostowałam się i rozejrzałam po wszystkich zgromadzonych.
- Nie, nie teraz.- Oczy Harry'ego wpatrywały się we mnie jakbym miała mu odpowiedzieć.
Blondyn zerwał się do biegu potrącając po drodze kilku pierwszoroczniaków. Patrzyłam za nim dopóki wahadłowe drzwi nie oddzieliły mnie od jego widoku.
- Jessica wszystko w porządku?- James podszedł do mnie. Chciał mnie dotknąć, widziałam to po nim ale nie zrobił tego.
- Jakby cię to w ogóle interesowało.- Ucięłam i usiadłam na swoim miejscu posyłając groźne spojrzenia wszystkim, którzy na mnie spoglądali.
***
Zeszłam po schodach na parter i nim weszłam do salonu usłyszałam śmiech mojej macochy dobiegający z korytarza. Zaciekawiona tym dziwnym zjawiskiem zmarszczyłam czoło i skręciłam w lewo wchodząc do nieoświetlonego korytarzyka. Przy drzwiach stała moja macocha w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
- Lena?- Odezwałam się zwracając tym samym na siebie uwagę dwójki rozchichotanych osób.- No to są chyba jakieś jaja.- Powiedziałam gdy ujrzałam rozpromienioną twarz chłopaka.
- Jessica dlaczego nie mówiłaś, że Harry dziś przyjedzie?- Podstarzała kobieta wydawała się bardzo zadowolona z faktu iż chłopak znów nas odwiedził.
- Bo o tym nie wiedziałam. A po za tym jestem pewna, że Harry się spieszy i musi już iść.- Założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Wiesz właściwie to masz rację ale pójdę dopiero jak ze mną porozmawiasz.- Podszedł do mnie z tą swoją zasraną pewnością siebie, która doprowadzała mnie do szału.
- Masz dwie minuty, żeby nie było że cię wywaliłam.- Wysyczałam do niego i uśmiechnęłam się sztucznie do obserwującej nas Leny.
Odwracając się tyłem do Harry'ego wyszłam z korytarza i weszłam po woli po schodach czując na sobie wzrok chłopaka. Mimo mojej całej niechęci do niego uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
Otworzyłam drzwi swojego pokoju i podeszłam od razu do okna. Oparłam się o parapet i zatrzymałam swój wzrok na postaci blondyna.
- Radzę ci się streszczać czas leci. Tik-tak.- Harry przewrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się lekko. Doskonale wiedziałam jak mam wyprowadzić go z równowagi, a że czasem to robiłam to już nie była moja wina. To po prostu czysty przypadek.
- Nie idź dzisiaj na maraton. Zostań w domu.- Powiedział poważnie i podszedł do mnie chwytając mnie za ręce.
- Oszalałeś? Na pewno nie zostanę w domu. Nie mogę.- Odpowiedziałam i odepchnęłam go chcąc odzyskać swoją przestrzeń osobistą.
- Jess... Jessica proszę cię tylko o tą jedną rzecz. Nie wychodź dziś z domu.- Wiedziałam, że bardzo mu zależy abym nigdzie nie wychodziła.
- Dlaczego? Dlaczego miałabym zrobić coś dla ciebie? Przecież ty nigdy nie robiłeś tego o co cię prosiłam.- Odpowiedziałam trafiając w jego czuły punkt.
- Jessica proszę cię nie...
- Twój czas minął. Idź sobie bo przestanę być miła.- Usiadłam na łóżku i patrzyłam jak zrezygnowany opuszcza mój pokój. 1:1 Harry.
Harry.
Zapukałem w brązowe drzwi i odsunąłem się kawałek. Głośna muzyka dobiegała zza drzwi ale byłem pewny, że mnie usłyszała. Zapukałem jeszcze raz co nie przyniosło żadnego efektu. Światło w jednym z pomieszczeń ukazało mi biegnącą postać.
- Lissa?!- Krzyknąłem i nacisnąłem na klamkę. Zamknęła się. Przełknąłem zdenerwowany ślinę i odszedłem kawałek od drzwi aby potem naprzeć na nie całą swoją siłą. Zamki puściły, a ja dostałem się do środka. Zdenerwowany rozejrzałem się po jasnym korytarzu i ujrzałem wyróżniające się na jasnych panelach kropki czerwonej krwi. W pierwszej chwili nie mogłem rozpoznać tego zapachu ale potem już wiedziałem.
- Lissa?!- Mój krzyk rozniósł się po całym domu. Ruszyłem w stronę, w którą przed chwilą pobiegła postać. Zapach krwi nabierał na sile, a gdy stanąłem przy białych drzwiach doskonale wiedziałem, że ona tam jest.
- Lissa kochanie otwórz mi. To ja Harry.- Zamknąłem oczy wytężając słuch. Cichy szloch dobiegł zza drzwi, a ja spojrzałem na zamek i skoncentrowałem się na nim. Wyobraź sobie, że on się otwiera. Wyobraź sobie jak wszystkie małe sprężynki popuszczają, jak metal ustępuje. Głos Nicka zawsze mnie denerwował ale teraz byłem wdzięczny, za jego marudzenie podczas mojego wolnego czasu.
Cichy zgrzyt upewnił mnie, że mi się udało. Nacisnąłem klamkę, która ustąpiła mi z łatwością jakiej bym się nie spodziewał.
W kącie białej i sterylnie czystej łazienki siedziała krucha dziewczyna z brązowymi włosami. Jej nadgarstki ociekały krwią, a ona dalej cięła gładką i cienką skórę. Łkała cicho i pociągała co chwilę nosem.
- On wrócił. Jest tutaj. Wszedł do mojej głowy. Kazał mi. Nie chciałam, ale mi kazał.- Wyszeptała przerażona. Jej głos drżał, a szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Lissa już dobrze. Jestem tutaj.- Podszedłem do niej i wyciągnąłem żyletkę z jej dłoni. Wyrzuciłem ją z obrzydzeniem do umywalki i przycisnąłem drżące ciało brunetki do siebie.
- O-oo on wie Harry.- Czułem przesiąkającą krew przez moją koszulkę ale jakoś nie specjalnie się tym przejąłem. Bardziej interesowała mnie moja mała Lissa.
- Spokojnie kochanie. Zaraz mi wszystko opowiesz.- Odsunąłem ją od siebie na długość ramienia i chwyciłem za pokrytą krwią dłoń.
Zaprowadziłem Lissę do salonu gdzie posadziłem ją na kanapie, a sam zamknąłem drzwi wejściowe i udałem się do kuchni, z której zabrałem jakąś ścierkę i miskę wody.
Usiadłem obok nieobecnej Lissy i zacząłem myć jej ręce. Na bladych nadgarstkach nie było ani śladu po cięciach.
- Harry on po nią idzie. Rozumiesz? Ja mu wszystko powiedziałam, a on po nią idzie. Zakończy to dzisiaj. Podczas pełni jest silniejszy, tak samo jak ona.- Jej duże przerażone oczy skoncentrowały się na mojej twarzy.
- On tutaj był? Dobrał się do twojego umysłu?- Czułem rosnącą złość. Obiecałem sobie, że będę chronił Lissę przed tym skurwielem i jak zwykle zawiodłem.
- Nie obwiniaj się Harry. Dam sobie radę. Muszę tylko się przespać i będzie lepiej.- Brunetka siliła się na pogodny ton ale wiedziałem co teraz dzieje się w środku niej. Sam przez to przechodziłem i wiedziałem, że sen tutaj nie pomoże.
- Będzie dobrze Lissa. Teraz będzie najtrudniej ale potem będzie dobrze.- Potarłem jej ramiona.- Lissa ja muszę iść. Obiecuję, że ktoś zaraz do ciebie przyjedzie skarbie.- Pocałowałem ją w czoło i uśmiechnąłem pokrzepiająco.
- Harry uważaj na siebie. Jeżeli on jej zechce oddaj mu ją. Oliver i tak ją uratuję.- Jej oczy znów wypełniały łzy, ale tym razem nie pozwoliła im spłynąć po policzkach.
- Zawsze uważam kochanie.- Ostatni wymuszony uśmiech w jej stronę i wyszedłem z domu.
Przystanąłem przy samochodzie i rozejrzałem po okolicy. Wszystko było takie spokojne, aż podejrzane. Wsiadłem do samochodu i odpalając silnik wybrałem numer do mojego najwierniejszego przyjaciela.
- Dodzwoniłeś się do biura matrymonialnego Jacka. Przyjmuję od poniedziałku do piątku w godzinach wieczornych.- Radosny głos Jacka zawsze mnie uspokajał.
- Jack musisz przyjechać do Lissy.- Przeszedłem od razu do sedna, a on cicho westchnął.
- Stary wiem, że się o nią martwisz ale daj jej trochę odpocząć.
- Byłem u niej. Miała całe ręce we krwi. Znów się pocięła ale tym razem z innego powodu. Jack on u niej był. Rozumiesz? Dobrał się do niej.- Wytłumaczyłem skręcając w odpowiedni zakręt.
- O Boże. Co z nią?- Tym razem wiedziałem, że nie będzie wmawiał mi, że z Lissą wszystko będzie dobrze. Tym razem wiedziałem, że na prawdę się przejął.
- Niby wszystko dobrze ale wiesz jaka ona jest. Sam bym z nią został ale Arthur idzie po Jess i muszę do niej jechać.
- Spoko rozumiem. Ratuj tą swoją księżniczkę, a ja jadę doLissy z kubkiem lodów. A i będziesz tłumaczył Olivii dlaczego olałem naszą randkę.
- Pewnie. Dzięki Jack.- Rozłączyłem się i przyspieszyłem.
Księżyc był co raz wyżej, a ja wiedziałem, że muszę się pospieszyć.
--------------------------------------------------
Cześć. Nowy blog, pierwszy rozdział nowa klapa. Nie będę się rozpisywać bo sensu nie wiedzę, a opinię pozostawiam wam. Miłego! xo
- Lissa?!- Krzyknąłem i nacisnąłem na klamkę. Zamknęła się. Przełknąłem zdenerwowany ślinę i odszedłem kawałek od drzwi aby potem naprzeć na nie całą swoją siłą. Zamki puściły, a ja dostałem się do środka. Zdenerwowany rozejrzałem się po jasnym korytarzu i ujrzałem wyróżniające się na jasnych panelach kropki czerwonej krwi. W pierwszej chwili nie mogłem rozpoznać tego zapachu ale potem już wiedziałem.
- Lissa?!- Mój krzyk rozniósł się po całym domu. Ruszyłem w stronę, w którą przed chwilą pobiegła postać. Zapach krwi nabierał na sile, a gdy stanąłem przy białych drzwiach doskonale wiedziałem, że ona tam jest.
- Lissa kochanie otwórz mi. To ja Harry.- Zamknąłem oczy wytężając słuch. Cichy szloch dobiegł zza drzwi, a ja spojrzałem na zamek i skoncentrowałem się na nim. Wyobraź sobie, że on się otwiera. Wyobraź sobie jak wszystkie małe sprężynki popuszczają, jak metal ustępuje. Głos Nicka zawsze mnie denerwował ale teraz byłem wdzięczny, za jego marudzenie podczas mojego wolnego czasu.
Cichy zgrzyt upewnił mnie, że mi się udało. Nacisnąłem klamkę, która ustąpiła mi z łatwością jakiej bym się nie spodziewał.
W kącie białej i sterylnie czystej łazienki siedziała krucha dziewczyna z brązowymi włosami. Jej nadgarstki ociekały krwią, a ona dalej cięła gładką i cienką skórę. Łkała cicho i pociągała co chwilę nosem.
- On wrócił. Jest tutaj. Wszedł do mojej głowy. Kazał mi. Nie chciałam, ale mi kazał.- Wyszeptała przerażona. Jej głos drżał, a szloch wstrząsnął jej ciałem.
- Lissa już dobrze. Jestem tutaj.- Podszedłem do niej i wyciągnąłem żyletkę z jej dłoni. Wyrzuciłem ją z obrzydzeniem do umywalki i przycisnąłem drżące ciało brunetki do siebie.
- O-oo on wie Harry.- Czułem przesiąkającą krew przez moją koszulkę ale jakoś nie specjalnie się tym przejąłem. Bardziej interesowała mnie moja mała Lissa.
- Spokojnie kochanie. Zaraz mi wszystko opowiesz.- Odsunąłem ją od siebie na długość ramienia i chwyciłem za pokrytą krwią dłoń.
Zaprowadziłem Lissę do salonu gdzie posadziłem ją na kanapie, a sam zamknąłem drzwi wejściowe i udałem się do kuchni, z której zabrałem jakąś ścierkę i miskę wody.
Usiadłem obok nieobecnej Lissy i zacząłem myć jej ręce. Na bladych nadgarstkach nie było ani śladu po cięciach.
- Harry on po nią idzie. Rozumiesz? Ja mu wszystko powiedziałam, a on po nią idzie. Zakończy to dzisiaj. Podczas pełni jest silniejszy, tak samo jak ona.- Jej duże przerażone oczy skoncentrowały się na mojej twarzy.
- On tutaj był? Dobrał się do twojego umysłu?- Czułem rosnącą złość. Obiecałem sobie, że będę chronił Lissę przed tym skurwielem i jak zwykle zawiodłem.
- Nie obwiniaj się Harry. Dam sobie radę. Muszę tylko się przespać i będzie lepiej.- Brunetka siliła się na pogodny ton ale wiedziałem co teraz dzieje się w środku niej. Sam przez to przechodziłem i wiedziałem, że sen tutaj nie pomoże.
- Będzie dobrze Lissa. Teraz będzie najtrudniej ale potem będzie dobrze.- Potarłem jej ramiona.- Lissa ja muszę iść. Obiecuję, że ktoś zaraz do ciebie przyjedzie skarbie.- Pocałowałem ją w czoło i uśmiechnąłem pokrzepiająco.
- Harry uważaj na siebie. Jeżeli on jej zechce oddaj mu ją. Oliver i tak ją uratuję.- Jej oczy znów wypełniały łzy, ale tym razem nie pozwoliła im spłynąć po policzkach.
- Zawsze uważam kochanie.- Ostatni wymuszony uśmiech w jej stronę i wyszedłem z domu.
Przystanąłem przy samochodzie i rozejrzałem po okolicy. Wszystko było takie spokojne, aż podejrzane. Wsiadłem do samochodu i odpalając silnik wybrałem numer do mojego najwierniejszego przyjaciela.
- Dodzwoniłeś się do biura matrymonialnego Jacka. Przyjmuję od poniedziałku do piątku w godzinach wieczornych.- Radosny głos Jacka zawsze mnie uspokajał.
- Jack musisz przyjechać do Lissy.- Przeszedłem od razu do sedna, a on cicho westchnął.
- Stary wiem, że się o nią martwisz ale daj jej trochę odpocząć.
- Byłem u niej. Miała całe ręce we krwi. Znów się pocięła ale tym razem z innego powodu. Jack on u niej był. Rozumiesz? Dobrał się do niej.- Wytłumaczyłem skręcając w odpowiedni zakręt.
- O Boże. Co z nią?- Tym razem wiedziałem, że nie będzie wmawiał mi, że z Lissą wszystko będzie dobrze. Tym razem wiedziałem, że na prawdę się przejął.
- Niby wszystko dobrze ale wiesz jaka ona jest. Sam bym z nią został ale Arthur idzie po Jess i muszę do niej jechać.
- Spoko rozumiem. Ratuj tą swoją księżniczkę, a ja jadę doLissy z kubkiem lodów. A i będziesz tłumaczył Olivii dlaczego olałem naszą randkę.
- Pewnie. Dzięki Jack.- Rozłączyłem się i przyspieszyłem.
Księżyc był co raz wyżej, a ja wiedziałem, że muszę się pospieszyć.
--------------------------------------------------
Cześć. Nowy blog, pierwszy rozdział nowa klapa. Nie będę się rozpisywać bo sensu nie wiedzę, a opinię pozostawiam wam. Miłego! xo
Rozdział nieziemski ♥ Ten gif grr.... jak mogłaś ?! Aż mi ciary przeszły xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na 1 rozdział: http://angels-demons-heaven-hell.blogspot.com
Świetny rozdział :) zaprasza przy okazji na mojego bloga, na razie jest prolog. http://unrewarding-life.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Z przyjemnością czytałam twoje opowiadania. I mam nadzieję, że zajrzysz na mój blog. Dopiero zaczynam, rozdziały będę dodawać regularnie. life-is-brutal-1D
OdpowiedzUsuń